Dzisiaj całkiem
subiektywny tekścik, który od biedy można nazwać felietonem.
Obrazek pożyczyłem z profilu „Secret Service” na facebooku.
W dniu, w którym piszę
te słowa, przez rodzime serwisy growe (i nie tylko, bo na stosowną
wzmiankę trafiłem też na Dobrych Programach) jak burza przetoczyła
się informacja, że planowana jest reaktywacja „Secret Service”.
Planowana to zresztą mało powiedziane, ona jest pewna! Facebookowy
profil odkurzonego pisma zaczął w zawrotnym tempie gromadzić
polubienia, pod newsami informującymi o całym wydarzeniu pojawiła
się masa komentarzy, a na twarzy niejednego nastolatka sprzed dwóch
dekad pojawił się szeroki uśmiech. Sam dostałem maila od
znajomego, zanim jeszcze trafiłem na tę radosną wieść na
serwisach tematycznych. Widząc ten ogromny odzew, można dojść do
wniosku, że kult starych czasopism jest ciągle żywy i może już
czas, aby któreś z nich powróciło. Mimo że sercem jestem z
„Resetem”, to nie da się ukryć, że „Secret Service” jest w
tym przypadku najlepszym możliwym wyborem.
Grunt pod reaktywację
był przygotowywany od dłuższego czasu. Może nie przez ludzi,
którzy za nią stoją, ale oddolnie przez fanów, którzy co rusz
dawali o sobie znać. Wspominkowe teksty pojawiały się tu i ówdzie,
lecz najistotniejsze były tutaj trzy zjawiska. Po pierwsze: Pixel
Heaven – impreza, której dziewicza odsłona miała miejsce w
zeszłym roku, a kolejna raptem miesiąc temu. To właśnie na niej
pojawił się panel z twórcami klasycznych pism o grach
komputerowych, którym w bieżącym roku poświęcono aż dwa spotkania: dotyczące „Top Secret” (z Borkiem i Alexem) i tzw.
„drugiej fali” branżowych periodyków (czyli m.in. „Resetu”,
„ŚGK”, „Gamblera” i „CD-Action”). Pokazały one, że na
nostalgiczne wspominki ciągle jest zapotrzebowanie, a redaktorzy
starych pism chętnie się nimi dzielą. Kiedy oglądam nagrania z
tych spotkań (na których niestety nie było mi dane się pojawić) jakoś mnie nie dziwi, że to właśnie pomysłodawca Pixel Heaven,
Robert Łapiński, stoi za reaktywacją „Secret Service” - przyjmując na siebie rolę wydawcy (najbardziej w całym tym przedsięwzięciu
ryzykowną).
Drugie zjawisko, które
przypomniało ludowi o dobrach luksusowych, które niegdyś zdobiły
kioskowe witryny, to akcja zbierania pieniędzy na produkcję filmową
pt. „Thank you for playing”. Na obecną chwilę na portalu
wspieram.to zebrano na nią niemal 200% wymaganej kwoty. Udział w
tej - poświęconej klasycznym pismom o grach komputerowych -
produkcji potwierdziło już wiele osób, które w latach 90. uchodziły wśród
dzieciarni za prawdziwe guru w temacie gier komputerowych
i nie tylko (więź na linii redakcja-czytelnicy była w takich
przypadkach czymś niezwykłym). W przypadku tego filmu odzew jest
naprawdę spory, zaś z komentarzy tradycyjnie wylewa się fala
nostalgii.
Wreszcie trzecią rzeczą,
która według mnie stanowiła swoiste preludium do reaktywacji
„Secret Service”, jest wspominkowy cykl Piotra „Micza”
Mańkowskiego na cdblogu. Człowiek związany z wieloma pismami
branżowymi przedstawiał w nim swoje losy w redakcjach „SS”,
„Resetu”, a nawet „Clicka!”. Czytało się to bardzo dobrze,
przy okazji przypominając sobie o rozmaitych perturbacjach, które
wstrząsały redakcjami wspomnianych pism. Micz nie o wszystkim pisał
- po części z braku wiedzy nt. konfliktowych sytuacji, a po części
po prostu dlatego, że nie chciał rozdrapywać starych ran (kilka
spraw zostało przy okazji wyjaśnionych w komentarzach, zaś reszty
można się co najwyżej domyślać). Z tekstów byłego vice
naczelnego „Resetu” przebijało jednak coś więcej, niż tylko
chęć podzielenia się czytelnikami wspomnieniami z zamierzchłej
przeszłości. Widać było, że Micz podchodził do tego co robił z
autentyczną pasją i gdyby tylko ktoś dał mu jeszcze jedną
szansę, to z przyjemnością powróciłby do roli red_aktora. Mało
tego, w ciepłych słowach wyrażał się o Waldemarze „Pegaz
Assie” Nowaku – jednym ze współzałożycieli czerwonego
miesięcznika, tym, w którego rękach zostało pismo po głośnym
konflikcie z Martinezem. I stało się, Piotr Mańkowski został
redaktorem naczelnym reaktywowanego „Secret Service”, zaś Pegaz
objął w nim funkcję dyrektora artystycznego.
Powracającemu
miesięcznikowi życzę jak najlepiej i z miejsca deklaruję, że ma
we mnie czytelnika. Jednocześnie nie mogę nie zauważyć
głosów negatywnych, czy może raczej „rozsądnych”. Pisma
papierowe dogorywają już od kilku lat. Na rynku pozostało w tej
chwili dwóch starych graczy, w postaci „CD-Action” i „PSX
Extreme”. Nowi zawodnicy raczej się nie pojawiają, a jeśli już,
to są to tytuły dosyć niszowe, takie jak „Lag” czy „Gramy!”
(na ten drugi można jednak trafić w Empikach, więc nakład musi
mieć niemały). Co do sędziwych tytułów, to zakładam, że „SS”
nie pójdzie ich drogą, gdyż pierwsze z nich swoją potęgę
zbudowało pełnymi wersjami gier, w doborze których nie miało
sobie równych, zaś drugie jest tytułem stricte konsolowym. Szanse
Micza i spółki widzę w czymś bliższym drugiej parze wymienionych
tytułów. Jeśli chociaż część tekstów będzie tematycznie i
merytorycznie zbliżona do tych z drugiego numeru „Laga” to już
będzie bardzo dobrze. Z kolei z „Gramy!” można by zapożyczyć
spis treści, w którym dominują teksty przekrojowe, wywiady oraz
felietony, zaś brakuje newsów, recenzji i poradników. Z zapowiedzi
można wywnioskować, że „Secret Service” podąży podobną
drogą, przy okazji sporo miejsca poświęcając starszym tytułom (i
bardzo dobrze, wszak chce się odrodzić dzięki nostalgii
czytelników). Znani redaktorzy, dobry dobór tematów (który nie
powielałby tego, co można znaleźć w internecie) i wreszcie szata
graficzna autorstwa Pegaz Assa to czynniki, które, obok magii
tytułu, mogą zdecydować o sukcesie całego przedsięwzięcia.
Alex, zapytany podczas
dyskusji na tegorocznym Pixel Heaven, czy w dzisiejszych czasach
zdecydowałby się być wydawcą „Top Secret”, odpowiedział:
Ludzie kochają samochody
klasyczne, z lat 60. czy 70., ale nie słyszałem, żeby któryś
producent samochodów wpadł na pomysł, żeby tego Dodge'a Chargera
produkować w takiej wersji, w jakiej wtedy to robił.
Dalej zaś wspomina, że
większe szanse od tradycyjnego periodyku miałby dobry magazyn o
retro gamingu. Trudno się z tymi uwagami nie zgodzić, zwłaszcza
mając w pamięci nieudaną reaktywację „Top Secretu” z
początków minionej dekady (o niej zresztą Alex też wspomina).
Jednocześnie, stosując motoryzacyjną analogię, warto przypomnieć,
że od kilku lat trwa prawdziwa moda na nowe wersję muscle carów,
których Dodge Charger był przedstawicielem. Ameryka i świat na
powrót oszalały na punkcie nowych wersji tego typu pojazdów, więc,
idąc tym tropem, można zapytać: dlaczegóż nie miałaby się
przyjąć nowa, dostosowana do współczesnego rynku, wersja „Secret
Service”? To jasne, że magazyn identyczny z tym sprzed kilkunastu
lat, nie ma racji bytu, ale już taki, który wykorzystuje magię
tytułu, pożycza kilka najbardziej charakterystycznych detali
graficznych (tak jak we wspomnianych samochodach nawiązuje się do
klasycznej stylistyki), jak najbardziej mógłby się obronić i nie
tylko przekonać do siebie starych czytelników, lecz również
przyciągnąć rzesze nowych. Do premiery odrodzonego „Secret
Service” zostało jeszcze trochę czasu (chociaż ma dojść do
niej jeszcze tego lata), niemniej warto trzymać kciuki i - niczym w
czasach nastolętctwa - wypatrywać w kioskowej witrynie żółtego
logo.