tag:blogger.com,1999:blog-76543067258048991232023-11-16T17:30:20.982+01:00Blog Cyber NiekulturalnyPKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.comBlogger210125tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-71919723979048094372016-05-09T19:21:00.000+02:002016-05-09T19:45:51.086+02:00Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów<div style="text-align: justify;">
<i>Na początek ogłoszenia parafialne (niezainteresowani mogą od razu przeskoczyć pod plakat). Dawno mnie nie było i pewnie po tym poście znowu długo nie będzie. Wszystko przez pisanie do miejsc, w których jest szansa na jakąś tam liczbę wyświetleń... W tym roku mam również nadzieję na nieco więcej aktywności na papierze, zatem Blog Cyber Niekulturalny powoli idzie w odstawkę. Nie mam jednak serca całkiem go zwinąć, w związku z czym dalej będzie sobie wisiał w sieci, a od czasu do czasu urozmaicę go nowym wpisem. Polygamia przeniosła się w nowe miejsce i pozamykała wszystkie swoje blogaski (ponoć prawa ma do nich Agora), zatem w wolnej chwili wrzucę gdzieś to, co napisałem na Stos Starych Czasopism (część tej pisaniny – a może całość – wyląduje pewnie tutaj). A teraz już do rzeczy.</i><br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkhqTKzS_HOiSEzTkumI-tAPRKG76eLEcaD1GEbYrbnXeAoggd800vV9AY4KUgj8tLH7c5cktQIUJq5pM0_Op4ELE4DnnlTiNUC0bSf5u5oeha2s1pVlu8Yl2GTXsvDrzHD2JCcsHdAOk/s1600/CA.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkhqTKzS_HOiSEzTkumI-tAPRKG76eLEcaD1GEbYrbnXeAoggd800vV9AY4KUgj8tLH7c5cktQIUJq5pM0_Op4ELE4DnnlTiNUC0bSf5u5oeha2s1pVlu8Yl2GTXsvDrzHD2JCcsHdAOk/s320/CA.jpg" width="216" /></a></i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" to tak naprawdę trzecia część "Avengers". Tym razem nie dostajemy konfliktu na skalę kosmiczną czy lewitujących państw-miast, ale zabawa jest naprawdę przednia. Prawdopodobnie najlepsza, w jakiej do tej pory wspólnie uczestniczyli marvelowscy bohaterowie. Każdy, kto kojarzy event "Civil War" wie mniej więcej, czego się spodziewać. Oto przez fakt, że herosi działają poza prawem i niszczą przy tym sporo miast, w których ginie naprawdę wiele osób, ONZ przygotowuje tzw. "Protokół z Sokovii", który oddaje najpotężniejszych ziemskich bohaterów pod jurysdykcję tej organizacji. Iron Man jest za, Kapitan Ameryka przeciw, zatem konflikt jest nieunikniony. Do tego dochodzi sprawa Zimowego Żołnierza, który jest podejrzany o zamach w... Ale tego dowiecie się już z filmu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy z bohaterów zdobywa wśród nadludzi stronników i rozpoczyna się starcie. Obok starych znajomych, pojawiają się nowe twarze, tak w szeregach Avengers (Ant-Man), jak i w ogóle na ekranie (Black Panther i Spider-Man). Nie trzeba chyba dodawać, że nowi bohaterowie kradną całe show... Mimo, że herosów przewija się przez ekran całe multum, to każdy z nich dostaje swoje pięć minut, dzięki czemu mamy okazję zobaczyć, że każdy z nich jest jakiś. Nawet ci, którzy w poprzednich filmach specjalnie nie błyszczeli, tutaj pokazują swoje prawdziwe oblicze. Taki Falcon na przykład. Tutaj wychodzi, że to naprawdę spoko koleś, a jego przekomarzanie się z Buckym jest jedną z sympatyczniejszych scen w całym filmie (zwłaszcza, że obaj siedzą w Garbusie). Trzech wielkich bohaterów przemierza niemieckie drogi w <b>Volkswagenie Beetle</b> – proste, zabawne, a przy tym niegroteskowe. Każdy bohater jest tu jakiś i mimo, że wielu z nich pojawia się tylko na chwilę, to kradną nasze serca. Zwłaszcza jeden z nich.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Spider-Man</b>. Pajęczak, który pojawia się w omawianym filmie, to najlepsza ekranowa odsłona Petera Parkera, jaka do tej pory powstała. A chyba wiem, co mówię, bo wczoraj widziałem zarówno "Kapitana Amerykę 3", jak i "The Amazing Spider-Mana 2". Tobey Maguire był ok, nieporadny i sympatyczny, Andrew Garfield chyba jeszcze lepszy, ale Tom Holland jest takim Spider-Manem na jakiego czekaliśmy. Jeśli "Avengers" są filmowym odpowiednikiem "The Ultimates", to oczywiście zaserwowano nam postać rodem z "Ultimate Spider-Mana". Młodziutką i osadzoną we współczesności, a do tego będącą bratankiem najmłodszej cioci May, jaką w życiu widzieliśmy. I mimo że chciałbym już moją ulubioną wersję Petera, czyli tę z lat 90. i całego runu J. M. Straczynskiego, to muszę przyznać, że dzieciak jest najleszą ekranową inkarnacją tego bohatera. Dużo go tutaj nie ma, ale jak już się pojawia, to widzimy w nim dokładnie takiego Petera, jakiego uwielbiają wszyscy Spider-fani (cytując klasyka). Aha, jeśli poczekacie do końca napisów (ale tego całkiem końca), to dostaniecie więcej Spider-Mana.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
O fabule nie będę się rozpisywał, bo raz, że nie lubię, a dwa, że dla czytelników to żadna przyjemność. Jest po prostu super. Ogląda się wszystko jednym tchem, a kolejne zworty akcji naprawdę potrafią zaskoczyć. Warto nadmienić, że poza przywódcami obu frakcji i pomysłem wyjściowym, nie znajdziecie tutaj wielu wspólnych punktów z komiksowym piewowzorem. "Civil War" Millera, wraz ze wszystkimi seriami pobocznymi, to w końcu materiał na wysokobudżetowy serial, więc nie ma co się dziwić. Twórcy filmu wzięli zatem pomysł i ładnie przełożyli go na dwu i pół godzinny, pierwszorzędny blockbuster. Jest tutaj mnóstwo pięknych scen, a walka na lotnisku, to chyba najlepsza superbohaterska sekwencja, jaką do tej pory widzieliśmy na dużym ekranie. Od czasu "Raidu" ekranowe okładanie się po mordach nie wyglądało równie efektownie. Warto jeszcze dodać, że w roli głównego złego (tak, to wojna domowa, ale zły i tak musiał się pojawić) doskonale sprawdza się Zemo, którego gra najlepszy (znaczy mój ulubiony) niemiecki aktor, <b>Daniel</b> César Martín <b>Brühl</b> González...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i tyle. Chcecie kolejnych "Avengers", to właśnie ich dostaliście. Chcecie więcej Ant-Mana, to też go tutaj znajdziecie. No, a jeśli czekaliście na trzecie ekranowe wcielenie Spider-Mana - z nadzieją, że będzie lepsze od poprzednich – to właśnie się doczekaliście. Będziecie niepocieszeni tylko, jeśli jesteście fanami Thora, Hulka i z wiadomych względów Quicksilvera (ale on jeszcze w tym miesiącu pojawi się w nowych X-ludziach).</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-84673775818718628872016-02-24T19:47:00.002+01:002016-05-09T19:21:53.827+02:00Zwierzogród<div style="text-align: justify;">
<i>Dzisiaj o prawdopodobnie najlepszym filmie, jaki pojawił się na ekranach na początku tego roku. Niech Was nie zwiedzie oscarowy wysyp nowości - "Zwierzogród" to jedyny obraz na jaki naprawdę musicie iść do kina w tym miesiącu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTdwtT9xFqlY0aYYyzkDQgFEMQWg_e6Vy3EO88liYEKgWnA44YHD8I1e9Ite0KkSLbX2u6cTQa12pVLoRs70cZa0ecSa_UXeC0RptVcApckhGjIZbhnATAKhl5D2-gIB80L-p5MvGvYwk/s1600/Zwierzogrod.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTdwtT9xFqlY0aYYyzkDQgFEMQWg_e6Vy3EO88liYEKgWnA44YHD8I1e9Ite0KkSLbX2u6cTQa12pVLoRs70cZa0ecSa_UXeC0RptVcApckhGjIZbhnATAKhl5D2-gIB80L-p5MvGvYwk/s320/Zwierzogrod.jpg" width="224" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najnowsza animacja Disneya to komedia sensacyjna, w której występują futrzaki. Tytuł "Zwierzogród" (czy oryginalny "Zoopolis") jest w tym przypadku nieco mylący, gdyż na ekranie pojawiają się tylko ssaki. No, ale zwyczajowo (co najmniej od czasów biblijnych) faunę dzieli się na zwierzęta i ptactwo, więc powiedzmy, że można na tę drobną nieścisłość przymknąć oko. Ekranowe zwierzaki są w pełni ucywilizowane, ale już na wstępie wspomina się o ich dzikich korzeniach. Są to zatem stworzenia antropomorficzne, ale mające świadomość tego, że kiedyś były zwierzętami w znaczeniu, w jakim my postrzegamy zwierzęcość (inna sprawa, że ludzi w tym świecie zupełnie nie ma). To trochę tak, jak w "Dobrym dinozaurze", gdzie dinozaury ewoluowały i zbudowały cywilizację opartą na hodowli oraz rolnictwie. Tutaj jednak twórcy poszli jeszcze dalej - zwierzaki osiągnęły poziom cywilizacyjny na znanym nam stopniu rozwoju. Omawiana animacja nie jest jednak alternatywną wizją dziejów świata, lecz pełnokrwistą bajką. Tyle, że sensacyjną. I bardzo, ale to bardzo zabawną.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Główną bohaterką "Zwierzogrodu" jest Judy Hops, przesłodka króliczka, która postanowiła zostać policjantką. Nie jest to proste zadanie, bowiem w tym świecie króliki tradycyjnie zajmują się uprawą marchewki, a nie łapaniem złoczyńców. Od czego jednak są marzenia i samozaparcie. Judy w końcu dopina swego celu. Mało tego: od wystawiania mandatów przeskakuje do roli najbardziej rozpoznawalnego gliny w mieście. A wszystko oczywiście na naszych oczach. Intryga raczej jest standardowa, zaś twórcy żonglują motywami, które na ekranie pojawiały się już nie raz i nie dwa. Od typowej dla amerykańskich filmów prawdy, że dzięki wierze można osiągnąć wszystko, przez bardzo wyraziste przesłanie antyrasistowskie, po motyw emancypacji. A fabuła? Judy nie ma łatwo, ale na swej drodze napotyka drobnego lisiego cwaniaczka, który w realiach wielkiego miasta odnajduje się dużo lepiej niż nasza bohaterka. To właśnie Nick Bajer, bo tak nazywa się ów lis, będzie jej przewodnikiem po zwierzogrodzkim półświatku. Mało tego, jego pomoc okaże się niezbędna do rozwikłania zagadki znikających drapieżników. Tyle jeśli chodzi o historię, która być może nie jest zbyt odkrywcza, ale sposób, w jaki ją podano, zasługuje na najwyższe oklaski.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przyznam szczerze, że dawno się tak nie ubawiłem w kinie (nawet zachwalany wszem i wobec "Deadpool" nie rozbawił mnie równie mocno, co "Zwierzogród"). Ten film dosłownie wypchano po brzegi żartami - tak słownymi, jak i sytuacyjnymi. Do tego ta pędząca do przodu akcja, która sprawia, że od pierwszej do ostatniej minuty siedzimy jak zaczarowani i chłoniemy wszystko - od zapierających dech ujęć, przez kolejne żarty, aż po ważne przesłanie, które wchodzi tutaj całkowicie bezboleśnie, wręcz naturalnie. Naturalnie wchodzą również dowcipy. Uwierzcie mi, że znana z trailera scena z leniwcami to dopiero wierzchołek góry lodowej. Doskonale wypadają np. elementy parodystyczne (zwłaszcza nawiązanie do "Ojca chrzestnego"). Nie można się również przyczepić do bohaterów - tak pierwszoplanowej dwójki, jak i wszystkich futrzaków, które pojawiają się na drugim planie i w tle wydarzeń. Duża w tym zasługa świetnego dubbingu. Julia Kamińska i Paweł Domagała pokazali, że równie dobrze, co granie mniej lub bardziej zabawnych postaci w serialach obyczajowych, wychodzi im podkładanie głosów pod przesłodkie zwierzaczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mógłbym jeszcze tak długo się zachwycać i rozpisywać, a od każdego zdania mdliłoby was, drodzy czytelnicy, coraz bardziej. To może inaczej: podobał wam się "Ralph Demolka" i "Wielka Szóstka"? "Zwierzogród" w niczym nie ustępuje tym produkcjom, a pod wieloma względami je przerasta. Biorąc poprawkę na fakt, że za wszystkie trzy tytuły odpowiada ta sama ekipa, wprost nie mogę się doczekać ich kolejnego dzieła. To animacja równie dobra, co "W głowie się nie mieści". Całkiem inna gatunkowo, ale równie dopracowana. Patrząc na takie filmy, aż dziwi, że nie włącza się ich do głównych kategorii w oscarowym wyścigu (tak jak doskonała "Marnie. Przyjaciółka ze snów" nie jest nominowana jako najlepszy film obcojęzyczny). Ale to już temat do osobnych rozważań...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W kinie pełnym dzieci wyraźnie najlepiej bawiła się moja ekipa. A zapewniam, że raczej nie sprawiamy wrażenia grupy docelowej disneyowskiej bajki o słodkich zwierzakach. Jak widać, pozory potrafią być bardzo mylące (o tym zresztą też jest ten film). Dzieciakom oczywiście też się podobało. Nie tak, jak nam, ale przecież młodemu widzowi wystarczy, że jest efektownie i dosyć zabawnie - wszystkiego rozumieć nie musi. Tak czy inaczej, jeszcze raz gorąco polecam!</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-1091318507669338312016-01-22T20:39:00.000+01:002016-01-22T20:42:34.502+01:00Jessica Jones<div style="text-align: justify;">
<i>Powinienem teraz zmieniać przypisy w pewnym tekście, który ubzdurałem sobie gdzieś dalej pchnąć, ale tak bardzo nie chce mi się tego robić, że chyba odpuszczę. Co uczelnia, wydawnictwo, periodyk to inne wymagania odnośnie przypisów i bibliografii. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś to ujednolici, a tymczasem pozostaje mi pisanie dla przyjemności, a nie dla sławy...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkfOtFpXB1agrMSuu7rqBb7yZXyBL210VovsLVSD2Fnm3roquusYGJMtODPA5DHKbSXzH6HTErp6oCXXKbO0bA_V9HoATpir_UeynU56Jd8ARtOHQVjF8OvlUWSKDDOMBlZkDBewDcxpk/s1600/JJ.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkfOtFpXB1agrMSuu7rqBb7yZXyBL210VovsLVSD2Fnm3roquusYGJMtODPA5DHKbSXzH6HTErp6oCXXKbO0bA_V9HoATpir_UeynU56Jd8ARtOHQVjF8OvlUWSKDDOMBlZkDBewDcxpk/s320/JJ.jpg" width="216" /></a></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Serialowy boom już powoli dogasa, przynajmniej dla mnie. W zeszłym roku nie oglądałem ani "Gry o tron" ani "Żywych trupów", nie wspominając już o "Wikingach". Ba, nawet "Teoria wielkiego podrywu" poszła w odstawkę. Zostały tylko dwa seriale: "Detektyw" i "Daredevil". Na temat drugiego sezonu pierwszego z wymienionych tytułów krążą raczej niepochlebne opinie, ale dla mnie był w sam raz. Colin Bachleda-Curuś dał radę, podobnie aktor, który w jakieś komedii romantycznej grał polskiego masarza. Prawdziwym odkryciem okazał się jednak "Daredevil". Klimatyczny, nieprzesadzony, ze świetnym Kingpinem. Dla fana tytułowej postaci wymarzony serial. Netflix wszedł w uniwersum Marvela z wielkim hukiem. Czy "Dardevil" był jednorazowym sukcesem, czy też każdy tytuł, który ta stacja wyszarpie z Domu Pomysłów, zamieni się w złoto?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Jessica Jones" raczej nie jest serialem dla fanów tytułowej bohaterki, bo tak naprawdę mało kto ją kojarzy. Zwłaszcza w Polsce. Dziewczyna zadebiutowała na początku stulecia w serii "Alias", która zebrała bardzo dobre recenzje. Nie ma co się dziwić, w końcu powołał ją do życia Brian Michael Bendis - scenarzysta, który w tamtym okresie przeżywał złoty okres twórczy. To właśnie wówczas tchnął nowe życie w Daredevila. "Alias" utrzymana była w podobnym, mrocznym i realistycznym klimacie. Wybór Netflixa nie powinien zatem specjalnie dziwić. Sprawdził się Daredevil, to powinna sprawdzić się i Jessica Jones.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wspomniana pani zarabia na życie jako prywatny detektyw, zajmując się głównie dostarczaniem dowodów do spraw rozwodowych. Ma najbardziej klasyczny zestaw supermocy, czyli zwiększone możliwości fizyczne (siłę, prędkość, skoczność itd.) i nie interesują ją bycie superbohaterką, aż do czasu powrotu Killgrave'a - psychola ze zdolnością kontroli ludzkich umysłów (dosłownie nie sposób mu się sprzeciwić). Pan w fioletowej marynarce ma wyraźną słabość do Jessici, w związku z czym w jej otoczeniu zaczyna ginąć sporo ludzi. Tyle w temacie wprowadzenia. Fani Marvela, tak tego komiksowego jak i filmowego, odnajdą tu nawiązania do kinowych Avengersów, serialowego Daredevila, a przede wszystkim poznają ekranowe wcielenie pewnego czarnoskórego superbohatera, któremu niejaki Nicolas Kim Coppola ukradł nazwisko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Jessica Jones" to serial, który świetnie się ogląda gdzieś do połowy sezonu. Poznajemy bohaterów i miasto. Później twórcy zaczynają nieco mieszać i już nie jest tak dobrze, a my czujemy, że całość jest pchana do przodu nieco na siłę, byleby tylko zapełnić zaplanowane 13 odcinków. Na szczęście pod koniec znowu robi się dobrze, a sam finał naprawdę trzyma w napięciu. W odróżnieniu od "Daredevila" akcja omawianego serialu rozgrywa się nie tylko w nocy. Dzień w ekranowym Nowym Jorku jest jednak dosyć przygnębiający, zwłaszcza w pierwszych odcinkach, które rozgrywają się zimą (no, niech będzie, że przedwiośniem). Chłodne, wyblakłe kolory dominują nad całością, miejscami tylko przełamane zostają przez odcienie niebieskiego i fioletu. Ten kolorystyczny akcent to oczywiste nawiązanie do Killgrave'a, który w komiksach nosi przydomek Purple Man.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bohaterów jest sporo, a wielu z nich ma swoich odpowiedników na kartach komiksów. Aktorsko jest bardzo dobrze. Główna bohaterka wzbudza naszą sympatię, Killgrave nienawiść, a do tego całe spektrum postaci drugo- i trzecioplanowych sprawia, że nie sposób się nudzić. Słodka i uczynna przybrana siostra, zagubiony sąsiad, zdziwaczałe rodzeństwo z górnego piętra, demoniczna pani adwokat, no i pewien policjant idealista... A to tylko część osób, które odgrywają tu mniejszą i większą rolę. Już nie mogę się doczekać, co przyniesie kolejny sezon, ale biorąc poprawkę na fakt, że w komiksowym uniwersum Jessica nie jest tu jedyną bohaterką, może być naprawdę ciekawie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Całość ogląda się jednym tchem. Ani się obejrzycie, a waszym oczom ukażą się napisy końcowe trzynastego odcinka. Liczyłem na to, że Killgrave zostanie pokonany już w połowie sezonu, a później dane nam będzie śledzić potyczkę z innym przeciwnikiem, ale tego typu seriale rządzą się swoimi prawami, więc na kolejnego superłotra z prawdziwego zdarzenia przyjdzie nam poczekać rok. Poza tym zastrzeżeń nie mam. Świetny, klimatyczny serial, który z powodzeniem dotrzymuje kroku przygodom Matta Murdocka (pożyczając z nich zresztą pewną postać) i dokłada bardzo istotną cegiełkę do ekranowego uniwersum Marvela. Nowy Jork powoli zaczyna zapełniać się superbohaterami, a przed nami przecież kolejny sezon "Daredevila" oraz start "Iron Fista", "Luke'a Cage'a" i "The Defenders". Nic tylko oglądać.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-88020181595163010532015-12-22T11:10:00.004+01:002015-12-22T14:58:20.895+01:00Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy<div style="text-align: justify;">
<i>Kto miał iść, ten poszedł, zatem mogę w spokoju pochylić się nad najnowszą częścią gwiezdnej sagi i... pospojlerować co nieco. Będę starał się nie przesadzać, ale mimo wszystko czujcie się ostrzeżeni. Tytuł "Przebudzenie Mocy" brzmi niczym wers wycięty z jakieś kolędy, więc wpis w sam raz na święta. Wszystkim, którzy jeszcze tu zaglądają, życzę spokojnych, ciepłych, rodzinnych i popkulturowych świąt. Nowy rok w tym ostatnim aspekcie przyniesie naprawdę sporo dobra (już od stycznia nowa seria "Z Archiwum X"!). A teraz już zapraszam do lektury.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHQp8DTmxvStSEHKyqi88rQ7aoe6Lua-oughYIKsg2AYu4lye-m2FPaGdvw714rZ69hnm8AvdWN6Exl7w5Vz9pp_EHFgwriATuEt7EoNzLTLf-TtVN4uJiCGLfeUXfyMYIKDrSOFgMVxA/s1600/GW_PM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHQp8DTmxvStSEHKyqi88rQ7aoe6Lua-oughYIKsg2AYu4lye-m2FPaGdvw714rZ69hnm8AvdWN6Exl7w5Vz9pp_EHFgwriATuEt7EoNzLTLf-TtVN4uJiCGLfeUXfyMYIKDrSOFgMVxA/s320/GW_PM.jpg" width="224" /></a></i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Przebudzenie Mocy" miało zatrzeć "wrażenia" po epizodach I-III. Do tego zadania wybrano J.J. Abramsa i trzeba przyznać, że była to najlepsza możliwa decyzja. Twórca "Zagubionych" dowiódł nowymi "Star Trekami", że jak nikt potrafi przywracać na wielki ekran klasyki science-fiction. Jego filmy są współczesne, ale jednocześnie zachowują ducha pierwowzoru. Nie inaczej ma się sprawa z "Gwiezdnymi Wojnami".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Już pierwszy teaser sprawiał, że przez ciało przechodził przyjemny dreszcz. Te kilka ujęć, charakterystyczna muzyka i dobry montaż sprawiały, iż nie mogłem doczekać się grudnia. No i w końcu się doczekałem, a wszystkie nadzieje, które wiązałem z epizodem VII zostały spełnione. Nim jednak całkiem rozpłynę się w zachwytach nad omawianą produkcją, proponuję przyjrzeć się jej nieco bliżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak zwykle, już na początku zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, a za wprowadzenie służą nam żółte napisy niknące w przestrzeni kosmicznej. Od poprzednich wydarzeń minęło 30 lat i w tym czasie wydarzyło się naprawdę sporo. Można by sądzić, iż Imperium zostało całkowicie zmiecione, a Republika w pełni się odrodziła. Nic z tego. Owszem, jest Republika, ale na miejscu Imperium pojawił się Nowy Porządek, a Rebelia to w tej chwili Ruch Oporu. Wszystko zatem wydaje się być po staremu. Tylko bohaterowie się zmienili. Na pierwszy plan wysuwa się Rey - zbieraczka złomu z pustynnej planety Jakku. Pomaga jej Finn - szturmowiec-dezerter, prawdziwy bohater z przypadku, który niechcący trafia w sam środek wydarzeń mających odmienić całą galaktykę. No i są starzy znajomi: Han Solo, Chewbacca, Leia i oczywiście Luke. Tego ostatniego nie ma w filmie zbyt wiele, ale dzięki temu jeszcze mocniej podkręcona została legenda tej postaci. Kiedy w końcu widzimy go na ekranie kamień spada nam z serca, a w oczach pojawia się błysk radości. Świetnie wypadają również postacie trzecioplanowe, zwłaszcza Maz Kanata - wiekowa mędrczyni, która potrafi przejrzeć dosłownie każdego. Są i ci źli: Kylo Ren, Generał Hux i wielki hologram próbujący udawać nowego Imperatora. Z tej trójki o ostatnim nie ma co się rozpisywać. Generał jak to generał, na zmianę dowodzi i miota się - ale też trzeba podkreślić, że specjalnie nie drży przed Kylo Renem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na chwilę zatrzymajmy się przy tym ostatnim, bo stanowi on naprawdę ciekawy materiał na czarny charakter. Nie będę zdradzał jego genezy, ale niech będzie dla was wskazówką, iż jest on prawdziwym następcą Dartha Vadera. Postać to zaiste tragiczna i bardzo szekspirowska. Chce być zły, ale się waha. Ma moc, ale jeszcze nie taką, aby budzić postrach wszystkich wokół. Braki nadrabia maską, płaszczem i czerwonym mieczem, acz nawet w walce kroku potrafi dotrzymać mu przeciwnik, który drugi raz w życiu dzierży tę broń (Finn), nie mówiąc już o całkowitej debiutantce, czyli Rey. O braku doświadczenia w byciu czarnym charakterem świadczą również napady szału, które zdarzają się Kylo dosyć często. W ogóle to nie jest on zbyt normalny i aż dziw, że tak wysoko zaszedł w hierarchii Nowego Porządku. Chociaż z drugiej strony, jakiś Sith był potrzebny, a że na bezrybiu i rak ryba... Przemiana w mrocznego lorda zresztą cały czas się w nim dokonuje i na pewno wypada milion razy wiarygodniej niż miało to miejsce w przypadku Anakina. Tamten się miotał, wił, pyskował, irytował. Ten jest naprawdę zagubiony. Aż mu człowiek współczuje - jednocześnie się go bojąc, bo nie wiadomo, co mu zaraz strzeli do głowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pojawiają się zarzuty, że "Przebudzenie Mocy" to kalka "Nowej Nadziei". Pewnie, jest masa podobieństw, ale w tym porównaniu dzieło Abramsa wypada zdecydowanie lepiej. Napięcie jest umiejętniej dawkowane, a pojedyncze sceny bardziej efektowne. Nie ulega jednak wątpliwości, że bez starej trylogii nie byłoby najnowszej. To po prostu hołd dla dzieła Lucasa. Nawiązania odnajdujemy na każdym kroku, ale jednocześnie wcale one nie rażą. Wręcz przeciwnie, siedząc w kinie chcemy powtórzyć za Hanem Solo: "Chewie, jesteśmy w domu". To dobre, stare "Gwiezdne Wojny" z silnie zaakcentowanym campbellowskim mitem podróży bohatera.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet jeśli ktoś będzie narzekał na fabułę, to nie będzie mógł odmówić temu dziełu klimatu. To nie są lśniące epizody I-III, w których większość świata przedstawionego stworzono przy pomocy komputerów. W "Przebudzeniu Mocy" widać nawiązania do designu z klasycznej trylogii. Statki są kanciaste i brudne. Czuć, że najmniejszy nawet blaster to broń, a nie zabawka. No i nie ma tutaj pociesznych stworków, które mają przyciągnąć dziecięcą widownię, gdyż po prostu epizod VII nie jest filmem dla dzieci. Symbolicznym zerwaniem z estetyką filmów z lat 1999-2005 jest zniszczenie Coruscant - neonowej stolicy Republiki, którą mogliśmy podziwiać we wspomnianych produkcjach. Inna sprawa, że jest to wydarzenie znamienne dla całej galaktyki, więc twórcy filmu mogli mu poświęcić nieco więcej uwagi, a nie tylko robić z niego pokazówkę mocy "armaty" potężniejszej od Gwiazdy Śmierci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W pamięci zostaje zarówno cały film, jak i pojedyncze sceny. Takie jak ta, kiedy X-Wingi przelatują nisko nad wodą czy finałowa walka w zaśnieżonym lesie. Wspomnianą potyczkę można by zresztą puszczać na telebimach w co większych miastach, jako element świątecznej iluminacji. Śnieg, choinki, mrok i tnące powietrze świetlne ostrza - czerwone i niebieskie. Coś pięknego... Rozmarzyłem się, a pora kończyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podsumowując: "Przebudzenie Mocy" jest chyba pierwszym filmem, na który drugi raz pójdę do kina. Niech to wystarczy za najlepszą rekomendację. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-38769495871282631382015-10-07T19:48:00.000+02:002015-10-07T21:51:17.769+02:00Okres krakowski<div style="text-align: justify;">
<i>Jeśli dobrze liczę, to w bieżącym roku już piąty raz udało mi się pojechać na łódzki festiwal komiksu, który zresztą z roku na rok coraz bardziej zdominowany jest przez gry. Ale nie o tym miało być... Przywiozłem trochę komiksów (chyba więcej niż w zeszłym roku), wypiłem parę piw (chyba mniej niż w zeszłym roku) i zrobiłem sobie fotę z panem Tomaszem Knapikiem. W związku z powyższym wyjazd zaliczam do jak najbardziej udanych. Recenzja większości zdobyczy pojawi się w przeciągu kilku tygodni (heh, chciałbym...) na <a href="http://www.alejakomiksu.com/">Alei Komiksu</a>, a tymczasem proponuję zapoznać się z krótkim tekstem na temat pewnej bardzo sympatycznej publikacji.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixjSw_8SANortN_x4LjUZed0NMiGKjibfQOYvu5u6oZea2eh9fRTIikzRoCd1c7DcSFTEKRclRNekxyLhxJzlBwi5rYOLpvYwE58ybEisMnUGB6dJKw_Po5IIglpxVRfZW5AuBHgT7cBY/s1600/OkreKrakowski.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixjSw_8SANortN_x4LjUZed0NMiGKjibfQOYvu5u6oZea2eh9fRTIikzRoCd1c7DcSFTEKRclRNekxyLhxJzlBwi5rYOLpvYwE58ybEisMnUGB6dJKw_Po5IIglpxVRfZW5AuBHgT7cBY/s320/OkreKrakowski.jpg" width="224" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Okres krakowski" to skromne wydawnictwo przygotowane przez Annę Krztoń. Niewielki format, 28 stron objętości, nakład 150 egzemplarzy i cena 8 zeta, czyli rzecz, która z automatu wrzucana jest do szufladki z napisem "ziny". Nie jest to jednak zin, lecz pełnoprawny, choć niewielki, komiks (dyskusja o zinach i tego co nimi jest, a co nie, to temat na osobny tekst, którego pewnie nigdy nie napiszę). Na omawiany zeszyt składa się kilkanaście w większości jednostronicowych historii, które pierwotnie publikowane były na stronie internetowej <a href="http://prowincja.art.pl/">"Prowincji"</a>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Autorka w humorystycznych opowiastkach przedstawia nam lata swojego pobytu w Krakowie. Zaczyna od wyprowadzki z Katowic i związanych z tym perturbacji. Oczywiście skoro kolejne historie powstawały po kolei, to można się w nich doszukiwać jakiegoś związku przyczynowo-skutkowego, ale poza informacjami o kolejnych przeprowadzkach, Anna Krztoń raczej nie informuje nas o zmianach w swoim życiu. Pomimo osobistego spojrzenia, nie mamy tutaj do czynienia z komiksową autobiografią, lecz zbiorem luźnych anegdot. Jest o krakowskim postrzeganiu czasu, balkonach zasranych przez gołębie, smaku na kebaba, kolejnych znajomych, współlokatorach i trochę o polskim rynku komiksowym. Spory miszmasz, ale przecież ludzkie życie składa się z okresów, które wypełnione są mnóstwem mniej lub bardziej ważnych epizodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W omawianym przypadku mamy do czynienia z tymi mniej ważnymi elementami. Autorka, mimo że umieszcza siebie w centrum wydarzeń, nie decyduje się na twórczy ekshibicjonizm, tak typowy przecież dla opowieści autobiograficznych. I chociaż z czasów swego kilkuletniego pobytu w Krakowie pokazuje nam tylko detale, to jej komiks jest całkiem dobrym obrazem życia młodych ludzi, którzy dla pracy decydują się na przeprowadzkę do innego miasta. Wynajmowanie mieszkania, współlokatorzy, nieformalny związek, spotkania przy piwie - życie wielu z nas wygląda podobnie, mimo że studia pokończyliśmy już dobre kilka lat temu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo podoba mi się lekka i zarazem wyrazista kreska Anny Krztoń. Bohaterowie narysowani są w prosty sposób, ale ich mimika jest przy tym bardzo wymowna. Co istotne, tło nie jest traktowane po macoszemu, dzięki czemu postacie nie egzystują na białych planszach, lecz w zagraconych pokoikach, zadymionych knajpach i letnich ogródkach piwnych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do mojego egzemplarza zawitał fajny smok, który obiecuje, że po otrzymaniu esemesa zionie ogniem, więc czuję się w obowiązku jeszcze trochę posłodzić na koniec... Już pierwsza opowieść skojarzyła mi się z "Persepolis", a kolejne strony wcale nie zmieniały tego stanu rzeczy. Mogę się mylić, bo dzieło irańskiej autorki czytałem lata temu, ale Anna Krztoń robi komiksy bardzo podobnie do Marjane Satrapi. Co prawda, to nie ten ciężar gatunkowy i jeszcze nie te umiejętności warsztatowe, ale jestem przekonany, że jeśli artystka zdecyduje się na pełnoprawną obyczajową powieść graficzną, w której na każdej stronie nie będzie musiała upychać mnóstwa tekstu, to naprawdę będziemy mieli na co czekać. Zresztą pod koniec tego zeszyciku znajduje się informacja, że Anna Krztoń "obecnie pracuje nad swoją pierwszą nowelą graficzną". No to mamy na co czekać...</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-80239232843909311722015-08-18T22:55:00.000+02:002015-08-18T22:59:08.002+02:00A niech cię, Tesla!<div style="text-align: justify;">
<i>Więcej czytam, więcej piszę - widać, że okres pourlopowy wyraźnie mi służy. Dzisiaj znowu o komiksie nie pierwszej świeżości, z którym warto się zapoznać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrR-W3zrWhNBf6uuO5TPjc9EJ46DDzvwq-JBdF-pBCyieDDVAWRDmPbppSVo3e_YcyU7Dcm5dn1i7EloDaIerxtXN5ll2tWmYDjNSvmv_e95HdBY4AuNp1GjfLpLJuwjgq9iGVmkVKuA0/s1600/aniechcietesla.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrR-W3zrWhNBf6uuO5TPjc9EJ46DDzvwq-JBdF-pBCyieDDVAWRDmPbppSVo3e_YcyU7Dcm5dn1i7EloDaIerxtXN5ll2tWmYDjNSvmv_e95HdBY4AuNp1GjfLpLJuwjgq9iGVmkVKuA0/s320/aniechcietesla.jpg" width="228" /></a></i></div>
<i>
</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Pierwszy wydany przez kulturę gniewu album Jacka Świdzińskiego, to
swoista rozgrzewka przed "Zdarzeniem. 1908". Jeśli nie czujecie się na
siłach sięgać po ten drugi komiks, bo nie wiecie, czy jesteście w stanie
przyjąć aż tyle stron rozrysowanych w specyficznym minimalistycznym
stylu autora, zawsze możecie sięgnąć po albumik w różowej okładce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br clear="none" /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdybym
pisał o "Tesli" zaraz po premierze z pewnością bardziej bym się
zachwycał, ale mając za sobą lekturę "Zdarzenia" nie jestem w stanie
uciec od porównywania tych albumów. To normalne, że pierwsze zetknięcie z
estetyką i sposobem narracji Świdzińskiego zawsze będzie najbardziej
ożywcze. I dla mnie tym pierwszym komiksem pozostanie "Zdarzenie", ale
czytelnik sięgający po dzieła tego autora we właściwej kolejności wpierw
zetknie się z tytułem wydanym w 2013 roku. I na pewno się zachwyci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br clear="none" /></div>
<div style="text-align: justify;">
"A
niech cię, Tesla!" to cztery naprzemiennie prezentowane opowieści (dla
ułatwienia oznaczone, w górnym rogu każdej strony, odpowiednią ilością
kropek), które łączą się w spektakularnym finale. Każda z historii ma
swoich bohaterów, swoje tempo i w zasadzie diametralnie różni się od
pozostałych. Zaczynamy od wizyty w laboratorium, w którym przy pomocy
akceleratora wzmacniana jest fala emitowana przez theremin - na pozór
specyficzny instrument muzyczny, a w istocie potężną broń. Dokładną
historię tego niezwykłego przedmiotu i badań nad nim poznajemy z
opowieści jednego z pracujących przy eksperymencie naukowców. Druga
historia to swojska scenka obyczajowa, w której mąż wraca do domu,
rozmawia z żoną, leży na kanapie itd. Następna jest historia o
dekonspiracji sowieckich agentów i niebezpieczeństwach z tym związanych.
I w reszcie wizyta w gabinecie ważnej persony, która instruuje swych
podwładnych nt. aktualnej sytuacji geopolitycznej i wynikających z niej
zagrożeń. Gatunkowo mamy zatem naprzemiennie: science-fiction,
obyczajówkę, szpiegowskiego akcyjniaka i thriller polityczny. Przez
większość stron każda z historii toczy się swoim tempem i w całkowitym
oderwaniu od reszty, aż ni stąd ni zowąd wszystko zaczyna się łączyć.
Koniec jest szybki i trochę nieoczekiwany, jednak ostatnia scena na tyle
dobrze oddaje istotę wydarzenia, którego dopiero co byliśmy świadkami,
iż nie można powiedzieć, że scenariusz się urywa. Świdziński
konsekwentnie prowadzi każdy wątek i do samego końca panuje nad całością
swego dzieła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br clear="none" /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ilustracje.
Jeśli widzieliście "Zdarzenie. 1908" to wiecie, czego się spodziewać.
Ba, wielu bohaterów wygląda identycznie, jak ci występujący w tamtym
komiksie. W kadrach pojawiają się tylko postacie i rekwizyty (plus
budynki w scenie pościgu) - zatem jest jeszcze skromniej niż w
"Zdarzeniu", gdzie miejscami mieliśmy do czynienia z namiastką teł. Tym
bardziej należy docenić fragment, w którym autor wykazał się niezwykłą
pieczołowitością i narysował szereg elementów, które bez problemu
rozpozna każdy fan komiksów zza wielkiej wody (m.in. hełm Boby Fetta,
młot Thora, macki Doctora Octopusa, głowa Sentinela). Wracając do stylu
samych ilustracji, to Jacek Świdziński jest prawdziwym specem w
rozrysowywaniu, właściwie przy pomocy kilku kresek, scen, które wydają
się graficznie "wymagające". Swoją twórczością po prostu dowodzi, że nie
trzeba posługiwać się hiperrealistyczną kreską, aby narysować wszystko,
co się chce (w tej trudnej sztuce jest mistrzem tej miary, co Bartosz
Minkiewicz).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br clear="none" /></div>
<div style="text-align: justify;">
Napisałem
na wstępie, że nie uda mi się uciec od porównywania "A niech cię,
Tesla!" ze "Zdarzeniem. 1908". I cóż... Pierwszy z tych komiksów jest
świetnie napisany, zabawny, niegłupi, ale drugi to prawdziwie epicka
opowieść, opus magnum Jacka Świdzińskiego. Jeśli macie czas i środki
tylko na jeden z tych albumów, to sięgnijcie po "Zdarzenie". Zakochacie
się i wcześniej czy później "Tesla" w waszych rękach i tak wyląduje,
ale przynajmniej przez jakiś czas pozostaniecie syci. Jeśli macie
naprawdę niewiele czasu i nieco mniej środków, to pewnie pomyślicie, że
lepiej upolować skromniejszy z albumów. Niby tak, ale to trochę, jak z
przystawką, a może raczej deserem, który wcinacie przed obiadem. Jest
super, na chwilę zapycha, ale główne danie już się czai i ani myślicie
go odpuścić. W tym przypadku szybciej sięgniecie po drugi komiks. Tak
czy inaczej, wcześniej czy później przeczytacie wszystkie pozycje z
cyklu wydanego przez kulturę gniewu, więc chyba najlepiej od razu
zaopatrzyć się w oba tytuły sygnowane przez Jacka Świdzińskiego, które
ukazały się nakładem popularnego wydawnictwa. A potem czekać na
dokładkę, czyli "Wielką ucieczkę z ogródków działkowych" - nowy komiks
tego autora, który powinien ukazać się pod koniec września bieżącego
roku.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-80869839758648437492015-08-12T18:26:00.000+02:002015-08-12T18:59:29.409+02:00Samotność rajdowca<div style="text-align: justify;">
<i>Małe odkurzanie. Dzisiaj o dosyć starym (polska premiera miała miejsce pięć lat temu) komiksie, który w zeszłym tygodniu wypożyczyłem w <a href="http://www.alejakomiksu.com/nowosci/21779/Letnia-Czytelnia-komiksow-w-opolskiej-Labie/">Letniej Czytelni</a> (zacna inicjatywa, polecam opolanom i przyjezdnym).</i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTg6UxPwJ8Hl_xXySnPh4seC92Rh_7SaB92cbqxF4Ypu0LtMFGkc6ALIRVar_j8UZLklHnQwIUB7u-eAcMgb9lm6xgpl0d_iVYv3wHppy7dydJGk6MLX2F8FGzxi8FDoPblarTDx3KVvE/s1600/mahler_SR.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTg6UxPwJ8Hl_xXySnPh4seC92Rh_7SaB92cbqxF4Ypu0LtMFGkc6ALIRVar_j8UZLklHnQwIUB7u-eAcMgb9lm6xgpl0d_iVYv3wHppy7dydJGk6MLX2F8FGzxi8FDoPblarTDx3KVvE/s320/mahler_SR.jpg" width="241" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Dawno, dawno temu przeczytałem "Pragnienie" Nicolasa Mahlera. Maksymalnie minimalistyczny komiks niemy, w którym rozrysowany został każdy najdrobniejszy fragment fabuły. Historia do skomplikowanych nie należała, ale sposób w jaki autor poprowadził narrację był bardzo oryginalny. Momentami można było wręcz odnieść wrażenie, że kartkuje się zeszyt, na którego rogach ktoś stworzył namiastkę filmu animownego. Do tego te rysunki - graficzny minimalizm pełną gębą. Czytało się to świetnie. "Samotność rajdowca" też czyta się świetnie, ale jednocześnie jest dużo przystępniejsza dla fanów bardziej tradycyjnych komiksów - może nie pod względem ilustracji, ale na pewno sposobu prowadzenia fabuły. Nie jest tak odświeżająca jak wcześniejszy tytuł, ale i tak po lekturze towarzyszy człowiekowi to fajne uczucie, że właśnie przeczytał naprawdę dobry komiks.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Samotność rajdowca" to historia podstarzałego kierowcy wyścigowego. Kiedyś jego kariera rozwijała się całkiem nieźle, dzisiaj lata świetności są już tylko mglistym wspomnieniem. Dawny mistrz nie może liczyć na szacunek młodszych kolegów, zostali mu tylko dawni towarzysze z toru, aktualnie dzielący z nim miejsce przy barze. Obok niepowodzeń zawodowych, nie wiedzie mu się również w życiu osobistym. Niewielkie mieszkanie, ciężko chora żona, nadużywanie alkoholu. Ale w sumie dobrze, że jest ten bar i kumple, bo co by mu wówczas zostało?</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Komiks Mahlera to opowieść o mężczyźnie, który przez fakt, że kiedyś miał wszystko, jeszcze ciężej znosi kontakt z kolejnymi kłodami, które los rzuca mu pod nogi. Niemniej to nadal przyzwoity facet. Ociera się o napad na bank, niemal angażuje w romans, ale pamięć o tym, kim niegdyś był, ostatecznie daje mu siłę do pozostania człowiekiem bez skazy. Dawny bohater triumfuje. Tylko czy ten triumf cokolwiek zmieni w jego życiu? Ostatni kadr historii udziela na to pytanie aż nazbyt konkretnej odpowiedzi. Pewnych rzeczy po prostu nie da się zmienić. Mahler jasno daje do zrozumienia, że może i "chcieć to móc", ale w ostatecznym rozrachunku i tak nic z tego nie wynika.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Dobrym krokiem było uczynienie głównego bohatera utytułowanym kierowcą wyścigowym. Okres czasu, w którym rozgrywa się fabuła, nie jest jasno sprecyzowany, ale wygląd samochodów i pojawiające się w historii nazwiska prawdziwych kierowców (Jochena Rindta i Richiego Ginthera) sugerują przełom lat 60. i 70. (po prawdzie jednak, to same bolidy są żywcem wyjęte z pierwszej połowy lat 60.). Specyfiki wyścigów nie ma tu zbyt wiele. Tylko ostatnie sekwencje pełne są dynamicznych ujęć z toru. Poza tym wyjątkiem, ścigania nie można uznać za element, wokół którego zbudowana została fabuła i pełni ono tutaj przede wszystkim rolę powracającego marzenia głównego bohatera.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Samotność rajdowca" to gorzki, ale zabawny komiks. Często pojawiają się kadry (w liczbie od 1 do ok. 3), które spokojnie sprawdziłyby się w roli ilustracji satyrycznej lub humorystycznych pasków. I chociaż mało który czytelnik tego komiksu jest kierowcą wyścigowym, to na pewno bliskie mu będą spostrzeżenia bohatera nt. kumpelskich popijaw i związków z kobietami - tyleż oczywiste, co trafne. Jak wspomniałem kilka akapitów temu, drugi wydany w Polsce komiks Mahlera nie robi takiego wrażenia jak debiut, niemniej jest naprawdę dobrą, niegłupią opowieścią z prostym (tak charakterologicznie, jak i graficznie), ale fajnym bohaterem.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-3768320234784646792015-06-20T12:23:00.001+02:002015-06-20T16:04:12.143+02:00Jurassic World<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<i>Pora na urlopowe odkopywanie bloga. Dziś o filmie, który pomógł ożywić starą miłość, która od kilku miesięcy znowu kiełkuje w mym sercu.</i></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyAHnVMQVeJBLvAG8h7Uxi-pOIRAYv1rmZGBHJaxKA1YvQMsZEFNENEbBqfr-pG6q0rLpn2874mAa9UpVFlf6Qpn-s3zBuO9kZJLjAsuStx2UWHEEdJSz8c9K_xc57SbIIMi1jk1OM8Wg/s1600/JW_01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyAHnVMQVeJBLvAG8h7Uxi-pOIRAYv1rmZGBHJaxKA1YvQMsZEFNENEbBqfr-pG6q0rLpn2874mAa9UpVFlf6Qpn-s3zBuO9kZJLjAsuStx2UWHEEdJSz8c9K_xc57SbIIMi1jk1OM8Wg/s320/JW_01.jpg" width="212" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Dla człowieka urodzonego w latach 80. ze słowem "dinozaury" były tożsame dwa tytuły: "Denver, ostatni dinozaur" i "Park Jurajski". Pierwszy z nich był dla wielu przedstawicieli mojego pokolenia pierwszym kontaktem z prehistorycznymi gadami, natomiast drugi sprawił, że przyszło nam przeżywać dzieciństwo w epoce prawdziwej dinomanii. Może dla kogoś wyda się to nie do pomyślenia, ale w pierwszych latach III RP piórniki, zeszyty, komiksy i naklejki nawiązujące do wchodzącego właśnie na ekrany filmu, wcale nie były niczym oczywistym. Jeszcze przed notesowymi karteczkami z "Królem Lwem", "Park Jurajski" pokazał, że takie cuda są możliwe. </div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Świat jednak zapomniał o dinozaurach... A może po prostu mu spowszedniały? Przez kino przetoczyło się kilka franczyzowych boomów (żeby wspomnieć tylko "Matrixa" i "Władcę Pierścieni"), aż doszliśmy do czasów współczesnych, w których na ekranach królują bohaterowie Marvela. Reaktywacja jaszczurzej wizji Michaela Crichtona i Stevena Spielberga nie musiała się udać, tak jak nie udały się oba sequele pierwotnego filmu. Czternaście lat, które minęło od premiery trzeciej części, wystarczyło jednak, by twórcy zdążyli dojrzeć do porządnej kontynuacji, a widzowie za takową zatęsknić. Tutaj wszystko zagrało. Gady są przerażające, główny bohater kozacki, dzieciaki irytujące, a ruda pani biega w szpilkach wymachując flarą przed Tyranozaurem. Są i jakieś logiczne błędy, na które zwracają uwagę wszyscy recenzenci. Tylko kto by się przejmował mniejszymi i większymi nieścisłościami, skoro ten film daje naprawdę mnóstwo radochy. Na tyle dużo, by każdy trzydziestolatek znów mógł poczuć się, jakby miał osiem lat.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Co nieco o fabule. Park Jurajski w końcu udało się otworzyć, tyle, że teraz nazywa się on Jurassic World (zawsze lepiej niż Dinozatorland). O dawnych wydarzeniach mało kto pamięta, ludzie co dnia napływają tysiącami i ogólnie pod rządami Simona Masraniego (Irrfan Khan) wszystko rozwija się kwitnąco. Ale oczywiście ludzie jak to ludzie, z czasem się znudzą dinozaurami, więc trzeba im zaserwować nową atrakcję. I tak powstaje Indominus Rex, czyli Tyranozaur na sterydach (w końcu z długimi przednimi łapami). Rzecz jasna coś idzie nie tak, czy może raczej "za dobrze" i dinozaur okazuje się tak mądry, iż bez problemu ucieka ze swej szklano-betonowej klatki. I zaczyna się jazda bez trzymanki. Owen Grady (Chris Pratt) rozpoczyna polowanie na gigantycznego zabójcę, a pomaga mu Claire Dearing (Bryce Dallas Howard). Po drodze muszą uratować jej siostrzeńców, którzy nic więcej tutaj nie robią, jak tylko spełniają obowiązkową w całym cyklu funkcję dziecięcych bohaterów. Jest jeszcze kilka postaci, z których niemal każda posiada swego odpowiednika w którymś z poprzednich filmów. Ogólnie bardzo fajnie się to wszystko ogląda, a wrażenie, że już kiedyś to widzieliśmy wcale nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - tuning przeprowadzono wręcz wzorcowo.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPtr1vIMy5Efwt0sdQ6HQx0bQC64MVLg9U8A8umAWqSDx4f9TB4DcgN4X3-xGY66D7yxAwe9rrdf8ux3X041PFgijbcps5jc0AbK2knaSxLxRB5oDfML0RsIhwO40SX04nAEKevoz2h1Q/s1600/JW_02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPtr1vIMy5Efwt0sdQ6HQx0bQC64MVLg9U8A8umAWqSDx4f9TB4DcgN4X3-xGY66D7yxAwe9rrdf8ux3X041PFgijbcps5jc0AbK2knaSxLxRB5oDfML0RsIhwO40SX04nAEKevoz2h1Q/s320/JW_02.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W momencie premiery "Park Jurajski" był szczytem możliwości filmowych techników. Na każdym kroku podkreślano, że to pierwszy film, w którym na taką skalę użyto komputerowych animacji. 22 lata później CGI jest normą w każdym hollywoodzkim widowisku, więc twórcy mogli ulec pokusie i naszpikować swój film mrowiem cyfrowych dinozaurów. Na szczęście nie ulegli, dzięki czemu nie doświadczycie uczucia przesytu. Nie znajdziecie tutaj też przesadnego efekciarstwa rodem z filmowych Transformerów. Wszystko jest stonowane i utrzymane w duchu kina nowej przygody. Proporcje między tradycyjnymi efektami a cyfrowymi są wyważone w takim samym stopniu, jak między sekwencjami mówionymi a bieganymi (przeplatanymi niewielkimi ozdobnikami w postaci niewymuszonych żartów). Indiana Jones byłby dumny.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
Najważniejsze przy oglądaniu "Jurassic World" jest podejście. Jeśli nie zachwycaliście się jedynką, to ciężko wam będzie poczuć miętę do czwórki. Ale jeśli jesteście w podobnym wieku, co ja i swego czasu złapaliście dinozaurzego bakcyla, to wielce prawdopodobne, że ten film was oczaruje. Jeśli zaś jesteście nieco młodsi i w momencie premiery "Parku Jurajskiego" nie było was jeszcze na tym świecie lub byliście, ale wasza aktywność ograniczała się do jedzenia, spania i walenia w pieluchy, to paradoksalnie też jest szansa, że ten film przypadnie wam do gustu. Bo "Jurassic World" to tak naprawdę "Park Jurajski" dla nowego pokolenia. Młodzież może zobaczyć, czym jarało się starsze pokolenie i nieco odpocząć od blockbusterów w stylu wspomnianych wyżej Transoformerów czy ostatnich Żółwi Ninja. Na tle tych dwóch tytułów, film w reżyserii Colina Trevorrowa błyszczy zresztą jeszcze bardziej, pokazując, że po marki z lat 80. i 90. da się sięgnąć nie zmieniając ich jednocześnie w karykatury samych siebie.</div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwrxx6g9Rq1cPISzvF0dCfrFwFv06ox1KfuHmw2LDjngXLM26c-i9TzmaM_Mr7hlkwLU7AAZx66duKm2_RrU7bk1IUL7Se7rov18qJy3i_t2gmOCAch3qL2R9BZj4dOU8hSlXdSY5z2Fs/s1600/JW_03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwrxx6g9Rq1cPISzvF0dCfrFwFv06ox1KfuHmw2LDjngXLM26c-i9TzmaM_Mr7hlkwLU7AAZx66duKm2_RrU7bk1IUL7Se7rov18qJy3i_t2gmOCAch3qL2R9BZj4dOU8hSlXdSY5z2Fs/s400/JW_03.jpg" width="252" /></a></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div dir="ltr" style="text-align: justify;">
W ostatnich tygodniach obejrzałem w kinie trzy świetne widowiska. Na "Avengers: Czas Ultrona" bawiłem się wybornie, a uśmiech utrzymywał się na mej twarzy jeszcze dobrą godzinę po seansie. "Mad Max: Na drodze gniewu" zachwycił mnie swą niezwykłą warstwą wizualną i zawrotnym tempem, podtrzymywanym przez kolejne wysokooktanowe sekwencje. Prawda jednak jest taka, że to przy "Jurassic World" poczułem się znowu jak dzieciak, który w 1993 roku zapełniał zeszyt pieczołowicie wykonywanymi podobiznami rozmaitych dinozaurów. Oczywiście zeszyt z logiem "Jurassic Park"...</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-7437263371057181532015-04-30T15:55:00.000+02:002015-04-30T15:55:18.806+02:00Zdarzenie. 1908<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
<w:UseFELayout/>
</w:Compatibility>
<w:DoNotOptimizeForBrowser/>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
<w:UseFELayout/>
</w:Compatibility>
<w:DoNotOptimizeForBrowser/>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]-->
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<i>Opisywany niżej komiks kupiłem dawno temu, przeczytałem dopiero w marcu bieżącego roku, potem powstała ta recka, odleżała swoje (powiedzmy, że miesiąc), dopisałem do niej parę słów i oto w końcu ją wrzucam. W międzyczasie "Zdarzenie. 1908" zostało uznane za popową powieść roku i uhonorowane Nagrodą Literacką im. Henryka Sienkiewicza. Zasługiwało jak żadne inne dzieło.</i></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Om5CzFzZRiJPhcCR6SoUnywUnlZ7ZpWyGD_iNSraDjjbK9kVI-L_tsRAyYvYjebVpFVfAbaaGSAJVjP-BnrGDGx_pdih7vuvrRqTUleGu81BY03xRdMFi-w6GgI_1Uznnlfc_YXyhJM/s1600/Zdarzenie_1908.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Om5CzFzZRiJPhcCR6SoUnywUnlZ7ZpWyGD_iNSraDjjbK9kVI-L_tsRAyYvYjebVpFVfAbaaGSAJVjP-BnrGDGx_pdih7vuvrRqTUleGu81BY03xRdMFi-w6GgI_1Uznnlfc_YXyhJM/s1600/Zdarzenie_1908.jpg" height="320" width="238" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Wydany
w zeszłym roku komiks Jacka Świdzińskiego pt. „Zdarzenie. 1908” chwalony jest
wszem i wobec. Zachęcony pierwszymi recenzjami nabyłem go niedługo po
premierze, ale jakoś tak się złożyło, że za lekturę zabrałem się dopiero teraz.
Pewnie zrobiłbym to jeszcze później, gdyby nie spotkanie z autorem, które odbyło się w ramach Krakowskiego Festiwalu Komiksu. Po łódzkim, to już drugie, na
które udało mi się trafić. Skromność i pasja twórcza Świdzińskiego, połączone z
peanami prowadzącego rozmowę Artura Wabika, przekonały mnie, że nie ma co dłużej
zwlekać. Inne komiksy mogą sobie dalej czekać, ale z rzeczonym dziełem musiałem
się w końcu zapoznać.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2s3UjPN8PXKVi2zx7GY9654krFPLnmgSvH-gmpoe5bclNWyWREqKZZq4iTL68oCCc89K98JBkJGIIffkROK3N1n3dE2mUJwGhimh3e3nMsu4Y3O4xpy4tvg_RVMSWikPSGDNLNagFt58/s1600/%C5%9Awidzi%C5%84ski_krakowski+festiwal+komiksu.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2s3UjPN8PXKVi2zx7GY9654krFPLnmgSvH-gmpoe5bclNWyWREqKZZq4iTL68oCCc89K98JBkJGIIffkROK3N1n3dE2mUJwGhimh3e3nMsu4Y3O4xpy4tvg_RVMSWikPSGDNLNagFt58/s1600/%C5%9Awidzi%C5%84ski_krakowski+festiwal+komiksu.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
I już
na wstępie muszę zaznaczyć, że nie żałuję ani jednej spędzonej z nim sekundy.
Mało tego, wcale nie dziwi mnie, że w podsumowaniach ubiegłego roku zajmuje ono wysokie
lokaty. Może nie czytam tyle, co niegdyś i nie wszystko, co warte uwagi ląduje
na moje półce, niemniej określanie „Zdarzenia. 1908” najlepszym polskim
komiksem minionego roku wcale nie wydaje się być przesadą. Zresztą nawet nie
protestowałbym zbytnio, gdyby ktoś nazwał dzieło Świdzińskiego w ogóle
najlepszym komiksem, który ukazał się w naszym kraju w 2014. Jest to bowiem
świetnie napisana, epicka opowieść, która urzeka już od pierwszej strony.
Szkoda, że wielbiciele komiksów głównego nurtu skreślą ją już na starcie
(zerknijcie na komentarze w sklepie Gildii). Wszystko przez rysunki...</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Już
pierwszych kilkanaście stron uświadomiło mi, że mam do czynienia z komiksem
nieco innym niż się spodziewałem. Byłem przekonany, że „Zdarzenie” będzie
oparte jedynie na humorze i zabawie komiksową konwencją. Tymczasem dostałem
pełnokrwistą opowieść przygodową z motywem wielkiej tajemnicy i zbieraniną
wyrazistych bohaterów. Oczywiście absurdalnego humoru jest tutaj na pęczki, ale
ten komiks czyta się nie tylko dla specyficznych żartów, ale również dla
wyjątkowo spójnej opowieści. Pierwsza myśl? Ciekawe, jakby ona wyglądała, gdyby
zabrał się za nią Andreas. Jestem przekonany, że gdyby ilustracje do
scenariusza Świdzińskiego stworzył autor „Koziorożca”, to otrzymalibyśmy
prawdziwy europejski bestseller. A tak dostaliśmy genialny polski komiks, który
doceni góra kilkaset osób. Nie ma jednak co narzekać. Wręcz przeciwnie, jednym
z czynników stanowiących o sile omawianego dzieła są ilustracje. Ale po kolei.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
„Zdarzenie.
1908” to opowieść o katastrofie tunguskiej. Świdziński prezentuje swoją wersję
wydarzeń, które miały miejsce na Syberii ponad sto lat temu i które zazwyczaj
łączone są z upadkiem meteorytu. Tutaj w całą sprawę zamieszany jest pewien
genialny serbski inżynier... Oprócz niego w opowieści pojawia się plejada
historycznych postaci, na czele z Feliksem Dzierżyńskim, Rasputinem, Lwem
Tołstojem, carycą Aleksandrą, carewiczem Aleksym, Dersu Uzałą i Siergiejem
Prokudinem-Gorskim – to właśnie ta siódemka tworzy supergrupę, która wyrusza w
głąb Rosji w celu zbadania dziwnych zjawisk atmosferycznych. Taki dream team,
jak to zwykle bywa, zawiązuje się w dosyć przypadkowy sposób. Każdy z wymienionych bohaterów jest inny i nie ma sensu, abym
tworzył w tym miejscu ich rysy charakterologiczne, niemniej warto zwrócić uwagę
na fakt, że najsympatyczniejszą postacią z całego grona wydaje się przyszły
twórca Czeka. Dzierżyński to typowy bohater z przypadku, który chciał sobie
spokojnie siedzieć w więzieniu i pisać książkę, ale wezwało go przeznaczenie...
Jego nieporadność i łatwowierność są naprawdę urzekające. Jak taki człowiek
zmienił się w potwora? Może wskutek wdepnięcia w ślinę Rasputina? Pewnie to
spora nadinterpretacja, ale mi krótka scena przedstawiająca ten "wypadek" skojarzyła się z wątkiem kosmicznego
symbiontu znanym z opowieści o Spider-Manie. „Zdarzenie 1908” jest pełne takich
smaczków. Nie sposób ich tutaj wszystkich opisać, tak jak pewnie nie sposób ich
wyłapać podczas pierwszej lektury. Bohaterowie tego komiksu, ich poczynania i
powiedzonka to materiał do osobnych rozważań.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
„Zdarzenie.
1908” jest komiksem wzorcowo napisanym. Nie mam tutaj miejsca na zbyteczne
fragmenty. Do tego autor umiejętnie żongluje różnymi planami czasowymi.
Początek wydaje się niejasny? Spokojnie, w trakcie opowieści wszystko się
wyjaśni. Retrospekcja wyjaśnia wszystko? To tylko pozory, poczekajcie na zakończenie.
I tak dalej... Sama historia jest bardzo filmowa, a sposób jej prezentacji
nasuwa skojarzenia z hollywoodzkimi widowiskami. Doskonałym przykładem jest sam
finał, gdzie próba powstrzymania głównego zagrożenia prezentowana jest
naprzemiennie z potyczkami, które w tym czasie toczą poszczególni bohaterowie.
I w tym miejscu dochodzimy do ilustracji, których prostota bardzo pomaga w
odbiorze tego rozbudowanego dzieła.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Rysunki
Świdzińskiego porównywano do Mrożka i Minkiewiczów (tak mi się przynajmniej
wydaje…). Mi bohaterowie, mimo że dużo bardziej uproszczeni, kojarzą się z
trollami rysowanymi przez Tove Janson. Mniejsza ze skojarzeniami,
najważniejsze, że rysując tak proste postacie autor potrafi opowiadać aż tak
niesamowite fabuły. Rysunek nie jest dla niego żadnym ograniczeniem, wręcz
przeciwnie: prosty styl doskonale sprawdza się w sprawnym snuciu opowieści. Być
może, gdyby musiał każdej planszy poświęcać więcej czasu, a stworzenie
300-stronicowego dzieła wiązało się długimi miesiącami wytężonej pracy, to
„Zdarzenia” nie czytałoby się tak dobrze. Przy całej swej prostocie bohaterowie
mają zróżnicowaną mimikę, gestykulują i uczestniczą w tak dynamicznych scenach,
jak np. walka na topory. Poza postaciami ludzkimi i zwierzętami na planszach
nie znajdziemy wiele więcej. Ot, jakieś drzewa, pojazdy, czasami mignie
tajemnicza metalowa konstrukcja z serca Syberii, ale tak poza tym to tła i
rekwizytów nie ma tu zbyt dużo. I to jest właśnie kolejny atut ilustracji
Świdzińskiego. Jego komiks pozostawia duże pole do popisu dla wyobraźni. Mówiąc
bardziej obrazowo: „Zdarzenie. 1908” jest w tym względzie czymś pośrednim
pomiędzy powieścią tradycyjną a powieścią graficzną. Niby widzimy wszystko, ale
konkretne obrazy tworzymy sobie w głowie. Wyobrażamy sobie nie tylko to, co się
dzieje pomiędzy poszczególnymi kadrami, ale również wszystkie szczegóły, które
powinny się w nich pojawić. Realistyczna, bardzo filmowa opowieść skłania do
tworzenia w wyobraźni dosyć realistycznych obrazów, w związku z czym w głowie
czytelnika powstają adekwatne wizerunki bohaterów, pejzaże, dynamiczne ujęcia
itd.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Ostatnio
czytałem kilka bardzo dobrych komiksów, ale żaden nie wciągnął mnie równie
mocno jak „Zdarzenie. 1908”. Ciekawość, co będzie dalej, nie pozwala się od
dzieła Świdzińskiego oderwać. Nie zrażajcie się zatem opiniami ludzi, którzy
ocenili ten komiks po przykładowych planszach (chociaż z drugiej strony, po
zapoznaniu się z nimi wiedziałem, że go kupię). Taka już specyfika
przykładowych plansz, że niektórym wystarczy je obejrzeć, a inni wolą je
przeczytać... Reasumując: mistrzowski komiks, z którym każdy fan obrazkowego
medium powinien się zapoznać. Chciałem napisać, że wstyd go nie znać, ale tak
naprawdę wstydzić powinni się tylko ci, którzy nie znając go, wypowiadają się
na jego temat.</div>
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:none;
text-autospace:ideograph-other;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style>
<![endif]-->PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-62606642412856854322015-02-27T12:31:00.002+01:002015-02-27T12:33:56.078+01:00Dinosaur 13<div style="text-align: justify;">
<i>Fajny dokument ostatnio widziałem. I właśnie o nim traktuje poniższy wpis. Zapraszam.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_liUZKadSZpa5zhuYa2TtGKPZ98Z4eYlhXkhmo6D0lGH_afY6BLARUU8KXptyeRiNiYck0QNoEl3E-duoDo88Z0AeoH6JpsCL1MPk77v69yYRfGF4OX_fplxTzHpPom64TqyIeflL06M/s1600/Dinosaur+13.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_liUZKadSZpa5zhuYa2TtGKPZ98Z4eYlhXkhmo6D0lGH_afY6BLARUU8KXptyeRiNiYck0QNoEl3E-duoDo88Z0AeoH6JpsCL1MPk77v69yYRfGF4OX_fplxTzHpPom64TqyIeflL06M/s1600/Dinosaur+13.jpg" height="320" width="216" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Gdzieś pomiędzy 8 a 10 rokiem życia byłem święcie przekonany, że gdy dorosnę zostanę paleontologiem. Tak, dinozaury były moją pierwszą poważną pasją. Z tamtego okresu w głowie zostało mi kilkadziesiąt nazw gatunków i niemal tyle samo książek na półce. Zajawka po kilku latach się rozmyła, ale sentyment do strasznych jaszczurów pozostał.<br />
<br />
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, trzeba przyznać, że wówczas w telewizji pojawiało się całkiem sporo programów o wielkich gadach, a w księgarniach zawsze było na co wydać kilkanaście tysięcy złotych (dla tych, co nie pamiętają: denominacja miała miejsce dopiero w 1995). Spośród licznych wydawnictw bardzo ciekawym zjawiskiem był magazyn „Dinozaury!”. Charakteryzował się on świetnymi ilustracjami, plakatami w trzech wymiarach oraz fluorescencyjnym modelem tyranozaura, którego kolejne elementy dołączano do pierwszych kilkunastu numerów. Na marginesie, warto zauważyć, że historia zatoczyła koło i aktualnie w kioskach można nabyć podobną gazetę... Jednym z moich ulubionych punktów „Dinozaurów!” były dwustronicowe komiksy poświęcone słynnym odkryciom paleontologicznym. Dzisiaj nie przypominam sobie zbyt wielu nazwisk, ale wówczas odkrywca Deinonychusa czy Baryonyxa byli dla mnie prawdziwymi idolami. Czytałem o nich, ich twarze widziałem w programach telewizyjnych i głęboko wierzyłem, że kiedyś do nich dołączę i też będę grzebał w ziemi, odkrywając szczątki największych z lądowych zwierząt. Starczy tego przydługiego wstępu – pora przejść do rzeczy.<br />
<br />
Film pt. „Dinosaur 13” pokazuje, że życie paleontologa wcale nie musi być usłane różami. I to nawet w przypadku, kiedy wypełnione jest wielkimi (dosłownie i w przenośni) znaleziskami i idącą za nimi sławą. W swoim dziele Todd Douglas Miller pokazuje historię odkopania przez paleontologów z Black Hills Institute of Geological Research niemal kompletnego szkieletu tyranozaura (nazwanego Sue) i wszystkich związanych z tym wydarzeniem reperkusji. Bracia Larson i ich współpracownicy dokonali niezwykłego odkrycia, które wyniosło ich na szczyt, a następnie zrujnowało im życie. Ich wiara w to, co robią pozostała jednak niezmienna – i właśnie ten fakt może wydawać się najbardziej zaskakujący. Rząd odebrał bohaterom filmu ich największe znalezisko, następnie przetrzebił zgromadzone przez nich zbiory, postawił ich przed sądem i skazał. Ta historia nie ma happy endu, ale ukazana na ekranie miłość z jaką można wykonywać swoją pracę jest naprawdę budująca.<br />
<br />
Black Hills Institute to prywatna firma, którą tworzą łowcy skamieniałości. Mają odpowiednie wykształcenie, lecz nie tytuły naukowe, zaś na pomoc rządu nie mają co liczyć. Mimo to robią swoje z największym poświęceniem. Oczywiście muszą zarabiać, ale to nie przeszkadza im być prawdziwymi pasjonatami. Mało tego, dobro znaleziska jest dla nich najważniejsze. Nawet, kiedy już je tracą, to jego dalszy los spędza im sen z powiek (bynajmniej nie ze względów finansowych). Dodajmy, że cały czas wspierani są przez lokalną społeczność, a po latach otwierają w swojej miejscowości muzeum. Da się? Da się! A teraz porównajcie to z krajowym środowiskiem naukowym, wiecznie narzekającym na niedofinansowanie. Z tymi wszystkimi wygodnickimi profesorami z kilkoma etatami na prywatnych uczelniach, na których pojawiają się raz do roku i dorobkiem naukowym, który opiera się na wiecznym powielaniu fragmentów doktoratu (będącego oczywiście rozbudowaną magisterką). Jasne, że przesadzam, ale tylko trochę... Po prostu chcę pokazać, że bycie naukowcem nie gwarantuje, iż robi się coś wartościowego (patrz: pewna kandydatka na prezydenta, której tytuł naukowy wszyscy wymawiają niczym jakieś cudowne zaklęcie mające jej przydać inteligencji). Z drugiej strony: nie posiadając tytułu naukowego można w dorobek naukowy ludzkości wnieść naprawdę sporo. I tak jest właśnie z braćmi Larson.<br />
<br />
„Dinosaur 13” ogląda się doskonale. Świetne jest zarówno pierwsze 30 minut, czyli historia odkrycia, jak i reszta obrazu, dokumentująca batalię i powolny, ale niepełny powrót wszystkiego do jako takiej normalności. Mamy tutaj zarówno gadające głowy, jak i sceny inscenizowane (nienachalne, ale pięknie sfilmowane). Do tego dodać należy świetną muzykę i już mamy produkcję nominowaną w kategorii filmu dokumentalnego na Sundance Film Festival w 2014 roku.<br />
<br />
Za dzieciaka nie jaraliście się dinozaurami, nie oglądaliście w czwartkowej telewizji edukacyjnej programu prowadzonego przez pewną panią o kręconych włosach, nie zbieraliście wspomnianego na wstępie magazynu, ani nawet nie uwielbialiście „Parku Jurajskiego”? Nie szkodzi. Nawet jeśli nie pokochacie Sue, to na pewno zadumacie się nad jej historią.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-47087093428789207852015-02-09T15:41:00.000+01:002015-02-09T15:44:46.868+01:00Ile mordobicia w chodzonym mordobiciu, czyli słów kilka o współczesnych brawlerach<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<i>Dzisiejszy post jest dwusetnym. Z tej okazji poszedłem z duchem czasu i przygotowałem go na iPadzie oraz telefonie z Androidem. Muszę przyznać, że na sprzęcie z jabłuszkiem pisało się bardzo dobrze (stukanie wirtualnej klawiatury pomaga utrzymać rytm). Niestety edytory Bloggera na tych urządzeniach są dość miernej jakości, więc całość i tak musiałem poprawiać w tradycyjny sposób...</i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO6eSmks6yh9vG_fnHoZWTraSzzZgzpSHkvP36ce4dxmWDDefcOlTin3weUu70JEi3lxbJeYPzLQnmIJLu3t5s3wj_Lf5EMmib6ODeNYqOXAUJkCUBH2f-KhBfFoPlCZQE14ikkNCPArg/s1600/Brawlers.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO6eSmks6yh9vG_fnHoZWTraSzzZgzpSHkvP36ce4dxmWDDefcOlTin3weUu70JEi3lxbJeYPzLQnmIJLu3t5s3wj_Lf5EMmib6ODeNYqOXAUJkCUBH2f-KhBfFoPlCZQE14ikkNCPArg/s1600/Brawlers.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Jeden z ostatnich weekendowych pakietów Humble Bundle poświęcony został chodzonym bijatykom. Potężny sentyment, jakim darzę ten gatunek, jest w głównej mierze zasługą emulatorów, z Final Burnem na czele. Na pecetach długo nie było w co grać, a przez lata ostatnią produkcją, której można było przypiąć metkę chłodzonej bijatyki, było <i>Fighting Force</i>. Poważne wejście brawlerów w trzeci wymiar było jednocześnie ich zejściem z blaszanej sceny. Fanów gatunku mogła usatysfakcjonować dopiero <i>Oni</i>. Tylko, że to przecież nie było chodzone mordobicie... I tak już zostało - aż do fali gier indie.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiicxzebFtNdKDe6NOFaX8mUwTPSJHAujcRL9oWCoJL1eh2D88v8N_F0lmGgtIT_yVM2NYKldvOPMhOWTTJEvAvzZ_hQISLiuHMyH2tIZOdnrnf8iPxtgvzVVOpGh_NyBou-25qSvZhjcw/s1600/CC.jpg" imageanchor="1" style="font-family: sans-serif; margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiicxzebFtNdKDe6NOFaX8mUwTPSJHAujcRL9oWCoJL1eh2D88v8N_F0lmGgtIT_yVM2NYKldvOPMhOWTTJEvAvzZ_hQISLiuHMyH2tIZOdnrnf8iPxtgvzVVOpGh_NyBou-25qSvZhjcw/s1600/CC.jpg" height="180" width="320" /></a> </div>
<br />
<i>Castle Crashers</i> gruchnęło niczym grom z jasnego nieba i pozamiatało. Klasyczne chodzone mordobicie w 2D. Do tego ładne, zabawne i nadspodziewanie długie. Setting fantasy też wszystkim robił dobrze. Bo o ile klimaty ulicznego karate a'la epoka VHS starzeją się niczym Steven Segal, tak rycerze i potwory sprawdzają się w każdych dekadach. <i>Castle Crashers</i> nasuwało skojarzenia z największymi przedstawicielami gatunku, takimi jak <i>Golden Axe</i> czy dylogia <i>Dungeons & Dragons</i>. Teraz już miało polecieć z górki. Chodzone bijatyki miały zawojować scenę gier niezależnych. I faktycznie, na pecetach znowu można było popykać w brawlery. Tylko, że w tym mrowiu pojawiło się sporo gier, które wkładano w nie do końca właściwą szufladkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uściślijmy, że przez pojęcia brawler, beat'em up, chodzone mordobicie rozumiemy grę, w której kierowana przez nas postać przedziera się przez kolejne zastępy wrogów aż do końca poziomu, gdzie czeka przepakowany boss. Kluczowy jest fakt, że walka odbywa się wręcz, tudzież przy pomocy broni białej, a ataki dystansowe stanowią pochodną rozsianych po poziomie znajdziek. Najlepiej żeby całość była w dwóch wymiarach, ale bohater mógł poruszać się w trzech. Mamy do czynienia z mordobiciem, wiec paski energii są nieodzowne. Aha, to ma być brawler, a nie slasher, więc nasz hipek nie może naparzać jednorazowo zbyt wielu przeciwników (chyba, że korzysta z ataku specjalnego). Przykłady? <i>Cadillacs & Dinosaurs</i>, <i>Punisher</i> i wzorzec wszystkich capcomowych beat'em upów: <i>Final Fight</i>. Tyle mojej koślawej definicji. Jak najbardziej można się z nią nie zgodzić.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPrmFRwQ_fsXfwA8NbW-rnkfteldzhI9hfpd5WfQeSBbnoIis_Jd-De7XjRdqUw0Qgi1y0FB-QDum1ygbDiALtHA3Cf1gJLd0sCh4gJoAGQu41hTQgLplL0CF2lOHbvdn4X-AfoPRrUGs/s1600/FoA.jpg" imageanchor="1" style="font-family: sans-serif; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPrmFRwQ_fsXfwA8NbW-rnkfteldzhI9hfpd5WfQeSBbnoIis_Jd-De7XjRdqUw0Qgi1y0FB-QDum1ygbDiALtHA3Cf1gJLd0sCh4gJoAGQu41hTQgLplL0CF2lOHbvdn4X-AfoPRrUGs/s1600/FoA.jpg" height="180" width="320" /></a><span style="text-align: justify;"> </span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: justify;">I teraz przechodzimy do wspomnianego na wstępie weekendowego pakietu. Spośród siedmiu tytułów, które się w nim znalazły, tylko trzy są klasycznymi brawlerami. <i>Fist of Awesome</i>, <i>Fist of Jesus</i> oraz <i>Double Dragon Neon</i> mają wszystko to, co chodzone mordobicie posiadać powinno. Reszta gier to już wariacje na temat. Owszem, walka odgrywa w nich niebagatelną rolę, radośnie trzaskamy combosy, a co jakiś czas stawiamy czoła bossom, ale nie brakuje w tych produkcjach platformowych elementów. Taki misz masz jest bardzo popularny i niewątpliwie ma swoich zwolenników. Nie jest to zresztą nowy wynalazek i na potęgę stosowano go również w złotych latach brawlerów, choćby w marvelowskich grach na SNES-a (<i>X-Men: Mutant Apocalypse</i>, <i>Marvel Super Heroes: War of the Gems</i>). Współcześnie wśród tego typu gier trafiają się produkcje bardzo dobre (<i>Guacamelee</i>) i wybitne (<i>Dust: An Elysian Tail</i>), ale nie zmienia to faktu, że nie jest to rodzaj zabawy, który pamiętamy z barakowozów zwanych dumnie salonami gier.</span></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy jest na co narzekać? Pewnie, że nie. Dobra gra to dobra gra, czepianie się nomenklatury tego nie zmieni. Pamiętajmy jednak, że w tym temacie na pecetach tyle lat panowała posucha, że warto ostrożniej szafować etykietkami. A zdarza się, że recenzenci beat'em upem określają każdą dwuwymiarową zręcznościówkę z rozbudowaną walką wręcz. Pamiętacie <i>Asterix & Obelix</i> od Infogrames? Kolorowa platformówka, w której tłukło się zastępy Rzymian. Coś mi mówi, że dzisiaj tego typu grę określono by mianem brawlera. A wystarczy sobie przypomnieć <i>Asterixa</i>, którego w 1992 roku wypuściło Konami, aby uświadomić sobie, jak naprawdę wyglada chodzone mordobicie z parą komiksowych bohaterów.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnLxIK1rYZLjtyr5IMTkgdrl3SGc5iCW3wQJwTIr0nBeoEAP72HeZVNIawImXmNysB0-Rs7Mm2d3pUAtXPPJCuSA15eimFRZ7DfIP83e9gi8Qo8rGjVy4NuvkA9uO77BlCI_UuqNi4epE/s1600/GSTChE.jpg" imageanchor="1" style="font-family: sans-serif; margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgnLxIK1rYZLjtyr5IMTkgdrl3SGc5iCW3wQJwTIr0nBeoEAP72HeZVNIawImXmNysB0-Rs7Mm2d3pUAtXPPJCuSA15eimFRZ7DfIP83e9gi8Qo8rGjVy4NuvkA9uO77BlCI_UuqNi4epE/s1600/GSTChE.jpg" height="180" width="320" /></a> </div>
<br />
Cieszę się każdą z wymienionych gier i z pewnością w całości ogram bundlowy składak. Czasami jednak odzywa się we mnie automatowy konserwatysta. Taki łagodny mądrala, który może i żetony wolał wrzucać do automatów z <i>Mortalem</i> i <i>Tekkenem</i> - a prawdziwe piękno kalek <i>Final Fight</i> odkrył dopiero dzięki fali emulacji, która na przełomie wieków zalała pecetowe podwórko wypełnione trzyliterowcami (FPP, RTS, RPG) - ale jak już się wkręcił to na całego. A teraz? Teraz tak naprawdę najczęściej sięgam po gry, które elementy walki łączą z urozmaiconą, zręcznościową rozgrywką. I tak od <i>Oni</i>, przez piaskową trylogię <i>Prince of Persia</i>, aż po <i>Darksiders</i> i arkhamowe <i>Batmany</i>. A brawlery niech pozostaną sobą. Jeśli tylko co jakiś czas pojawiać się będą takie cudeńka jak <i>Castle Crashers</i>, to naprawdę nie trzeba będzie przypinać historycznej etykietki każdej produkcji, która będzie nasuwać skojarzenia z chodzonymi mordobiciami.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-30491730578293619372015-01-23T15:57:00.000+01:002015-01-27T11:28:18.844+01:00Jak Transfomery przetransformowały mój mózg<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>PL</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
<w:UseFELayout/>
</w:Compatibility>
<w:DoNotOptimizeForBrowser/>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--><i>Dzisiaj proponuję bardzo sentymentalny i zarazem osobisty tekst o wielkich robotach. Mam nadzieję, że zbytnio was nie zmęczy.</i><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267">
<w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/>
<w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/>
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:none;
text-autospace:ideograph-other;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:"Times New Roman";
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
</style>
<![endif]--><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE4ZwggTrYq9TLhB1iMo7yOCpc7Q6LZvGXofzgl69cqurElosiZsJHse6X61OUinWPB1Shce2zVZQ_jZyaqJI_LUa5ELf8alGgs00b7fNM8Jtmm9VHJF1q-2ID8rILUlSZCIqBRPQmddA/s1600/TF+Surrender.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE4ZwggTrYq9TLhB1iMo7yOCpc7Q6LZvGXofzgl69cqurElosiZsJHse6X61OUinWPB1Shce2zVZQ_jZyaqJI_LUa5ELf8alGgs00b7fNM8Jtmm9VHJF1q-2ID8rILUlSZCIqBRPQmddA/s1600/TF+Surrender.jpg" height="320" width="226" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
We
wczesnych latach dziewięćdziesiątych młodsza młodzież (czyt. dzieci) miała
coraz więcej obiektów popkulturowego kultu. Z jednej strony mocno trzymały się
peerelowskie wynalazki pokroju Bolka i Lolka, a z drugiej wyobraźnię pobudzały
amerykańskie kreskówki, z disnejowskimi przebojami takimi jak „Brygada RR” czy
„Gumisie” na czele. Szturmem dziecięce serca zdobywały też animacje
przeładowane akcją, np. dwa seriale o przygodach He-Mana. Kreskówki, komiksy,
gumy do żucia – pól eksploatacji konkretnych franczyz nie było może zbyt wiele,
ale dzięki temu żaden rodzic nie musiał obawiać się, że zainteresowania jego
pociech nadwyrężą domowy budżet. No i zabawki. Lego nie miało sobie równych,
ale obok duńskich klocków obiektem pożądania były zabawki reklamowane w
telewizji (jak zresztą wszystko, co pojawiało się w tv – od proszków do prania
po szampony wash & go). I tutaj, oprócz różowego badziewia dla dziewczyn
(Barbie i kucyki), pamiętam trzy produkty: Transformers, G.I. Joe oraz flippery.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Na
G.I. Joe jakimś cudem nigdy nie złapałem fazy. Miałem, co prawda, jedną
figurkę, ale było to w czasie, kiedy szał na te zabawki już nieco przycichł. Za
to flippery to było prawdziwe coś. W przedszkolu naprawdę było czym szpanować.
Gwoli wyjaśnienia: nie rozchodzi się tutaj o automaty z pinballem, lecz małe
dwustronne samochodziki. Ponoć były do nich jakieś skocznie czy tory
(przynajmniej tak sugerowały reklamy), ale przecież meble i podłogi w
zupełności nam wystarczały. No i wreszcie Transformery, i wpadający w ucho
slogan „To ukryta moc”...</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Przypominam
sobie, że miałem dwie tego typu zabawki. Zostały kupione bodajże na odpuście,
więc były to podróbki, ale tym jakoś nigdy nie zaprzątałem sobie głowy. Sama
idea Transformerów rozpalała moją wyobraźnię do czerwoności. Pierwszy komiks z
serii przeczytałem dopiero w połowie lat 90., zaś z kreskówką (w formie
pełnometrażowej produkcji) zetknąłem się<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>parę lat temu. Fakt, że istnieje coś takiego jak roboty zmieniające się
w pojazdy, stanowił jednak źródło nieskończonych inspiracji przy tworzeniu
kolejnych konstrukcji z kloców Lego. Na potęgę budowałem statki kosmiczne,
które postawione pionowo wyglądały jak mechy – zawsze z tą samą satysfakcją i
dumą z gotowego dzieła. Dodatkowym impulsem były odcinki serialu „Kosmiczni
szeryfowie i Jeździec Srebrnej Szabli”, które do upadłego oglądało się na
kasecie VHS. To był pierwszy etap fascynacji Transformerami.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Wspomnienia
odżyły wraz z moim pierwszym komiksem Tm-Semic, którym był „Transformers” nr
1/95. Faktycznie był to mój pierwszy kontakt z uniwersum Autobotów i
Decepticonów. To dzięki niemu poznałem Optimusa Prime'a i resztę. Szukając
grafik do ozdobienia tego tekstu, trafiłem na ranking komiksów z serii
„Transformers” wydawanych przez Marvela. Na jego szczycie była jedna z
historii, która znalazła się we wspomnianym zeszycie (ta druga zresztą też się
tam pojawiła). Może zatem miałem szczęście, bo wśród fanów i znawców komiksu
„Transformers” nie uchodzi za serię wartą uwagi i wymieniane jest wśród
gorszych tytułów w ofercie Tm-Semic. Sam dalszą część historii o walce z
Unicornem, która jednocześnie była pożegnaniem tego tytułu z polskim rynkiem, dozbierałem
jakiś czas później.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0Adl98KrZZS0sEyoCz-5ruU4RmD7qQ2CeszvtWbsbV8N1nrBO4Rqk91ysWtwDI0gC2xBxv6Q9ltobwe7hetSvEdC_-uOvM1ngqqtUeycskrYh2GOBdRw6WqEGySrBHXNQtXq6XsL827A/s1600/BW_Maximals.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0Adl98KrZZS0sEyoCz-5ruU4RmD7qQ2CeszvtWbsbV8N1nrBO4Rqk91ysWtwDI0gC2xBxv6Q9ltobwe7hetSvEdC_-uOvM1ngqqtUeycskrYh2GOBdRw6WqEGySrBHXNQtXq6XsL827A/s1600/BW_Maximals.jpg" height="206" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Koniec
lat dziewięćdziesiątych przyniósł kolejny powrót do robotów zmieniających
kształty. Tym razem dzięki telewizji Polsat i puszczanej w niedzielne poranki
kreskówce pt. „Kosmiczne wojny” (w oryginale „Beast Wars”). W całości animowana
komputerowo opowieść o robotach zmieniających się w zwierzęta zawładnęła mną na
całego. I mimo że uważałem się już za dojrzałego widza, który przecież oglądał
„Z archiwum X”, to od „Kosmicznych wojen” nie mogłem się oderwać. Poza niezłą
fabuła i naprawdę dobrą animacją (co wówczas nie było regułą, jeśli chodzi o
produkcje CGI), wyróżnikiem tego serialu były świetnie wymyślone postacie.
Roboty różniły się nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim charakterem.
Najciekawiej prezentował się Dinobot, który był bohaterem iście tragicznym. W
1998 roku na podstawie tej kreskówki powstała gra komputerowa, która nie
zebrała zbyt dobrych ocen, co nie przeszkodziło mi spędzić przy jej wersji
demonstracyjnej kilku miłych chwil.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
I tak
jakoś Transformery uległy zapomnieniu. Po dwutysięcznym roku Egmont wydawał
jeszcze serię z podtytułem „Armada”, ale już byłem na to wszystko za stary.
Wiadomość o powstającym filmie mocno mnie zelektryzowała, a zwiastun zapowiadał
świetne widowisko. Cóż, na pierwszym seansie zasnąłem i dopiero po latach film
Michaela Baya obejrzałem do końca. Patrząc na niego przez pryzmat kontynuacji
muszę przyznać, że to naprawdę fajny blockbuster, który da się oglądać bez
zgrzytania zębami. Wspomniana dwójka była fatalna. Gdyby wywalić z niej
wszystkie wątki z ludzkimi bohaterami, to dałoby się ją jeszcze oglądać. Przez parę
rodziców głównego bohatera nawet epicka walka w lesie nie jest w stanie poprawić
odbioru całości. Trójka już była nieco lepsza, ale nadal słaba. Czwórki jeszcze
nie widziałem...</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
A
czemu właściwie o tym wszystkim piszę? Wszystko przez grę pt. „Transformers:
Wojna o Cybertron”, którą udało mi się kupić na biedronkowej wyprzedaży za 9
zeta bez grosika. I wsiąknąłem. Wspomnienia odżyły, a konflikt pomiędzy
Autobotami i Decepticonami na nowo zawładnął mą wyobraźnią. Przyznaję, że gdyby
nie postacie głównych bohaterów byłaby to dosyć średnia strzelanka. Fakt, że
fabułę gry osadzono w tym konkretnym uniwersum jest jej głównym atutem. Przez
kilka dni nie mogłem się od niej oderwać. No i przypomniałem sobie o
Transformerach. Tak naprawdę nigdy o nich nie zapomniałem, potrzebowałem po
prostu kopa w postaci wspomnianej gry, by na nowo zagłębić się w temat. Teraz
już na przykład wiem, że poprawna polska odmiana nazwy to Transformery, a nie
Transformersy.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
„Wojna
o Cybertron” jest wzorcowym przykładem wykorzystania mocy nostalgii za
dzieciństwem. Bo kiedy po latach oglądamy kreskówki czy czytamy rzeczy, którymi
jaraliśmy się jako pacholęcia, mamy świadomość, że zestarzały się zarówno one,
jak i my sami. Dostrzegamy ich infantylizm, schematyczne fabuły i bohaterów
tworzonych według kilku prostych wzorców. I dlatego tak świetnie się człowiek
czuje odpalając „Wojnę o Cybertron” - bo z jednej strony wszystko jest takie
samo, jak to sobie zapamiętał, czyli Autoboty są szlachetne, a Decepticony
podstępne, ale z drugiej naiwność fabuły nie bije po oczach, a zabawa jest
naprawdę przednia. Ta gra nie jest wybitna, ale wypada zdecydowanie lepiej niż
filmy Michaela Baya.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzkpqPUfnjarRjhCN9ulJJwDqRgSAa4zCAOxzf84bbvcOTBsTfQ0AGzUqWo5RgdgaTWrcMDMHQarG5XnVVirrU1Oc92SIRusZOwTOxyMpgxn_lZYyCQwb5uV9H0yq_8z0X8teJCHVlui4/s1600/transformers-war-for-cybertron.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjzkpqPUfnjarRjhCN9ulJJwDqRgSAa4zCAOxzf84bbvcOTBsTfQ0AGzUqWo5RgdgaTWrcMDMHQarG5XnVVirrU1Oc92SIRusZOwTOxyMpgxn_lZYyCQwb5uV9H0yq_8z0X8teJCHVlui4/s1600/transformers-war-for-cybertron.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Skutek
obcowania z „Wojną o Cybertron” jest taki, że będę dalej przeglądał sieć
próbując poukładać sobie w głowie te wszystkie generacje, serie i mutacje
transformerowego uniwersum. Może poszukam jeszcze jakichś gier, przeczytam
kilka komiksów, odświeżę sobie parę odcinków „Beast Wars” i na tym właściwie
się skończy. Jednak coś mi mówi, że za parę lat znowu wrócę do tematu i na nowo
odkryję w sobie dzieciaka, który bawiąc się odpustową zabawką nucił pod nosem:
„Transformers to ukryta moc”.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-92058684527873522992015-01-02T10:37:00.000+01:002015-01-02T10:48:14.085+01:00Tatsumi<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<i>Druga
połowa minionego roku przyniosła mocny spadek weny i zapału do prowadzenia
niniejszego bloga (i tego drugiego niestety też). Poniższym tekstem otwieram
nowe 12 miesięcy, mając nadzieję, że naprawdę będzie lepiej. Muszę jednak
przyznać, że te kilka akapitów przeleżało na dysku dobre kilka tygodni,
czekając, aż zdążę je dopieścić. I trochę dopieściłem, ale tylko trochę...</i></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<i>Z
okazji nowego roku życzę Wam wszystkiego dobrego i mnóstwa czasu na robienie
tego, co lubicie!</i></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEkhVvJZgI_V8zA4ol2EpkhFu55qru8-800CgTbJ9P5oZMUj-YDwbSWJqlTLGKyrFdgC-mOqtqBFnyP73AcS1t_Y9vtlf2lFpif1SdWatGF-f_rwQ6iGmkbVf2P2n3B_H8iOs-UJnVzMw/s1600/Tatsumi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEkhVvJZgI_V8zA4ol2EpkhFu55qru8-800CgTbJ9P5oZMUj-YDwbSWJqlTLGKyrFdgC-mOqtqBFnyP73AcS1t_Y9vtlf2lFpif1SdWatGF-f_rwQ6iGmkbVf2P2n3B_H8iOs-UJnVzMw/s1600/Tatsumi.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Yoshihiro
Tatsumi to jeden z najsłynniejszych mangaków, twórca gekidy, poważniejszej
odmiany japońskiego komiksu. W Polsce do tej pory wydano dwa jego dzieła:
„Kobiety” i autobiograficzne „Życie. Powieść graficzną”. Ciężko określić utwory
tego autora mianem stricte obyczajowych - to bardziej specyficzny rodzaj
miejskich opowieści, w których żaden z nas nie uczestniczył, ale każdy o nich
słyszał. Zresztą nieprzebranym źródłem inspiracji dla Tatsumiego były codzienne
gazety i zamieszczane w nich kroniki policyjne. Tego typu fabuły odnaleźć można
zarówno we wspomnianych „Kobietach”, jak i filmie animowanym poświęconym
omawianemu twórcy.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi9t8Ppd2GRLLw_wl2zRcNbXcRV9gdB_rMoZoOrIa0z0uXuZ1w1gPqZY9a6MnBB3mNWGDaYt3k7IckZNwesKk1lx9cmp-WhrhmWr8Cz0a1eEz3k9xzITrQVXYqNixyzxlVNjdBI2B62pA/s1600/Tatsumi01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi9t8Ppd2GRLLw_wl2zRcNbXcRV9gdB_rMoZoOrIa0z0uXuZ1w1gPqZY9a6MnBB3mNWGDaYt3k7IckZNwesKk1lx9cmp-WhrhmWr8Cz0a1eEz3k9xzITrQVXYqNixyzxlVNjdBI2B62pA/s1600/Tatsumi01.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Tak w
tamtym komiksie, jak również w filmie pt. „Tatsumi” większość historii
osadzonych jest w latach 70. - okresie rozkwitu gospodarczego, w którym
japońskie społeczeństwo stawało się coraz bogatsze. Film składa się z pięciu
krótkich historii, typowych dla twórczości Tatsumiego, których bohaterami są
kolejno: fotograf z Hiroszimy, samotny robotnik, przechodzący na emeryturę
dyrektor, wypalony rysownik oraz kobieta oddająca się amerykańskim żołnierzom.
Wszystkie opowieści przeplatane są historią życia Tatsumiego. Powstały w ten
sposób film doskonale pokazuje, że twórczość jest integralnym elementem
egzystencji autora i opowiadając o nim nie można nie zaprezentować jego dzieł.
Tatsumi to mangaka, zatem dzieła, które wplecione zostały w jego życiorys to
mangi – czarno-białe kadry, które ożywiono szczątkową animacją. Z tego powodu
bliżej tym historiom do motion comics niż typowego anime. Jak wiernie oddano
specyfikę komiksów Tatsumiego pokazuje zakończenie piątej opowieści, kiedy
ostatni kadr animacji przechodzi w kadr zamykanego komiksu i widz może
przekonać się, że to, co właśnie oglądał zostało żywcem przeniesione z mangi.
Nieco bogatsza animacja występuje w historii Tatsumiego, którą od reszty obrazu
odróżnia również to, że jest w pełni kolorowa (kolory pojawiają się jeszcze
tylko w czwartej opowieści). Ciężko jednak powiedzieć, aby cały film był
oszałamiający graficznie. Jest za to na tyle różnorodny, a jednocześnie
trzymający się charakterystycznego stylu Tatsumiego, że pod względem oprawy
robi naprawdę duże wrażenie.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghaB4_nJgk8cXj1Og0Mmx2MbqFoLURkdBoFqJ_-4KjREgQEky3IBRj5C2x9bI3XoYBid6E4Wh_EWZx0Q0Dp9sHl3WeXH1QWGxeVhvPH61Q3RkwAVJ91jVb2wMItGR3iZpKU6NTwyt7Eh8/s1600/Tatsumi02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghaB4_nJgk8cXj1Og0Mmx2MbqFoLURkdBoFqJ_-4KjREgQEky3IBRj5C2x9bI3XoYBid6E4Wh_EWZx0Q0Dp9sHl3WeXH1QWGxeVhvPH61Q3RkwAVJ91jVb2wMItGR3iZpKU6NTwyt7Eh8/s1600/Tatsumi02.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Nie
gorzej prezentuje się fabuła. Pięć opowiadań idealnie wpleciono zarówno w
życiorys Tatsumiego, jak i historię Japonii. Od fotografa z Hiroszimy, przez
robotnika, jakich musiało być mnóstwo w odbudowującym się kraju, aż po
dyrektora, który kończąc swoją karierę zawodową czuje, że jednocześnie kończy
swoje życie - każdy z bohaterów tych opowieści jest przegrany. Pierwszy z nich
zbudował swoją pozycję na kłamstwie, którego konsekwencje zniszczyły mu resztę
życia. Samotny robotnik poświęcił dla kobiety swój dotychczasowy byt i
paradoksalnie jeszcze bardziej wyalienował się społecznie. Dyrektor chciał
wreszcie cieszyć się swoją egzystencją, jednak jego czas już przeminął. Trójka
przegranych, którzy pewnie uchodzili za porządnych obywateli, typowych
przedstawicieli swoich profesji. Te historie sporo mówią o samym Tatsumim i
jego niemożności odnalezienia się w społeczeństwie powojennej Japonii. Jest
wreszcie czwarta historia, która opowiada o rysowniku, który stracił zlecenia,
natchnienie i jakikolwiek sens tworzenia. Ową fabułę autor-narrator wprost
przyrównuje do swojego życiorysu. Trochę dziwnie w tym zestawieniu wypada
opowieść o młodej Japonce świadczącej usługi seksualne amerykańskim żołnierzom,
a przy tym mającej na głowie ojca nieudacznika. Ta historia jest jakby żywcem
wyjęta z tomu „Kobiety” i spokojnie mogłaby się w nim znaleźć. Razem z
opowieścią o Hiroszimie tworzy ona wojenno-okupacyjną klamrę, która pokazuje
widzom, jak znaczącym wydarzeniem była dla Japonii przegrana w II wojnie
światowej. Jest w tych wszystkich historiach ten sam pierwiastek, który odnaleźć
można w „Nowym Jorku” Willa Eisnera. W obu przypadkach kluczowe jest zagubienie
jednostki w wielkim, nowoczesnym i zarazem anonimowym społeczeństwie.</div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1rqfJNxLyAmGIXzYf-o0kLAchaZrrYc9Qz_8BndOii_vB69LxsPsoxMvVOAwF6Z1AdSJOzVVcjEGI2RKhRQdfucG-I-4Ol-Bbu7NHyCL92LlVBr2jozhHdUyWA7hyphenhyphenCSIUQdldLKSXYXw/s1600/Tatsumi03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1rqfJNxLyAmGIXzYf-o0kLAchaZrrYc9Qz_8BndOii_vB69LxsPsoxMvVOAwF6Z1AdSJOzVVcjEGI2RKhRQdfucG-I-4Ol-Bbu7NHyCL92LlVBr2jozhHdUyWA7hyphenhyphenCSIUQdldLKSXYXw/s1600/Tatsumi03.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
<br /></div>
<div class="Standard" style="text-align: justify; text-justify: inter-ideograph;">
Ale
Tatsumi nie wydaje się być zagubionym twórcą. Na pewno nie przegranym. Pierwsza
publikacja w wieku 14 lat, pierwszy tomik w wieku 19, znajomość z Osamu Tezuką,
stworzenie manifestu twórców, którzy chcieli zerwać z postrzeganiem mangi jako
rozrywki dla dzieci, wreszcie omawiany film – to jedne z najważniejszych etapów
jego twórczej biografii. Warto poznać ją bliżej, nie tylko oglądając świetny
film, ale też sięgając po wspomniane na wstępie „Życie. Powieść graficzną”.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-32288818534839966722014-09-30T19:40:00.001+02:002014-09-30T20:12:14.097+02:00One Finger Death Punch<div style="text-align: justify;">
<i>To ostatnia chwila, aby ten miesiąc otrzymał swoją wpisową reprezentację w bocznym pasku, zatem przygotujcie się na tekst chaotyczny, pośpieszny i pisany nieco na siłę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipf8obCVy1v64MHZ-HK22IdnebzbVzLtQTJiAYO167MJvvHG-puPYG5kAFh6_Ml9MmrcyDB1BCQw5PG5EMyaTE-cSv3ALK4RkkNAXZCaXu2LPFgmucMrCrLeDFq2MalBSqpjbLroupkkc/s1600/OFDP01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipf8obCVy1v64MHZ-HK22IdnebzbVzLtQTJiAYO167MJvvHG-puPYG5kAFh6_Ml9MmrcyDB1BCQw5PG5EMyaTE-cSv3ALK4RkkNAXZCaXu2LPFgmucMrCrLeDFq2MalBSqpjbLroupkkc/s1600/OFDP01.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"One Finger Deth Punch" to jedna w wielu skromnych produkcji, których bohaterami są czarne, patyczkowate ludziki. O ile się nie mylę, to wszystkie one wyewoluowały z prostych, flashowych bijatyk (i serii animacji pt. "Xiao Xiao"), można zatem powiedzieć, że w przypadku omawianego tytułu historia zatoczyła koło (poszukując dla niego przynależności gatunkowej sformułowanie "chodzona bijatyka" samo ciśnie się na usta).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kwestia określenia gatunku nie jest jednak w tym przypadku tak oczywista, jak można by wnioskować chociażby po zerknięciu na screeny. Owszem, w "One Finger Death Punch" sterowany przez gracza protagonista przeciwstawia się zastępom przeciwników nacierających z obu stron ekranu - w dodatku czyni to wykorzystując wschodnie sztuki walki - jednak możliwości kierowania nim są znacznie ograniczone. Sam tytuł tej gry mówi wszystko: do zadawania śmierci wystarczy tym razem jeden palec. Nie przemieszczamy się przy pomocy kursorów, nie wciskamy gorączkowo klawiszów w celu wykonania skomplikowanego comba (rozbudowana klawiszologia zresztą jest rzadkością w chodzonych mordobiciach), a cała walka opiera się na wciskaniu prawego bądź lewego klawisza myszy (tudzież jednego z dwóch klawiszy na klawiaturze bądź guzików na padzie). Wszystko uzależnione jest od kierunku, z którego nadciąga przeciwnik. Nie ma tutaj miejsca na bezwiedne naparzanie, gdyż niemal każdy nietrafiony cios skutkuje kontrą wrogiego wojownika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYDCPA_l5BWV9wR28hIbSE5druB2gf2ozJceIF-j27cVNHNQ8FM8NoHr30-2cFTMUji079Zx33Hm5ACo2uK12b26uFmOUGczyMA89VYTSRDA9TD8eiJWAnN5mPYDGVt6IquxP6Necz-q4/s1600/OFDP02.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYDCPA_l5BWV9wR28hIbSE5druB2gf2ozJceIF-j27cVNHNQ8FM8NoHr30-2cFTMUji079Zx33Hm5ACo2uK12b26uFmOUGczyMA89VYTSRDA9TD8eiJWAnN5mPYDGVt6IquxP6Necz-q4/s1600/OFDP02.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oponentów jest kilka rodzajów. Od najprostszych, którzy polegną po jednym uderzeniu, przez takich, którym trzeba przyłożyć kilkukrotnie (czasami z jednej, czasami z obu stron), po "królów", przygotowanych na dłuższą wymianę ciosów. Wrogowie mogą ponadto posługiwać się bronią sieczną, obuchową, miotaną etc. W tym nierównym starciu nie jesteśmy oczywiście bezradni i nie dość, że możemy przeciwnikom odbierać ich zabawki (czasami w nad wyraz efektowny sposób), to co jakiś czas zyskujemy możliwość ulepszenia naszego wojaka o naprawdę użyteczne umiejętności. Możliwości jest naprawdę sporo, a zabawa, mimo swej prostoty, wciąga na długie godziny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM0LV9kf3NVUKwry7yOElz8qKGBmoMcaLS91GaCKXmjt8M19Itx1AoM0K6DSGnOpbXPhBfUYfk-BgFcm-tw-Io9_L_I9VZwR3GV4KNfGCrcm9IZG-M1OvVsNvfKcICofMiCcRWk1jMM6s/s1600/OFDP03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM0LV9kf3NVUKwry7yOElz8qKGBmoMcaLS91GaCKXmjt8M19Itx1AoM0K6DSGnOpbXPhBfUYfk-BgFcm-tw-Io9_L_I9VZwR3GV4KNfGCrcm9IZG-M1OvVsNvfKcICofMiCcRWk1jMM6s/s1600/OFDP03.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Muszę się w tym miejscu przyznać, że dawno tak pozornie nieskomplikowana gra nie przykuła mnie do monitora na równie długo. Wszystko przez wzorową mechanikę. Starcia są proste, ale dynamiczne. Ponadto kolejne plansze nie polegają tylko na wyżynaniu określonej liczby przeciwników. Trafiają się np. poziomy, które należy zaliczyć w określonym czasie, takie, w których należy kontrować rzucane przez przeciwnika sztylety, a także, wymagające skupienia i cierpliwości, walki z bossami. Są też niezwykle efektowne i szybkie plansze, w których walczymy przy pomocy miecza świetlnego lub nunchaku (też świetlnego...). Mapa świata jest całkiem spora i zaliczenie wszystkich rozmieszczonych na niej walk to zabawa na długie godziny. A potem jeszcze dochodzą dodatkowe poziomy trudności i rozbudowany tryb survival. Nic tylko klikać, klikać, klikać...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh8avbsq2ayJKK8cBCVCKuytHc7RuG6u9P5-qn9Lz2fYZr12r3YKaz-LzQCDheODzrsz2v3TgChn6ZryBJevq-EbclgNTQvtHp0ptxJL0HKP1PWNBcqaucXUUmmir26DYMOdaV7E8UAok/s1600/OFDP04.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh8avbsq2ayJKK8cBCVCKuytHc7RuG6u9P5-qn9Lz2fYZr12r3YKaz-LzQCDheODzrsz2v3TgChn6ZryBJevq-EbclgNTQvtHp0ptxJL0HKP1PWNBcqaucXUUmmir26DYMOdaV7E8UAok/s1600/OFDP04.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Grafika jaka jest, każdy widzi. Taka sama jak cała gra: prosta i jednocześnie efektowna. Animacja i efekty specjalne potrafią przyspieszyć tętno i przyprawić o oczopląs. Uproszczony wygląd rozgrywki kontrastuje in plus z brzydkimi grafikami w menu głównym oraz takimż wyglądem mapy świata. Kiczowata otoczka rodem z filmowego Hong Kongu jednak całkiem sprawnie buduje klimat "One Finger Death Punch" - produkcji, która przecież już swym tytułem sugeruje, iż była tworzona z przymrużeniem oka. À propos oczu, to jedną z efektowniejszych animacji jest wypadające oko trafionego przeciwnika...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh4-yE-LdSS_z_SG_-Y9a9OnoWNTwbt6fXSwlJODUESwKyqK-ERmf8JtBuC88EJfcOcNyp3EZ44KtvofE5nyBOpW2lELvNMIWM3wr9tq2vPuEylTOgPWcBGZFkv_VDUMoQ4sSKQhqChAI/s1600/OFDP05.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgh4-yE-LdSS_z_SG_-Y9a9OnoWNTwbt6fXSwlJODUESwKyqK-ERmf8JtBuC88EJfcOcNyp3EZ44KtvofE5nyBOpW2lELvNMIWM3wr9tq2vPuEylTOgPWcBGZFkv_VDUMoQ4sSKQhqChAI/s1600/OFDP05.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W "One Finger Death Punch" powinien zagrać każdy miłośnik chodzonych mordobić i slasherów. Ta gra idealnie pokazuje, że w obrębie tych gatunków można jeszcze wymyślić coś nowego - i to skromnym nakładem sił oraz środków. Jeśli nie lubicie typowych naparzanek, też zagrajcie, bowiem zaprezentowany tutaj typ rozgrywki znacząco odbiega od tego, z czym tego typu gry są zazwyczaj kojarzone. Zapewniam, że nic tak nie odpręża po ciężkim dniu w pracy (nawet tej, w której sporo czasu spędzacie przed monitorem), jak wcielenie się w mistrza kung-fu i... rytmiczne uderzanie w klawisze komputerowego gryzonia.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-30242559199516649142014-08-31T14:09:00.000+02:002014-08-31T14:39:07.680+02:00Zrywa się wiatr<div style="text-align: justify;">
<i>Nie czekając na polską premierę najnowszy film Hayao Miyazakiego obejrzałem niecały tydzień temu. Kilka dni później ze zdumieniem odkryłem, że "Zrywa się wiatr" znajduje się na liście premier kinowych na dzień 29 sierpnia bieżącego roku. Jego opis znalazłem nawet na stronie najbliższego multipleksu. W aktualnym repertuarze próżno go jednak szukać. Pewnie za jakiś czas się pojawi, w limitowanej liczbie seansów, w dodatku w godzinach południowych, ew. za miesiąc czy dwa w "Klubie konesera". Tak to już jest z tymi anime na polskich ekranach...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2jbMH-ViaprqxWEP3Ludf901RM3-nst6bi3knA2tkI8e7tLMVBFqw3yUyNQIxOmZgfn2Ot2mlyS6RXIfHtSO9UVUyQrKmSMr0GH8iqMvAXzOokCMvoS2kDWz6_ghY2zwLrxDQajPWcjI/s1600/Zrywa+si%C4%99+wiatr.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2jbMH-ViaprqxWEP3Ludf901RM3-nst6bi3knA2tkI8e7tLMVBFqw3yUyNQIxOmZgfn2Ot2mlyS6RXIfHtSO9UVUyQrKmSMr0GH8iqMvAXzOokCMvoS2kDWz6_ghY2zwLrxDQajPWcjI/s1600/Zrywa+si%C4%99+wiatr.jpg" height="320" width="218" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Zrywa się wiatr" to obraz wyjątkowy. Życząc jak najlepiej panu Miyazakiemu, można przypuszczać, że jest to prawdopodobnie ostatni obraz tego wielkiego reżysera (zwłaszcza po tym, jak w końcu zeszłego roku ogłosił on, że przechodzi na emeryturę i opuścił studio Ghibli). O wyjątkowości wspomnianego filmu świadczy również fakt, iż jest to biografia, konkretna historia osadzona w konkretnych realiach historycznych. Oprócz przedstawień snów głównego bohatera, próżno w niej szukać, tak typowych dla wspomnianego reżysera, elementów fantastycznych. Co w takim razie zostało ze starego Miyazakiego? Dwa elementy, które od zawsze charakteryzują jego dzieła: pacyfizm i miłość do lotnictwa. Czy może być lepsze zwieńczenie kariery tego reżysera, niż obraz opowiadający o prawdopodobnie największym japońskim konstruktorze samolotów? Jest tylko jeden szkopuł: wspomniany konstruktor jest ojcem najsłynniejszego japońskiego samolotu bojowego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miyazaki wybrnął z tej sytuacji, przedstawiając Jirō Horikoshiego jako człowieka zafascynowanego konstruowaniem samolotów, a nie latających maszyn do zabijania - inżyniera, który dla poprawy osiągów najchętniej pozbawiłby swoje myśliwce uzbrojenia. Konstruował on samoloty bojowe, gdyż w ówczesnej Japonii nie miał innej możliwości realizacji własnych marzeń. Nie mam pojęcia, na ile ten romantyczny obraz głównego bohatera jest prawdziwy, ale japońskim nacjonalistom ponoć nie bardzo przypadł on do gustu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W "Zrywa się wiatr" nie ma fantastyki, niemniej w snach głównego bohatera odnaleźć można obrazy wojny, które nasuwają skojarzenia z tymi z "Ruchomego zamku Hauru". Projekty postaci, przywiązanie do detalu - to elementy, które nie pozostawiają wątpliwości co do tego, kto jest reżyserem tego filmu. "Zrywa się wiatr" to nie brutalny, do bólu realistyczny obraz wojny, który pokazał Isao Takahata w "Grobowcu świetlików". Miyazaki właściwie nie pokazuje działań zbrojnych. Wojenne zniszczenia i pożoga pojawiają się tylko w snach. Nawet kiedy pokazane zostaje wielkie trzęsienie ziemi w Tokio, to jakoś nie wygląda ono na katastrofę, która zmiotła z powierzchni ziemi 2/3 obszaru tego miasta. Groza w filmie pojawia się głównie podczas wyprawy Horikoshiego do Niemiec. Reżyser jasno sugeruje, gdzie pojawiło się zło, które za kilka lat wciągnie świat w kolejną wielką wojnę. Japonia to przy rodzącej się III Rzeszy tylko biedny kraj, który ledwo wiąże koniec z końcem, niemniej mając imperialne zapędy musi inwestować w rozwój militarny. Oceńcie sami, na ile taki obraz jest prawdziwy. Miayazaki nie ocenia swoich rodaków, ale też właściwie nie musi tego robić, gdyż omawiane anime nie jest filmem wojennym. Widmo wojny pojawia się głównie w snach i jest tyleż przerażające, co nierzeczywiste.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Zrywa się wiatr" wygląda wspaniale, jak na produkcję studia Ghibli przystało. Niemniej nie oszołamia już tak jak "W krainie bogów" czy wspomniany "Ruchomy zamek Hauru". Wydaje się, że to film z nieco niższej półki. Bardziej kameralny. Może taki właśnie miał być, może Miyazaki chciał nakręcić go głównie dla siebie, a nie swoich widzów? To wyjaśniałoby m.in. brak elementów fantastycznych. Poza tym omawianej produkcji brakuje zapierających dech scen... Akcja toczy się niespiesznie, a co jakiś czas pojawiają się nowe wątki, które nie zawsze udaje się zgrabnie rozwinąć. Muszę to napisać wprost: momentami ten film po prostu nuży. Wątek miłosny zajmuje sporo miejsca, lecz kiedy w końcu para bohaterów się spotyka, to ich historia przegrywa z historią samolotu. Ale tak chyba miało być - Miyazaki chciał pokazać jak miłość do kobiety przegrywa z miłością do samolotów. Horikoshi poświęcił dla swego marzenia wszystko i nigdy tak naprawdę nie przestał marzyć. Mimo swego geniuszu pozostał dzieckiem i właśnie to łączy go z pozostałymi bohaterami Miyazakiego. Nausicaä, Kiki, Hauru to tylko niektóre spośród "dzieci" japońskiego reżysera, które uwielbiają latać. Można w związku z tym podejrzewać, że tworząc film o konstruktorze machin latających, tak naprawdę stworzył on film o sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo że "Zrywa się wiatr" nie jest obrazem wybitnym, to jako zwieńczenie kariery wybitnego reżysera - jakim bez wątpienia jest Hayao Miyazaki - sprawdza się doskonale.</div>
<i></i>PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-7585222481845195502014-08-13T20:43:00.000+02:002014-08-13T20:56:49.251+02:00Strażnicy Galaktyki<div style="text-align: justify;">
<i>Jeśli liczba wpisów ma mieć z roku na rok tendencję wzrostową, to pora pozbierać się do kupy. Dzisiaj o filmie, który udało mi się obejrzeć niemal dwa tygodnie po premierze. Zdecydowanie </i><i><i>sprawdziło się </i>w tym przypadku powiedzenie: lepiej późno niż wcale. Na dole, w ramach bonusu, znajdziecie youtube'ową playlistę z piosenkami z filmu (mam nadzieję, że zbyt szybko nie zostanie ona usunięta).</i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8d2crLwpkXVqFw9HInK6MBT718q3jOGCURe677MejDPKrIuwceL8UrLOfidDEOxpBCNMUE2DF0LPiQVvQwyYLVV86zSWKq9uVK09HxobSfMsRznUSfh8xBxZcv71vR7XX2bhER-5xQPo/s1600/GOTG.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8d2crLwpkXVqFw9HInK6MBT718q3jOGCURe677MejDPKrIuwceL8UrLOfidDEOxpBCNMUE2DF0LPiQVvQwyYLVV86zSWKq9uVK09HxobSfMsRznUSfh8xBxZcv71vR7XX2bhER-5xQPo/s1600/GOTG.jpg" height="200" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W czasie, kiedy DC po raz kolejny bawi się w konwertowanie na celuloid Batmana i Supermana (na odmianę na raz), Marvel udowadnia, że wcale nie trzeba być wydawcą przygód dwójki najpopularniejszych superbohaterów wszech czasów, aby kręcić najlepsze filmy z trykociarzami w rolach głównych. O ile jednak pod <i>Avengers</i> odpowiednio przygotowano grunt, racząc widzów solowymi przygodami bohaterów, którzy mogli być im nieznani, o tyle <i>Strażnicy Galaktyki</i> to wypłynięcie na niepewne wody naprawdę drogim jachtem. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że podobnie było z pierwszym <i>Iron Manem</i>, niemniej tytułowa postać z tego obrazu jest całkiem dobrze zakorzeniona w amerykańskiej popkulturze (zabawki, kreskówki itd.), a do tego obraz ten miał niepodważalny atut, w postaci powracającego z aktorskiego niebytu Roberta Downeya Juniora. Udało się, a potem już jakoś poleciało. Teraz jednak Marvel Studios uderzył z grupą szerzej nieznaną, serwując przy tym widowisko na poziomie przygód Avengersów. Dwa tygodnie po premierze już wiadomo, że ryzyko się opłaciło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Strażnicy Galaktyki</i> to opowieść o Petrze Quillu - urodzonym na Ziemi kosmicznym awanturniku. Ów człowiek na początku filmu zdobywa artefakt, który wpędzi go w nie lada kłopoty, ściągając mu na kark zarówno tych dobry (Xandar, a konkretnie Nova Corps), jak i złych (Kree, a konkretnie Ronan), a po drodze w tym całym zamieszaniu pojawi się jeszcze pewien łowca nagród i jego oddział. Peter w swej walce o przyszłość galaktyki nie będzie odosobioniony, gdyż w pewnym momencie dołączy do niego tyleż oryginalny, co niedobrany zespół. Zabójczyni Gamora, Drax Niszczyciel, drzewo-podobny Groot i kradnący całe przedstawienie Rocket, to ekipa prawdziwych indywiduów, która - jak to zwykle w takich przypadkach bywa - jakoś nie sprawia wrażenia zbawców wszechświata. Nie ma sensu rozpisywać się nad każdym z bohaterów z osobna. Ich po prostu trzeba zobaczyć, a przede wszystkim posłuchać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obraz Jamesa Gunna to kino rozrywkowe w najczystszej postaci. Nie myślcie tylko, że to kolejny obraz, pod którym mógłby podpisać się Michael Bay. Nic z tych rzeczy. Oczywiście są pościgi, wybuchy, nieco seksownych kobiecych ciał i umięśnionych twardzieli, ale nie to stanowi istotę tego obrazu. <i>Strażnicy Galaktyki</i> są rozrywką lekką, lecz nie głupią, widowiskową, acz mogącą pochwalić się czymś więcej niż tylko efektownym kadrowaniem i mnogością komputerowych efektów. Urzeka przede wszystkim wizja kosmicznego uniwersum - niby marvelowskiego, ale przy tym niesamowicie świeżego. Poza tym doskonale wypadają wspomniani już bohaterowie. Kluczowym elementem jest jednak humor. Przypadkowy widz może w ogóle nie kojarzyć tytułowej ekipy - mało tego, może nie lubić ekranizacji komiksów i kina science-fiction - ale nie ma szans, żeby nie zaśmiał się przy żartach, które dosłownie wylewają się z ekranu. Humor w <i>Strażnikach Galaktyki</i> jest wszechobecny, lecz nienachalny, czyniąc każdego z bohaterów ciekawszym, a zarazem doskonale współgrając z fabułą. O obrazie Gunna można z czystym sumieniem napisać, że jest to film, którego nie powstydziłby się Steven Spielberg bądź George Lucas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dla przeciętnego widza doskonale skrojona, przygodowa fabuła i potężna dawka humoru, a co dla kogoś, kto jednak lubi fantastykę naukową i komiksy? Odpowiem krótko: wszystko. Są tutaj zarówno efektowne bitwy kosmiczne, gwiezdne krążowniki i myśliwce, których design nie może się nie podobać i cała masa innych smaczków. Kosmiczne uniwersum Marvela to potężne źródło pomysłów i inspiracji, a twórcy filmu skrzętnie z tego faktu skorzystali. Osobiście nie mam zbyt dobrego rozeznania w tym, co dzieje się poza marvelowską Ziemią, niemniej pojawienie się Thanosa zrobiło na mnie naprawdę spore wrażenie. Do tego Infinity Gems przypomniały o dwóch klasycznych grach Capcomu, a znajomy symbol kosmicznej policji sprawił, że wróciłem pamięcią do gościnnych występów Novy w komiksach TM-Semic. Sytuacja, w której co rusz rozpoznaje się jakiś swojski element, a jednocześnie odkrywa ledwo znaną, potężną część komiksowego wszechświata, stanowi kolejny atut <i>Strażników Galaktyki</i> (oczywiście nie dla wszystkich, a tylko dla takich średnio zaawansowanych geeków jak ja). Swoistą wisienkę na torcie stanowi zaś stary walkman z katowanymi w kółko przez Quilla przebojami z lat 60. i 70.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<center><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="266" src="http://www.youtube.com/embed/videoseries?list=PLpRjkOHBe_TgmznCle__jWDhoV4aFgCjw" width="320"></iframe></center></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy film Gunna ma w ogóle jakieś wady? Hm, na pewno jest niczym więcej niż niezobowiązującą rozrywką. Tylko czy to wada? Wystarczy przejrzeć aktualny repertuar kin, aby zrozumieć, że, wbrew pozorom, takich filmów naprawdę brakuje. Niby można narzekać, że od ponad dekady ekrany zalewa superbohaterska powódź, ale tak naprawdę trzeba się tylko cieszyć, iż jest takie Marvel Studios i jego produkcje, które od kilku lat stanowią modelowy przykłady niegłupich letnich blockbusterów. Pośród średniaków i obrazów dosłownie miażdżonych przez recenzentów (patrzcie: ostatnia część <i>Transformers</i> i nowy film o Wojowniczych Żółwiach Ninja) <i>Strażnicy Galaktyki</i> naprawdę wyróżniają się in plus. Czyżby był to tegoroczny odpowiednik <i>Pacific Rim</i>?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec jeszcze mała ciekawostka. Opisywany film oglądałem 12 sierpnia, seans rozpoczął się o godzinie 22. Późna godzina i dosyć długi okres, który minął od premiery, pozwalały sądzić, że kinowa sala świecić będzie pustkami, jednak, o dziwo, najlepsze miejsca były pozajmowane. Moje zdziwienie było jeszcze większe, gdy film się skończył, a salę opuściła jedynie połowa widzów, reszta zaś spokojnie poczekała na tradycyjną, ukrytą scenę. A przecież do tej pory normą było, że wychodzę z kina jako ostatni (ponaglany wyczekującym spojrzeniem obsługi). Widać, że przynajmniej część widzów oswoiła się z filmowym Marvelem (i to nawet w tak egzotycznej odmianie jak <i>Strażnicy Galaktyki</i>), przyjmując z otwartymi ramionami wszystko, co ma do zaoferowania.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-31359215172259489702014-08-10T17:12:00.000+02:002014-08-10T17:54:03.175+02:00The Expendabros<div style="text-align: justify;">
<i>Kolejny miesiąc i kolejny tekst. Tym razem o naprawdę dobrej grze, która towarzyszy premierze jednego z tegorocznych letnich blockbusterów.</i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i></i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTvIlaZh6kArzWHQXhdwaL79ou11cNJfYgw0rJlEB9Sr0xWoRctods1_BVCNujtfc2LJNGPCM3lRXNuuBjGYP7TlMnerURWq1K_x9Cp1yk1EUp-oEJf-Fpxax3EXcw3gmzoeXu11p8qEE/s1600/Expendabros+01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTvIlaZh6kArzWHQXhdwaL79ou11cNJfYgw0rJlEB9Sr0xWoRctods1_BVCNujtfc2LJNGPCM3lRXNuuBjGYP7TlMnerURWq1K_x9Cp1yk1EUp-oEJf-Fpxax3EXcw3gmzoeXu11p8qEE/s1600/Expendabros+01.jpg" height="177" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Broforce</i> to bardzo przyjemna, staroszkolna gra akcji, w której, nieustannie skacząc i strzelając, przemieszczamy się w prawą stronę planszy. Platformówkowy charakter rozgrywki i pixel artowa grafika budzą słuszne skojarzenia z okresem szczytowej popularności tego typu produkcji, przypadającym na przełom lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Dodajmy do tego bohaterów wzorowanych na najpopularniejszych twardzielach, którzy w owym czasie gościli na złotym oraz srebrnym ekranie i już będziemy mieli przepis na hit. <i>Broforce</i> to gra dla tych wszystkich, których dzieciństwo przypadło na ostatnie dekady XX wieku - pokolenia C64, automatów do gier, kaset VHS i poniedziałkowych polsatowskich Megahitów. Nie pomylę się chyba zatem zbytnio, stwierdzając, że jest to gra zarówno dla niżej podpisanego, jak i większości osób czytających te słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaRiyTTmnLLhB2Uga2fwCXddAxzc6BDuf953V1i3IrrImNZ8yIiPB3YtvJE9i20ilF7fjt5PCu0Mww5v6fbtRbv6-VLTOKaZAAtTkpmZEAW1SJQ97e2ksmDav9-ihgiRtGR4-TId2EK0A/s1600/Expendabros+03.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaRiyTTmnLLhB2Uga2fwCXddAxzc6BDuf953V1i3IrrImNZ8yIiPB3YtvJE9i20ilF7fjt5PCu0Mww5v6fbtRbv6-VLTOKaZAAtTkpmZEAW1SJQ97e2ksmDav9-ihgiRtGR4-TId2EK0A/s1600/Expendabros+03.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Ale czemu wspominam o <i>Broforce</i>, skoro tytuł tego tekstu sugeruje, że będzie on dotyczył innej produkcji? Otóż <i>The Expendabros </i>jest darmową, w pełni grywalną wersją <i>Broforce</i>, stanowiącą przy okazji element kampanii promocyjnej trzeciej części filmu <i>Niezniszczalni </i>(ang. <i>The Expendables</i>). W związku z tym, o ile w wersji oryginalnej można było wcielić się w bohaterów inspirowanych Rambo, RoboCopem czy B.A. Baracusem, o tyle tym razem w ręce graczy oddano wariacje nt. protagonistów wspomnianego filmu. I tak na przykład: jeśli w <i>Broforce</i> można było naparzać jako Rambro, to tutaj zniszczenie będzie siał Broney Ross i jego kompani. Dla lepszego rozeznania proponuję w tym miejscu nazywać poszczególnych bohaterów nazwiskami odgrywających ich bohaterów. W <i>The Expendabros</i> mamy zatem: Sylvestra Stallone'a, Arnolda Schwarzeneggera, Jasona Stathama, Dolpha Lundgrena, Terry'ego Crewsa, Wesleya Snipesa oraz Randy'ego Couture'a. Każdym z wyżej wymienionych gra się całkiem inaczej i - podobnie jak w pierwotnej grze - również w tym przypadku można ich zmieniać w trakcie rozgrywki (na podobnej zasadzie, jak w innych strzelankach znajduje się skrzynie z bronią). Stallone sieje zniszczenie przy pomocy dwóch pistoletów, a jego dodatkową, limitowaną bronią są granaty, z kolei Arnie dzierży klasyczny karabin, zaś za atak specjalny służy mu... nalot lotniczy. Najciekawiej wypada chyba Snipes, który walczy w starciu, przedzierając się przez kolejne zastępy przeciwników przy pomocy maczety (podczas gry tym bohaterem rozgrywka przypomina rasowy slasher). Ciekawie wypada też Dolph, którego jednym z narzędzi zniszczenia jest zdalnie sterowany, wybuchowy samochodzik. Nie ma sensu, żebym się na temat arsenału zbytnio rozpisywał, bo warto samemu odkryć jego różnorodność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn_nGBHrz9VmayC4h2pU390vu-8Cp0Cu7kVRUnneIGRCZKa0lqYHXXEzvl5Q49cCsPOJve7Uv93VBcwM8RqU7BRBSEPnb7MPwrKby9BVaL1pN55zBC6m2Rkk4IiKsYN4eRfLcVG-b8doY/s1600/Expendabros+02.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn_nGBHrz9VmayC4h2pU390vu-8Cp0Cu7kVRUnneIGRCZKa0lqYHXXEzvl5Q49cCsPOJve7Uv93VBcwM8RqU7BRBSEPnb7MPwrKby9BVaL1pN55zBC6m2Rkk4IiKsYN4eRfLcVG-b8doY/s1600/Expendabros+02.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Jak już wyżej wspomniałem, rozgrywka opiera się na parciu w prawą stronę ekranu, strzelaniu, wysadzaniu i skakaniu. Elementów platformówkowych jest tu naprawdę sporo, a źle wymierzony skok może naszego herosa kosztować życie (bezdenna przepaść czy gigantyczna piła tarczowa nie oszczędzą nawet "niezniszczalnych" bohaterów). Klimat rozgrywki nasuwa skojarzenia z klasykami pokroju nieśmiertelnego <i>Metal Sluga</i>. Najemnicy, znajdźki, bossowie nie do przejścia - wszystkie te elementy odnaleźć można również w rzeczonej produkcji. Jest jednak pewien element, który mocno uatrakcyjnia rozgrywkę <i>The Exependabros</i>. Chodzi tutaj o plansze w pełni poddające się totalnej demolce. Rozwałka nie ogranicza się do pojazdów i budynków - da się wysadzić dosłownie każdy fragment levelu. Dzięki takiemu rozwiązaniu można np. "wykopać" dziurę, w którą będą wpadali terroryści-samobójcy, albo "przekopać" się pod bossem i zajść go od tyłu. Możliwości jest naprawdę sporo, a grzebanie się w ziemi daje równie dużo frajdy, co strzelanie do przeciwników, beczek i hasających gdzieniegdzie różowych świnek. Jeśli pamiętacie rewelacyjne <i>Liero</i>, to wiecie, o co chodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oprawie nie można nic zarzucić. Pikselowa grafika doskonale sprawdza się w tego typu produkcji (ach, te fontanny kwadratowej krwi...), a muzyka idealnie pasuje do pastiszowo-patetycznego charakteru gry. Czas potrzebny na przejście wszystkich etapów zamyka się w godzinie, ale zginąć jest na tyle łatwo, że można przy nich posiedzieć znacznie dłużej. Zresztą poszczególne poziomy warto przejść kilka razy, odkrywając radość gry poszczególnymi bohaterami. Jest też oczywiście tryb dla kilku graczy. Zapewniam, że przy <i>The Expendabros</i> można się całkiem długo i przyjemnie bawić, mimo iż ta produkcja jest tak naprawdę jedynie bardzo oryginalnym, rozbudowanym demem <i>Broforce</i>.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw-une6CYpTtjUGDgAFOOTFQDFtqr4vFuLQKRGYU0J974_SfU3Q-9iagVZsCtBmZxHUV_2yMts5pNiYJl-O4hPp0iSuZk3QdoQofN1FVk9qEUXyIrw8jfm_HkOF6WKQv4lVtFed4n-_7Q/s1600/Expendabros+04.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw-une6CYpTtjUGDgAFOOTFQDFtqr4vFuLQKRGYU0J974_SfU3Q-9iagVZsCtBmZxHUV_2yMts5pNiYJl-O4hPp0iSuZk3QdoQofN1FVk9qEUXyIrw8jfm_HkOF6WKQv4lVtFed4n-_7Q/s1600/Expendabros+04.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Ja bawiłem się przednio. Coś mi mówi, że będę teraz oglądał <i>Niezniszczalnych 3</i> (których polska premiera dopiero przed nami) niczym ekranizację omawianej gry (ciekaw jestem na przykład, czy bohater grany przez Snipesa będzie wymiatał tak, jak jego pikselowy odpowiednik).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>The Expendabros</i> jest w pełni darmowe i znajdziecie je na <a href="http://store.steampowered.com/app/312990/">Steamie</a>. Jeśli zasmakujecie w tego typu zabawie, to sprawdźcie jeszcze prototyp (a raczej "brototyp") <a href="http://www.broforcegame.com/BROFORCE_BROTOTYPE.html"><i>Broforce</i></a>. A potem zostaje wam już tylko sięgnięcia po pełną wersję tej produkcji. Wczesny dostęp do niej możecie wykupić na wspomnianym <a href="http://store.steampowered.com/app/274190/">Steamie</a> bądź w <a href="https://www.humblebundle.com/store/p/broforce_storefront">Humble Store</a>.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-84271185616067971342014-06-26T22:46:00.002+02:002014-07-18T22:14:41.017+02:00Powrót czerwonego króla<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Dzisiaj całkiem
subiektywny tekścik, który od biedy można nazwać felietonem.
Obrazek pożyczyłem z <a href="https://www.facebook.com/secretservicemagazine?fref=photo">profilu „Secret Service” na facebooku</a></i>.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGHSR1OlFY_m9ev69f2-3jonJxh29z9IU_1uIuLloHhSBe4YOvnVDL-aIVa4dpkChyOZWCouZJcfXnGPRHCijitSWKG7H3pUXqoV5hJUIAfZ9jVCaVZKmHlPvaEK67LiwSFHp1MBUvHSk/s1600/Secret+Service+fb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGHSR1OlFY_m9ev69f2-3jonJxh29z9IU_1uIuLloHhSBe4YOvnVDL-aIVa4dpkChyOZWCouZJcfXnGPRHCijitSWKG7H3pUXqoV5hJUIAfZ9jVCaVZKmHlPvaEK67LiwSFHp1MBUvHSk/s1600/Secret+Service+fb.jpg" height="118" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W dniu, w którym piszę
te słowa, przez rodzime serwisy growe (i nie tylko, bo na stosowną
wzmiankę trafiłem też na Dobrych Programach) jak burza przetoczyła
się informacja, że planowana jest reaktywacja „Secret Service”.
Planowana to zresztą mało powiedziane, ona jest pewna! Facebookowy
profil odkurzonego pisma zaczął w zawrotnym tempie gromadzić
polubienia, pod newsami informującymi o całym wydarzeniu pojawiła
się masa komentarzy, a na twarzy niejednego nastolatka sprzed dwóch
dekad pojawił się szeroki uśmiech. Sam dostałem maila od
znajomego, zanim jeszcze trafiłem na tę radosną wieść na
serwisach tematycznych. Widząc ten ogromny odzew, można dojść do
wniosku, że kult starych czasopism jest ciągle żywy i może już
czas, aby któreś z nich powróciło. Mimo że sercem jestem z
„Resetem”, to nie da się ukryć, że „Secret Service” jest w
tym przypadku najlepszym możliwym wyborem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Grunt pod reaktywację
był przygotowywany od dłuższego czasu. Może nie przez ludzi,
którzy za nią stoją, ale oddolnie przez fanów, którzy co rusz
dawali o sobie znać. Wspominkowe teksty pojawiały się tu i ówdzie,
lecz najistotniejsze były tutaj trzy zjawiska. Po pierwsze: Pixel
Heaven – impreza, której dziewicza odsłona miała miejsce w
zeszłym roku, a kolejna raptem miesiąc temu. To właśnie na niej
pojawił się panel z twórcami klasycznych pism o grach
komputerowych, którym w bieżącym roku poświęcono aż <a href="http://pixelheaven.pl/kategorie/retro-stories/">dwa spotkania</a>: dotyczące „Top Secret” (z Borkiem i Alexem) i tzw.
„drugiej fali” branżowych periodyków (czyli m.in. „Resetu”,
„ŚGK”, „Gamblera” i „CD-Action”). Pokazały one, że na
nostalgiczne wspominki ciągle jest zapotrzebowanie, a redaktorzy
starych pism chętnie się nimi dzielą. Kiedy oglądam nagrania z
tych spotkań (na których niestety nie było mi dane się pojawić) jakoś mnie nie dziwi, że to właśnie pomysłodawca Pixel Heaven,
Robert Łapiński, stoi za reaktywacją „Secret Service” - przyjmując na siebie rolę wydawcy (najbardziej w całym tym przedsięwzięciu
ryzykowną).</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Drugie zjawisko, które
przypomniało ludowi o dobrach luksusowych, które niegdyś zdobiły
kioskowe witryny, to akcja zbierania pieniędzy na produkcję filmową
pt. „Thank you for playing”. Na obecną chwilę na portalu
<a href="https://wspieram.to/1565-thank-you-for-playing-kultowe-magazyny-o-grach.html">wspieram.to</a> zebrano na nią niemal 200% wymaganej kwoty. Udział w
tej - poświęconej klasycznym pismom o grach komputerowych -
produkcji potwierdziło już wiele osób, które w latach 90. uchodziły wśród
dzieciarni za prawdziwe guru w temacie gier komputerowych
i nie tylko (więź na linii redakcja-czytelnicy była w takich
przypadkach czymś niezwykłym). W przypadku tego filmu odzew jest
naprawdę spory, zaś z komentarzy tradycyjnie wylewa się fala
nostalgii.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Wreszcie trzecią rzeczą,
która według mnie stanowiła swoiste preludium do reaktywacji
„Secret Service”, jest wspominkowy cykl Piotra „Micza”
Mańkowskiego na <a href="http://blog.cdp.pl/author/piotr-mankowski/">cdblogu</a>. Człowiek związany z wieloma pismami
branżowymi przedstawiał w nim swoje losy w redakcjach „SS”,
„Resetu”, a nawet „Clicka!”. Czytało się to bardzo dobrze,
przy okazji przypominając sobie o rozmaitych perturbacjach, które
wstrząsały redakcjami wspomnianych pism. Micz nie o wszystkim pisał
- po części z braku wiedzy nt. konfliktowych sytuacji, a po części
po prostu dlatego, że nie chciał rozdrapywać starych ran (kilka
spraw zostało przy okazji wyjaśnionych w komentarzach, zaś reszty
można się co najwyżej domyślać). Z tekstów byłego vice
naczelnego „Resetu” przebijało jednak coś więcej, niż tylko
chęć podzielenia się czytelnikami wspomnieniami z zamierzchłej
przeszłości. Widać było, że Micz podchodził do tego co robił z
autentyczną pasją i gdyby tylko ktoś dał mu jeszcze jedną
szansę, to z przyjemnością powróciłby do roli red_aktora. Mało
tego, w ciepłych słowach wyrażał się o Waldemarze „Pegaz
Assie” Nowaku – jednym ze współzałożycieli czerwonego
miesięcznika, tym, w którego rękach zostało pismo po głośnym
konflikcie z Martinezem. I stało się, Piotr Mańkowski został
redaktorem naczelnym reaktywowanego „Secret Service”, zaś Pegaz
objął w nim funkcję dyrektora artystycznego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Powracającemu
miesięcznikowi życzę jak najlepiej i z miejsca deklaruję, że ma
we mnie czytelnika. Jednocześnie nie mogę nie zauważyć
głosów negatywnych, czy może raczej „rozsądnych”. Pisma
papierowe dogorywają już od kilku lat. Na rynku pozostało w tej
chwili dwóch starych graczy, w postaci „CD-Action” i „PSX
Extreme”. Nowi zawodnicy raczej się nie pojawiają, a jeśli już,
to są to tytuły dosyć niszowe, takie jak „Lag” czy „Gramy!”
(na ten drugi można jednak trafić w Empikach, więc nakład musi
mieć niemały). Co do sędziwych tytułów, to zakładam, że „SS”
nie pójdzie ich drogą, gdyż pierwsze z nich swoją potęgę
zbudowało pełnymi wersjami gier, w doborze których nie miało
sobie równych, zaś drugie jest tytułem stricte konsolowym. Szanse
Micza i spółki widzę w czymś bliższym drugiej parze wymienionych
tytułów. Jeśli chociaż część tekstów będzie tematycznie i
merytorycznie zbliżona do tych z drugiego numeru „Laga” to już
będzie bardzo dobrze. Z kolei z „Gramy!” można by zapożyczyć
spis treści, w którym dominują teksty przekrojowe, wywiady oraz
felietony, zaś brakuje newsów, recenzji i poradników. Z zapowiedzi
można wywnioskować, że „Secret Service” podąży podobną
drogą, przy okazji sporo miejsca poświęcając starszym tytułom (i
bardzo dobrze, wszak chce się odrodzić dzięki nostalgii
czytelników). Znani redaktorzy, dobry dobór tematów (który nie
powielałby tego, co można znaleźć w internecie) i wreszcie szata
graficzna autorstwa Pegaz Assa to czynniki, które, obok magii
tytułu, mogą zdecydować o sukcesie całego przedsięwzięcia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Alex, zapytany podczas
dyskusji na tegorocznym Pixel Heaven, czy w dzisiejszych czasach
zdecydowałby się być wydawcą „Top Secret”, odpowiedział:
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Ludzie kochają samochody
klasyczne, z lat 60. czy 70., ale nie słyszałem, żeby któryś
producent samochodów wpadł na pomysł, żeby tego Dodge'a Chargera
produkować w takiej wersji, w jakiej wtedy to robił.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dalej zaś wspomina, że
większe szanse od tradycyjnego periodyku miałby dobry magazyn o
retro gamingu. Trudno się z tymi uwagami nie zgodzić, zwłaszcza
mając w pamięci nieudaną reaktywację „Top Secretu” z
początków minionej dekady (o niej zresztą Alex też wspomina).
Jednocześnie, stosując motoryzacyjną analogię, warto przypomnieć,
że od kilku lat trwa prawdziwa moda na nowe wersję muscle carów,
których Dodge Charger był przedstawicielem. Ameryka i świat na
powrót oszalały na punkcie nowych wersji tego typu pojazdów, więc,
idąc tym tropem, można zapytać: dlaczegóż nie miałaby się
przyjąć nowa, dostosowana do współczesnego rynku, wersja „Secret
Service”? To jasne, że magazyn identyczny z tym sprzed kilkunastu
lat, nie ma racji bytu, ale już taki, który wykorzystuje magię
tytułu, pożycza kilka najbardziej charakterystycznych detali
graficznych (tak jak we wspomnianych samochodach nawiązuje się do
klasycznej stylistyki), jak najbardziej mógłby się obronić i nie
tylko przekonać do siebie starych czytelników, lecz również
przyciągnąć rzesze nowych. Do premiery odrodzonego „Secret
Service” zostało jeszcze trochę czasu (chociaż ma dojść do
niej jeszcze tego lata), niemniej warto trzymać kciuki i - niczym w
czasach nastolętctwa - wypatrywać w kioskowej witrynie żółtego
logo.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-89951647306431906182014-06-15T22:31:00.003+02:002014-06-16T15:28:37.421+02:00X-Men: Przeszłość, która nadejdzie<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<i>Od premiery minęło już sporo czasu, od seansu niewiele mniej, zaś poniższy tekst też swoje na dysku odleżał, zatem najwyższy czas, abym wydobył na światło dzienne te kilka przemyśleń nt. najnowszego filmu z Dziećmi Atomu.</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhStW1YODCbT1TPtwNUaj5ubekyPmuXsmbjAohX2dLq43YgcLYUf0fe9VoEE1I_c3umpfk9xVXovVLkwaGkJ2YipdcfDUjeEKF_1_FnEwQcurGPs0JUJGqjsF66m2jhHfWwc0Dy2uGWk_k/s1600/Xmen-Character-Mashup.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhStW1YODCbT1TPtwNUaj5ubekyPmuXsmbjAohX2dLq43YgcLYUf0fe9VoEE1I_c3umpfk9xVXovVLkwaGkJ2YipdcfDUjeEKF_1_FnEwQcurGPs0JUJGqjsF66m2jhHfWwc0Dy2uGWk_k/s1600/Xmen-Character-Mashup.jpg" height="320" width="215" /></a></div>
<br />
Brian Singer wrócił do
kręcenie <i>X-Menów</i> z zamiarem przywrócenia filmowej wersji
mutantów Marvela dawnej świetności. Można się tylko zastanowić,
czy było co przywracać. Wszak ostatnia część „zbiorczej”
serii, czyli <i>Pierwsza klasa</i>, była obrazem naprawdę dobrym
(według niżej podpisanego: najlepszym ze wszystkich ekranowych
występów Xaviera i reszty).<br />
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Odwołania do tamtego
obrazu są wyraźnie widoczne w przypadku najnowszego dzieła
Singera, co już samo w sobie stanowi zachętę do jego obejrzenia.
Fabuła <i>Przyszłości, która nadejdzie</i> luźno nawiązuje do
historii komiksowej pod tym samym tytułem, w której to, aby ocalić
swój gatunek przed zagładą z rąk Sentineli, w czasie przeniosła
się Kitty Pryde. Kino wymaga bardziej wyrazistej postaci, więc nie
powinno nikogo dziwić, że w omawianym przypadku w
przeszłość wysłano Wolverine’a.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Mamy zatem Rosomaka,
który z roku 2024 przenosi się do 1973. Jego misja ma na celu
uświadomienie Profesorowi X i Magneto, że przyszłość mutantów
można uratować tylko przez powstrzymanie Mystique przed zabiciem
Bolivara Traska – człowieka odpowiedzialnego za konstrukcję
Sentineli i przekonanie amerykańskiego rządu o zasadności ich
użycia. I właśnie w przeszłości rozgrywa się większa część
akcji filmu. Dla kogoś, kto z sentymentem wspomina pierwsze trzy
tytuły o mutantach, może to stanowić minus, ale dla mnie im więcej
młodszych wcieleń Charlesa i Erika, tym lepiej.<br />
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZmjMD29Dfm8zq66bw6ahQC1NktgJjE2nlw64lm6eM1WjeDkCVQEk-1mWqH4DoR0qQ7WS2sCqyKz8X840TeB16ZL1X8eH5oxxLOvQ_q-Bkwcz9IV5pvBhfjeIqji1OD2NSkPVaxSbPX6o/s1600/Xmen-beast-wolverine-xavier.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZmjMD29Dfm8zq66bw6ahQC1NktgJjE2nlw64lm6eM1WjeDkCVQEk-1mWqH4DoR0qQ7WS2sCqyKz8X840TeB16ZL1X8eH5oxxLOvQ_q-Bkwcz9IV5pvBhfjeIqji1OD2NSkPVaxSbPX6o/s1600/Xmen-beast-wolverine-xavier.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
W <i>Pierwszej klasie</i>
strzałem w dziesiątkę było osadzenie fabuły w konkretnych
realiach historycznych. Tutaj podobny pomysł również się
sprawdza. Skala wydarzeń historycznych tym razem nie jest tej rangi,
co w przypadku kryzysu kubańskiego, ale nawiązania do wojny w
Wietnamie, zabójstwa Kennedy’ego czy sama postać Nixona wypadają
bardzo zgrabnie. Te historyczne smaczki, obok wiernie oddanej mody i
stanu techniki (oczywiście wzbogaconej o wszelakie cuda wychodzące
spod ręki geniuszy pokroju Traska), czynią ekranową opowieść
jeszcze ciekawszą. Retro klimaty to naprawdę całkiem dobry pomysł
na ekranizację komiksu i jeśli X-Meni będą nadal prezentować się
na tle, tak wyrazistych przecież, dekad zeszłego wieku, to mogą
być atrakcyjną alternatywą dla reszty superbohaterskich filmów,
których akcja tradycyjnie osadzana jest „tu i teraz” bądź „w
niedalekiej przyszłości”.<br />
<br />
<i>Przeszłość, która
nadejdzie</i> to film dla fanów. Dla tych, których mocno rozczarował <i>Ostatni bastion</i> i solowe przygody Wolverine’a i którzy
poczuli, że <i>Pierwsza klasa</i> stanowi zwrot w dobrym kierunku oraz dla
wszystkich tych, którzy po prostu znają i lubią komiksowe przygody
mutantów. Tym ostatnim spodoba się fabuła nawiązująca do
rysunkowego pierwowzoru, brak męczącej genezy bohaterów i przede
wszystkim multum postaci znanych z komiksów. Pierwsze skrzypce grają
Xavier, Magneto, Wolverine i (sądząc głownie po plakacie, bo w
filmie znowu aż tak dużo jej nie ma) Mystique. Całkiem często na
ekranie widać również Hanka McCoya, zaś cały show kradnie Quicksilver
i spektakularna scena z jego udziałem. To w zasadzie tyle, jeśli
chodzi o przedstawicieli <i>Homo Superior</i> z przeszłości (jest
jeszcze zalążek Bractwa Złych Mutantów). Zdecydowanie więcej
bohaterów pojawia się w przyszłości. Ich nagromadzenie, przy
dosyć znikomej ilości scen rozgrywających się w roku 2024,
sprawia, że te występy są w zasadzie migawkami. Niemniej każdego
fana powinno ucieszyć pojawienie się Colossusa, Icemana, Sunspota,
wspomnianej już Kitty Pryde, a zwłaszcza Bishopa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuZnqLuow8HwomH8l0GD959vY0eaw_h6PZA15Ro4gG4-_tQvYHZ2XyBKpYGtSIhfIn57nw4d1TApDlX5HTzRbXRTTaJHDzyLViZW5YnnTWic_VA9aktHWHvFpbuxdGju9ytv1_Xm1s5NI/s1600/Xmen-bishop.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjuZnqLuow8HwomH8l0GD959vY0eaw_h6PZA15Ro4gG4-_tQvYHZ2XyBKpYGtSIhfIn57nw4d1TApDlX5HTzRbXRTTaJHDzyLViZW5YnnTWic_VA9aktHWHvFpbuxdGju9ytv1_Xm1s5NI/s1600/Xmen-bishop.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Omawiany film ogląda się
świetnie. Fabuła jest co najmniej dobra, a przy okazji zgrabnie
restartuje oryginalną trylogię (pozostając w ramach jej świata
przedstawionego). Pewnie jakichś błędów logicznych nie udało się
uniknąć, ale to przecież standard w przypadku opowieści o
podróżach w czasie. A propos innych filmów, to <i>Przeszłość,
która nadejdzie</i> przypomina najbardziej nie – jak mogłoby się
wydawać -<i> Terminatora</i>, lecz <i>Matrix</i>. Przeszłość jest
tutaj czymś na kształt rzeczywistości wirtualnej, a wrażenie to
potęguje fakt, że Logan przenosi się w czasie nie ciałem, lecz
duchem. Zniszczony, spowity w mroku świat przyszłości, w którym
rebelianci prowadzą partyzancką walkę z maszynami, jest żywcem
wyjęty z wizji braci Wachowskich. I jeszcze ten atak na kryjówkę
Xaviera i reszty, podczas którego o wszystkim decydują ułamki
sekund… Tego elementu się jednak nie czepiam. Uwagi mam do innych
rzeczy: nierównych proporcji pomiędzy dwiema rzeczywistościami (na
szczęście na korzyść tej ciekawszej) i tego, że po odnalezieniu
Mystique akcja nie tyle zwalnia, co nie jest już tak ekscytująca,
jak w pierwszej części filmu. Cała przemiana Magneto była, rzecz
jasna, konieczna, ale jakoś za szybko na powrót stał się on
łotrem - a przecież wiadomo, że taki do końca zły, to znowu
chłopina nie jest. Bardziej wiarygodnie wypadają rozterki moralne
Mystique, co oczywiście nie zmienia faktu, że mistrz magnetyzmu w
wykonaniu Fassbendera jak zawsze daje radę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Oglądając <i>Przeszłość,
która nadejdzie</i> ma się wrażenie, że ta opowieść doskonale
sprawdziłaby się w formie serialu (raptem kilkuodcinkowego, ale
jednak). Już pierwszy sezon <i>Herosów</i> udowodnił, że seriale o
superbohaterach mają rację bytu, z kolei takie tytuły jak <i>Mad
Men</i> czy <i>Zawód: Amerykanin</i> pokazały, że we współczesnych
„serialach kostiumowych” kryje się spory potencjał.<br />
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiKOWxm8GGFVngeHJ2NmCz2ChR-q4Dc-r4C2SrsQfIb_UnH7ih7DwySXlFSVBFMUjmUWEElz2v_vQxH19Kw14CS1u-iCIw8X3PdYUwHt9Jo4MIMz25epm00_Fj0KUcprzk9H8UV7t6t0o/s1600/Xmen-magneto-helmet.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiKOWxm8GGFVngeHJ2NmCz2ChR-q4Dc-r4C2SrsQfIb_UnH7ih7DwySXlFSVBFMUjmUWEElz2v_vQxH19Kw14CS1u-iCIw8X3PdYUwHt9Jo4MIMz25epm00_Fj0KUcprzk9H8UV7t6t0o/s1600/Xmen-magneto-helmet.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0.35cm; text-align: justify;">
<br />
<i>Przeszłość,
która nadejdzie</i> to drugi najlepszy film o X-Menach, plasujący
się tuż przed <i>X-Men 2</i>, ale jednak za <i>Pierwszą klasą</i>.
Obraz Matthew Vaughna wygrywa spójnością i przede wszystkim
muzyką, która do tej pory nie pozwala mi zapomnieć o kryzysie
kubańskim z mutantami w tle. Nie zmienia to faktu, że Brian Singer
stworzył naprawdę doskonałe widowisko i pozostaje czekać na
kolejną część. Ostatnio zresztą łapię się na tym, że ni stąd
niż zowąd zaczynam mamrotać pod nosem „En Sabah Nur”…</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-68632715534431238542014-05-21T19:04:00.002+02:002014-05-22T09:41:22.084+02:00Planeta Hulka<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<i>Dawno tutaj nie było żadnego tekstu traktującego o komiksach (a dotyczącego "Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela" to już w ogóle), więc mam nadzieję, że kilka poniższych akapitów przypadnie Wam do gustu. Mógłbym w tym miejscu ostrzec przed spojlerami, ale chyba można z grubsza przewidzieć, jak potoczy się opisywana historia, zatem czytajcie śmiało...</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOgVGQU9RvTws3-SobqdNbpi6F26E2VyTIkmb4eNmkI0MidfgohIV31WN0BFrrKtYCn-ZdvrtKrUMcpi43YvkW6x7jPePlbajtR_6NzTq1KbhV2C18krd69AebFVa5Dyw-xpMxWACQWWg/s1600/PH01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOgVGQU9RvTws3-SobqdNbpi6F26E2VyTIkmb4eNmkI0MidfgohIV31WN0BFrrKtYCn-ZdvrtKrUMcpi43YvkW6x7jPePlbajtR_6NzTq1KbhV2C18krd69AebFVa5Dyw-xpMxWACQWWg/s1600/PH01.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<i>Planeta
Hulka</i> to opowieść, którą każdy z nas dobrze zna. Niewolnik
rzuca wyzwanie imperium. Bez historii Spartakusa ten komiks by nie
powstał, podobnie zresztą jak mnóstwo innych utworów, by wymienić
choćby, najbliższą omawianemu dziełu, książkę <i>Księżniczka
Marsa</i> Edgara Ricea Burroughsa (oraz film <i>John Carter</i>,
który powstał na jej podstawie). Z jednej strony <i>Planeta Hulka</i><span style="font-style: normal;">
to właściwie nic nowego, ot kolejne przetworzenie motywu, który w
kulturze popularnej wałkowany był już wielokrotnie, z drugiej
jednak jest to jedna z najlepszych historii z Hulkiem –
superbohaterem, którego większość osób kojarzyć może tylko z
tym, że co jakiś czas niszczy kolejne bataliony czołgów.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-style: normal;"></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDo_MEPtQ_uYmwnTN5I1Xh99n4RwA2g89bJUxz0WE0JwbO2LoMST2G45vq1GVMntJ2_-gpenrGMkoZICczBhrtrudH8rLJ1Nuhcd09zsvchsnAPH_EwGUfAPD1GG_mQLiiSV_XtZ8B71s/s1600/PH02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDo_MEPtQ_uYmwnTN5I1Xh99n4RwA2g89bJUxz0WE0JwbO2LoMST2G45vq1GVMntJ2_-gpenrGMkoZICczBhrtrudH8rLJ1Nuhcd09zsvchsnAPH_EwGUfAPD1GG_mQLiiSV_XtZ8B71s/s1600/PH02.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
Oczywiście zielony olbrzym jest bohaterem, którego nie da się
łatwo zaszufladkować jako mniej owłosioną wersję King Konga,
niemniej rola etatowego zagrożenia w uniwersum Marvela mogła wielu
czytelników zniechęcić do tej postaci. Dla wszystkich, którzy
postrzegają Hulka właśnie w ten sposób, omawiany komiks jest
idealną odtrutką, dzięki której być może sięgną po inne
przygody alter ego Bruce'a Bannera. Grek Pak wziął klasyczny motyw
wybrańca, któremu wedle przepowiedni pisane jest wyzwolić uciskany
ród i umieścił go w ramach ogromnego, różnorodnego świata.
Gdyby nie tytułowy bohater, czy przywoływani raz za razem inni
herosi Marvela (a także kosmici, którzy pojawili się wcześniej w
innych komiksach tego edytora), historia ta mogłaby spokojnie
funkcjonować poza uniwersum największego amerykańskiego wydawcy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
O fabule zostało już sporo powiedziane, pora więc przedstawić ją
nieco bliżej. Oto najbardziej wpływowi ziemscy bohaterowie, znani
jako Illuminati (m.in. Reed Richards i Tony Stark), postanawiają raz
na zawsze pozbyć się zagrożenia, które stwarza Hulk i wysyłają
go na niezamieszkałą planetę. Jak nietrudno się domyślić, coś
w tym planie idzie nie tak, w efekcie czego nasz bohater trafia na
Sakaar. Planeta ta - a raczej największe imperium, które się na
niej znajduje - przypomina nieco twory państwowe znane ze
starożytności. Niewolnictwo stanowi podstawę gospodarki, pełnia
władzy skupia się w rękach despotycznego Czerwone Króla, a rozwój
cywilizacyjny stoi na dosyć archaicznym poziomie. Technologia jednak
jest wszechobecna, bowiem nad planetą znajduje się międzywymiarowy
portal, przez który trafia na nią mnóstwo istot i przedmiotów z
innych światów. Dlatego nikogo nie dziwią tutaj roboty, broń
laserowa czy statki kosmiczne. Również sam Hulk nie jest pierwszym
obcym, który rozbił się na Sakaarze. Jest jednak najsilniejszym,
więc stanowi idealny materiał na gladiatora. Na arenie radzi sobie
całkiem nieźle, lecz nie pisany mu żywot zniewolonego zabijaki –
wszak musi odegrać przeznaczoną mu rolę wyzwoliciela, a po drodze
zyskać przyjaciół i odnaleźć miłość. Za dużo chyba nie
zdradziłem... Zresztą, mimo sporej schematyczności, fabuła
potrafi w kilku miejscach zaskoczyć, a ciekawa kreacja świata
sprawia, że podczas lektury nie sposób się nudzić.<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBWHD98mRFNblqTDb7z8VN3Bpc9sThJZDgEN-4ecnwsvlbd3hGI65FIQOmVUvapDDqcfg8-ctFHjgriLNS0wqzS5-VV2G9ihWC9mEouacoed4iunLzlmKokn793zGxj1LdpBYZTc4s6MA/s1600/PH03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBWHD98mRFNblqTDb7z8VN3Bpc9sThJZDgEN-4ecnwsvlbd3hGI65FIQOmVUvapDDqcfg8-ctFHjgriLNS0wqzS5-VV2G9ihWC9mEouacoed4iunLzlmKokn793zGxj1LdpBYZTc4s6MA/s1600/PH03.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-style: normal;"> Grek
Pak to sprawny scenarzysta i rozpoczynając prace nad </span><i>Planetą
Hulka</i><span style="font-style: normal;"> stworzył rozbudowane
uniwersum, które zamieszkują różowoskórzy ludzie (rasa panów,
spośród której rekrutuje się też wielu niewolników), ciemiężeni
robale (pierwotna rasa Sakaaru, tubylcy tworzący rój), a także
Cienie (mistyczna rasa wojowników). Do tego dodać należy bardzo
oryginalną faunę planety, do której w pewnym stopniu można
zaliczyć również Wildeboty (zdziczałe roboty), a także mnóstwo
przedstawicieli pomniejszych, obcych ras, którzy dostali się na
Sakaar przez portal. Osobne zagrożenie stanowią Kolce – istoty
asymilujące energię, które dziesiątkują populację planety. Jak
już zostało wcześniej wspomniane, co jakiś czas przywołani
zostają ziemscy bohaterowie, przede wszystkim Reed Richard, którego
pożegnalne nagranie przewija się przez całą historię,
przypominając Hulkowi o zdradzie przyjaciół. Dla kogoś, kto
widział okładki poszczególnych zeszytów składających się na
omawianą historię, nie będzie też wielkim zaskoczeniem, że w
roli jednego z gladiatorów pojawia się sam Silver Surfer.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-style: normal;"> </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<i>Planeta
Hulka</i><span style="font-style: normal;"> to epicka opowieść,
która publikowana była w „The Incredible Hulk” przez dosyć
długi okres czasu, w związku z czym pracowało przy niej wielu
rysowników. Przede wszystkim Carlo Pagulayan i Aaraon Lopresti. Obaj
panowie posługują się realistyczną, poprawną kreską, a ich styl
jest dosyć podobny, dzięki czemu szata graficzna nie traci na
spójności. Oczywiście zmiany rysowników są zauważalne, niemniej
te przetasowania nie przeszkadzają w żaden sposób w odbiorze
historii. Nawet kiedy w kilku kadrach styl rysunków zaczyna znacznie
odbiegać od tego, co widzieliśmy na poprzednich stronach, to można
zabieg taki usprawiedliwić przez fakt, że właśnie prezentowane są
retrospekcje (dzieje się tak przede wszystkim w trzecim odcinku,
kiedy w gronie rysowników pojawiają się Michael Avon Oeming, Alex
Nino i Marshall Rogers). Momentami kreska jest nieco niechlujna i
uproszczona, niemniej idealnie dobrana paleta barw, dynamiczne ujęcia
i wspaniałe sceny walk wynagradzają wszelkie niedociągnięcia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-style: normal;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 150%; margin-bottom: 0cm;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVE0WybXdYSOrwmJd190BHQWXNpagZAnrIERDrvJerxXGIA2ETy-4Wo_Oa-5QuzNT2G2J9EOYk0L5iTxTEWMl9CiuwrsxIzIWVFDSjHAaeyVmJMyKW31jSZ4GKx2c1iVStFdUu-oEgKII/s1600/PH05.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVE0WybXdYSOrwmJd190BHQWXNpagZAnrIERDrvJerxXGIA2ETy-4Wo_Oa-5QuzNT2G2J9EOYk0L5iTxTEWMl9CiuwrsxIzIWVFDSjHAaeyVmJMyKW31jSZ4GKx2c1iVStFdUu-oEgKII/s1600/PH05.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
<span style="font-style: normal;">Na
</span><i>Planetę Hulka</i><span style="font-style: normal;"> złożyło
się 16 zeszytów regularnej serii. Do tego doliczyć można
preludium tej opowieści, a także historię z „Giant-Size Hulk”,
która niestety nie znalazła się w polskim wydaniu. Zamiast niej
pojawiła się opowieść z 15 numeru „Amazing Fantasy” (żeby
nie było niedomówień: nie tego oryginalnego, w którym
zadebiutował Spider-Man, lecz drugiej serii, którą zaczęto
publikować w 2004 roku). Przy tak długich historiach nierzadko
zdarza się, że w pewnym momencie coś przestaje działać, a
czytelnik chce już tylko jak najszybciej dobrnąć do zakończenia.
Tutaj jest inaczej. Pak dokładnie przemyślał fabułę swojego
dzieła, dobrze rozmieszczając w niej kolejne zwroty akcji i
zaskakując samym finałem. Rzecz jasna, wiele elementów jest do
przewidzenia (zwłaszcza w tego typu historii), niemniej przygoda
Hulka na Sakaarze od początku do końca cieszy niczym dobra,
przygodowa opowieść fantasy, którą w istocie przecież jest. I
jak rasowe fantasy pozostawia apatyt na ciąg dalszy.</span></div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-89554670804463311082014-04-30T20:07:00.000+02:002014-09-01T19:37:59.878+02:00Mordobicia, pecety i stare gazety<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Pora zakończyć kolejny długi okres posuchy. Gdyby założycielom odbierano blogi z powodów zaniedbania, to pewniakiem już dawno bym nie uprawiał tego skromnego poletka. Na szczęście jest inaczej, więc mogę Was uraczyć kolejnym tekstem. Tym razem trochę nad nim siedziałem, przez co wrzucam go również na <a href="http://polygamia.pl/blogi/stos-starych-cz">Polygamię</a>. W ten sprytny sposób postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Oba teksty różnią się tylko screenami. A pochodzą one ze "Street Fighter IV", "Mortal Kombat" i "Street Fighter X Tekken". Przyjemnej lektury!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu3yW6NycDqGgPoEQ4GhNlY1jUoopr1FwUx_kXOcqTc64kIYxRa15A2AS9MGWOw41tYqWXuAJCl7EHhuMcKjC7Nd0g7Jv5bo2f_8q-nRqbKEjuQ0PdZtkxPTmpFWXNjenDTKaC4Khi28U/s1600/SFTK+2014-04-29.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgu3yW6NycDqGgPoEQ4GhNlY1jUoopr1FwUx_kXOcqTc64kIYxRa15A2AS9MGWOw41tYqWXuAJCl7EHhuMcKjC7Nd0g7Jv5bo2f_8q-nRqbKEjuQ0PdZtkxPTmpFWXNjenDTKaC4Khi28U/s1600/SFTK+2014-04-29.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Od dłuższego czasu
chodził za mną tekst o mordobiciach. Nie do końca wiedziałem jaką
formę powinien on przybrać, ale pewne było, że muszę się za
niego zabrać. Powodów ku temu było kilka: na nowo zainteresowałem
się tym gatunkiem, zacząłem czytać artykuły traktujące o jego
historii, no i odgrzebałem tekst, który dziesięć lat temu
popełniłem do „CD-Action”. Ilość bzdur, które w nim
wypisałem przyprawiła mnie o ból zębów. Dzisiaj, po latach,
sporo się zmieniło i nie zamierzam pisać monografii mordobić.
Inni zrobili to zdecydowanie lepiej. Każdego, kto chce bliżej
poznać ten gatunek, odsyłam do bardzo dobrego opracowania na <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Fighting_game">Wikipedii</a>, artykułu na <a href="http://www.racketboy.com/retro/fighting/fighting-games-101-all-you-need-to-know-to-battle">Racketboy</a> lub 120 numeru „Retro
Gamera”, gdzie w tekście pod dosyć mylącym tytułem <i>The Evolution Of Beat-’em-ups</i> przedstawiono pokrótce historię
klasycznych bijatyk, dorzucając do tego dyskusyjny ranking
najfajniejszych postaci i wywiad z producentem czwartego <i>Street
Fightera</i>.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbatmuckS0E9Hd9W915_wjEAx6p6JDCt1FVC-ruEz9VHLPuFHjpC-kNbIaUnYhnWuA42UFKLw842lq1m7gVMTMmfaOEKGKOip_uYIOr_y0DrYWyCTKZEG6T3THIk1xCEO50Kk2tnf9hns/s1600/2014-04-28_00003.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbatmuckS0E9Hd9W915_wjEAx6p6JDCt1FVC-ruEz9VHLPuFHjpC-kNbIaUnYhnWuA42UFKLw842lq1m7gVMTMmfaOEKGKOip_uYIOr_y0DrYWyCTKZEG6T3THIk1xCEO50Kk2tnf9hns/s1600/2014-04-28_00003.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<br />
Jeśli jednak nie macie
ochoty na czytanie długaśnych, pisanych po angielsku tekstów, to
wystarczy, że będziecie wiedzieć, iż cała historia mordobić
dzieli się - w wielkim uproszczeniu - na okres przed <i>Street
Fighter II</i> i po nim. Ta gra jest tym dla bijatyk, czym <i>World
of WarCraft</i> dla sieciowych RPG. Przed 1991 rokiem mordobicia
miały się całkiem dobrze, wyszło parę istotnych gier, a sam
gatunek przybrał formę, którą znamy do dzisiaj, ale to właśnie
drugi Uliczny Wojownik sprawił, że w bijatyki zaczął grać cały
świat. Potem było już z górki. Eksplozja tytułów spod szyldu
SNK, kolejne bijatyki Capcomu (w większości tworzone na automaty z
płytą CPS-2), odpowiedź Zachodu w postaci serii <i>Mortal Kombat</i>,
pojawienie się pierwszego mordobicia 3D, czyli <i>Virtua Fightera</i>...
W 1995 roku magazyn „Electronic Gaming Monthly” określił
zjawisko niesamowitej popularności mordobić jako „Most Appalling
Trend”. W międzyczasie na rynku pojawiły się 32-bitowe konsole i
szał na dobre mógł trafić pod strzechy, a fani mordobić
podzielić się odpowiednio na: miłośników <i>Tekkena</i> (czytaj:
posiadaczy PlayStation) i <i>Virtua Fightera</i> (czytaj: posiadaczy
Saturna). Właściciele komputerów PC nie mieli co liczyć na
wspomniane wyżej hity, a kiedy już taki <i>VF</i> pojawił się na
blaszakach to ze sporym opóźnieniem. Niemniej powodów do narzekań
też większych nie było. Ukazywały się kolejne <i>MK</i>, mutacje
<i>SF II</i> oraz mnóstwo mniejszych, czy raczej mniej popularnych,
tytułów. Mocno upraszczając, można przyjąć, że wszystko się
zmieniło w styczniu 1998 roku, kiedy to na łamach secret
service'owego kącika „Kombat Korner” Gulash ogłosił koniec
pecetowych mordobić... Guru miłośników gatunku bez owijania w
bawełnę podsumowywał swoje spostrzeżenia na temat sytuacji na
rynku:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Jeśli więc posiadasz
PeCeta, a twoim ulubionym gatunkiem gier są mordobicia, masz dwa
wyjścia. Musisz sprawić sobie sobie konsolę, albo zmienić
zainteresowania. Piszę to z największym na świecie bólem w sercu,
ale nie zamierzam cię oszukiwać, że jest inaczej niż jest.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Od tej pory „Kombat
Korner” miał się pojawiać na łamach „SS” tylko
okazjonalnie. Na szczęście w kolejnym numerze zamieszczono recenzję
<i>Street Fighter Alpha</i>, więc zniknięcie kącika nie było
nagłe. Cały 1998 rok przyniósł zresztą sporo niespodzianek.
Wiosną pojawił się świetny <i>Last Bronx</i>, w lecie <i>Mortal
Kombat 4</i>, a jesienią <i>Bio F.R.E.A.K.S.</i> W samym „Secret
Service” miał miejsce poważny kryzys redakcyjny i związany z nim
rozłam. Gulash odszedł z pisma, o mordobiciach zaczął pisać
Emilus, a chwilę później Konsolite. O bijatykach na PC nie było
już jednak zbyt wiele do pisania, zaś na tle kolejnych lat rok 1998
można było uznać za całkiem obfity. I choćby z tego względu w
<i>Kompedium Wiedzy 4</i> Emilus mógł napisać:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Ubiegły rok 1998
można zaliczyć do udanego dla mordobić na PC. Zaczął się dość
optymistycznie STREET FIGHTER-em ALPHA (w Japonii nazywanym SF ZERO),
który okazał się być udaną konwersją konsolowego dzieła firm
CAPCOM.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Prawda, że brzmi jakby
dotyczyło całkiem innych dwunastu miesięcy niż te, których
przyszłość Gulash rysował w jak najczarniejszych barwach?
Wracając jednak do 1999, to poza <i>Street Fighterem Alpha 2</i> (na
Wikipedii widnieje data 1998, ale do rodzimych graczy ta gra dotarła
nieco później), którym Capcom wyraźnie udowadniał, że nie
zapomniał o rynku PC, właściwie nie ukazało się żadne
interesujące mordobicie. Polski rynek był tutaj szczególnie
pokrzywdzony, gdyż jeśli już nawet jakieś mordobicie pojawiło
się na komputerach osobistych, to wcale nie było przesądzone, że
znajdzie ono w naszym kraju dystrybutora. Ewenementem jest tutaj fakt
wypuszczenia przez firmę Coda paków, w których można było
znaleźć m.in. <i>Battle Arena Toshinden</i> i <i>Samurai Shodown</i>
(obie bodajże w swych drugich odsłonach). Agonia gatunku
postępowała i mimo że jeszcze jakoś dychał, to chyba nikt, kto
podchodził do niego na poważnie, nie miał co liczyć, że jakoś
uda się obejść konieczność zakupu konsoli. Niestety, prawda była
brutalna, tym bardziej, że salony gier (do niedawna główny bastion
mordobić) zaczęły powoli znikać z polskiego krajobrazu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgev-TfpB4VvIRHpRXHX_iL8sUKZW5P3Kl2nUcG3c_dU1rl34O2M8-sEOY0x1Df4KAAHfa1beVUlzShONiaKAbTPQx4DOuslLW4066eGnNzcbiVeouTy0SdPupX4Nu0EQbZLgOGZNU2Am0/s1600/StreetFighterIV+2014-04-30.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgev-TfpB4VvIRHpRXHX_iL8sUKZW5P3Kl2nUcG3c_dU1rl34O2M8-sEOY0x1Df4KAAHfa1beVUlzShONiaKAbTPQx4DOuslLW4066eGnNzcbiVeouTy0SdPupX4Nu0EQbZLgOGZNU2Am0/s1600/StreetFighterIV+2014-04-30.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Nie przeszkodziło to
jednak Konsolite'owi reaktywować „Kombat Korner” - tym razem
jako dział poświęcony mordobiciom na wszelkie możliwe platformy
do grania. Co ciekawe, wcale nie było to jakimś wielkim novum, gdyż
wcześniej (jeszcze w 1997 roku) Gulash też pisał o bijatykach
wykraczając poza rynek PC. Widać było, że nowy redaktor wkłada
sporo serca w swój kącik (chociaż np. tekst poświęcony Jetowi Li
czy recenzję <i>Fighting Force 2</i> mógł sobie darować). I on
musiał jednak spojrzeć prawdzie w oczy i napisać, że:
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Rynek mordobić na
nasze blaszaki umarł śmiercią tragiczną. Jest to fakt smutny,
jednak, niestety – prawdziwy. Większość firm tej branży już
dawno odwróciła swój wzrok od komputerów osobistych i skierowała
go w stronę konsol i automatów. Od czasu do czasu otrzymujemy
wprawdzie ochłap w postaci jakiejś konwersji, jednak zazwyczaj jest
ona albo słaba, albo po prostu spóźniona. Miłośnikom mordobić
fakt ten jest znany i co bardziej zamożni z nich zaopatrzyli się
już w niezbędny osprzęt, by umożliwić sobie granie w najnowsze
nawalanki.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Konsolite doskonale
zdawał sobie sprawę z tego faktu już wcześniej, jednak dopiero w
numerze z grudnia 2000 roku - dzieląc się powyższym spostrzeżeniem
- zaproponował wszystkim miłośnikom mordobić, którzy chcieli
pozostać wierni pecetowi, konkretną alternatywę: emulatory.
Oczywiście sprawa legalności takiego rozwiązania stanowi temat na
oddzielne rozważania. Faktem jest, że na przełomie wieków można
było grać na komputerach PC w stare mordobicia, które się na tych
sprzętach ukazały, bądź... stare mordobicia, które ukazały się
na automatach lub konsolach poprzednich generacji. W listopadzie
2001, kiedy do kiosków zawitał ostatni numer „Secret Service”,
nic się w tej kwestii nie zmieniło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpy35iJqaJu5ukSU4Y3N_Q__Kp4JUsWM7HT2CCb_hjRMNM2djT-5y-o2-3s05YqbTBmZdhkUccESa22bZxH51ObYHhVbaSNN4dUpzcy28xlhqHnF9D1Op3ivAcz4U2QkfkNx1oeZFzkcg/s1600/2014-04-28_00008.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhpy35iJqaJu5ukSU4Y3N_Q__Kp4JUsWM7HT2CCb_hjRMNM2djT-5y-o2-3s05YqbTBmZdhkUccESa22bZxH51ObYHhVbaSNN4dUpzcy28xlhqHnF9D1Op3ivAcz4U2QkfkNx1oeZFzkcg/s1600/2014-04-28_00008.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://www.blogger.com/null" name="firstHeading"></a><a href="https://www.blogger.com/null" name="Dead_or_Alive_5"></a>
I jeszcze długo miało się nie zmienić. Pierwsze pierwiosnki
pojawiły się wraz z pecetowymi odsłonami serii <i>Guilty Gear</i>,
które w naszym kraju można było nabyć z kilkuletnim opóźnieniem
wraz z „Clickiem!” nr 2/2006 (<i>Guilty Gear XX Reload</i>) oraz
„CD-Action” nr 10/2006 (to samo <i>Guilty Gear XX Reload</i>) i
4/2006 (<i>Guilty Gear Isuka</i>). Potem śnieg znowu przykrył
ukochany przez wielu gatunek... W 2008 roku na maszynach arcade
zadebiutował <i>Street Fighter IV</i>. Już w kolejnym roku ukazał
się on na PlayStation 3, Xboxie 360 i... PC. Tak ważny tytuł
zawitał także na poczciwe blaszaki, co jest wydarzeniem tyleż
ważnym, co nie do końca docenionym. Po prostu mordobicia jako takie
straciły na znaczeniu. Na konsolach triumfy święciły bijatyki 2D,
przeżywając właśnie swoją drugą młodość. Działo się tak
głównie za sprawą kolejnych produkcji <span lang="en">Arc System
Works –</span> twórców wspomnianej wyżej serii <i>Guilty Gear</i>,
ale także <i>BlazBlue</i> i <i>Persona Arena</i>. Poza tym na
sprzętach Sony i Microsoftu można było pograć w kolejne odsłony
tak popularnych serii jak <i>Tekken</i>, <i>Virtua Fighter</i>, <i>Dead
or Alive</i> czy <i>Soul Calibur</i>. Ofensywa mordobić mocno jednak
w tym czasie przycichła. Świeżych tytułów (nie licząc produkcji
2D) pojawiało się jak na lekarstwo, a nowi gracze gustowali w
innych gatunkach niż weterani pamiętający lata 90.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Street Fighter IV</i>
spotkał się mimo to z bardzo dobrym przyjęciem, nasuwając
analogie z legendarnym poprzednikiem sprzed niemal dwóch dekad (dla
jasności: chodzi o <i>Street Fighter II</i>). Zresztą skojarzenia
ze <i>SF II</i> budzi nie tylko system walki czy sięgnięcie po
zestaw najbardziej klasycznych postaci, ale także fakt wypuszczania
kolejnych wersji, które poprawiały rozgrywkę i wydłużały tytuł
pierwotnej gry (np. <i>Super Street Fighter IV</i>).</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjGYGFo7UDFtcLCC1Nys6XIgSj2eEv0AzzY5vfiyZw4uLcGRtIAyE1vTbfUyK6MsVz7JIjVbB7tu52F7GPHMWs75EuxIiC0pga8pEbhZa_qCHW7rYzpKXx6DkwHt8mAXKGol3b3nLQr0Q/s1600/StreetFighterIV+2014-04-30+02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjGYGFo7UDFtcLCC1Nys6XIgSj2eEv0AzzY5vfiyZw4uLcGRtIAyE1vTbfUyK6MsVz7JIjVbB7tu52F7GPHMWs75EuxIiC0pga8pEbhZa_qCHW7rYzpKXx6DkwHt8mAXKGol3b3nLQr0Q/s1600/StreetFighterIV+2014-04-30+02.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://www.blogger.com/null" name="phContent_ctl01_h1"></a>
Mordobić nadal ukazuje się niewiele, ale twórcy na szczęście już
nie omijają peceta szerokim łukiem. Po <i>Street Fighter IV</i>
dostaliśmy m.in. <i>Street Fighter x Tekken </i>oraz <i>Mortal
Kombat</i>. Na przestrzeni lat to może niewiele, ale patrząc na to,
co dzieje się w samym gatunku, można nieśmiało stwierdzić, że
nie ma na co narzekać. Oczywiście dalej nie ma co liczyć na <i>Soul
Calibura</i> czy <i>Tekkena</i> (niestety na nowe części <i>Virtua
Fighter</i>, którego dwie pierwsze odsłony ukazały się na PC
kilkanaście lat temu, też nie). Ich producent zapowiedział jednak
wydanie nowego tytułu tylko na PC. Bijatyka od Namco na blaszakach
jako exclusive? Kiedyś taki news byłby tematem na osobną odsłonę
„Kombat Korner”. Przyglądając się bliżej <i>Rise of
Incarnates</i> – bo o tym tytule mowa – wyraźnie jednak widać,
że z klasycznymi mordobiciami nie ma on zbyt wiele wspólnego i
bliżej mu do pojedynków w trybie deathmatch znanych z gier FPS, zaś
sam system walki pewnie będzie miał więcej wspólnego z tym znanym
z serii <i>Darksiders</i> niż choćby z <i>Tekkenem</i>. No i dodać
należy, że gra będzie free to play (podobnie zresztą jak ostatnie
odsłony sztandarowych bijatyk Namco). I chociaż szczerze wierzę,
że wspomniana gra nie będzie tak słaba jak <i>Archeblade</i>, to w
istocie może mieć z nią sporo wspólnego pod względem rozgrywki.
Wszak w opisie tej ostatniej produkcji możne przeczytać,
że jest to „free to play 3D multiplayer fighting game”.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqUVFMaAY1ct4piaQt_86WaXIJm3lVTKjsNGg0UrQZnDct0-eu2F2mbb-5DQTjZ6owiOpLHVujenJeoqmUPnvo3YxeovHCz3ZS3zqOqTk7-1jwo5FAldQ9-RhJlBK-sFchyel1cp9Uymw/s1600/2014-04-28_00013.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqUVFMaAY1ct4piaQt_86WaXIJm3lVTKjsNGg0UrQZnDct0-eu2F2mbb-5DQTjZ6owiOpLHVujenJeoqmUPnvo3YxeovHCz3ZS3zqOqTk7-1jwo5FAldQ9-RhJlBK-sFchyel1cp9Uymw/s1600/2014-04-28_00013.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<a href="https://www.blogger.com/null" name="firstHeading1"></a>
Mordobicia kiedyś miały naprawdę mocną pozycję. Później
stopniowo zniknęły z komputerów PC, aby na dobre zadomowić się
na konsolach. Dzisiaj, kiedy wychodzi ich coraz mniej a nowe tytuły
nie wywołują tyle zamieszania co kiedyś, pececiarze nie muszą się
już czuć pokrzywdzeni. Owszem, nadal mogą narzekać, ale nie są
już w swym malkontenctwie odosobnieni. Nawet posiadacze konsol
skazani są na odgrzewane kotlety, czy - jak pokazują najświeższe
przykłady - model free to play. Mało tego, nawet najlepsze i
najgłośniejsze ze świeżych produkcji nawiązują do klasyków
sprzed dwóch dekad: <i>Street Fighter IV</i> odświeża formułę
<i>Street Fightera II</i>, <i>Mortal Kombat</i> czerpie garściami z
trzech pierwszych części tej słynnej serii, a model rozrywki ze
<i>Street Fighter X Tekken</i> Capcom wprowadził już w 1996, w
<i>X-Men vs. Street Fighter</i>. Znamienne, że wszystkie z tych gier
są w istocie bijatykami 2D (nawet jeśli posiadają trójwymiarową
grafikę). Czy to przez nostalgię, czy faktycznie drugi wymiar
najbardziej pasuje do tego typu produkcji? Gulash na łamach „Kombat
Korner” wieszczył stopniowy zanik bijatyk 2D, a tymczasem mają
się one nie gorzej (jeśli nie lepiej) niż produkcje, w których 3D
nie ogranicza się tylko do grafiki, lecz pozwala na swobodne
przemieszczanie się po arenie. To jednak temat na <a href="http://reset-forever.blogspot.com/2011/04/przod-przod-ty-kilka-sow-o-wspoczesnych.html">oddzielne rozważania</a>...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6jBK2-chKEq8yUIrebBjZiHp4fvxzQXSClNmzcUikGoSd0aV8qABktZJGrJ9I_70A8prGYGiC6kOsWeo4jIFBdvjdMFzMCXryszo63FmpluwCsCbiNoxB31GTq3obCE9vTWQwl-4TxAo/s1600/SFTK+2014-04-29+02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6jBK2-chKEq8yUIrebBjZiHp4fvxzQXSClNmzcUikGoSd0aV8qABktZJGrJ9I_70A8prGYGiC6kOsWeo4jIFBdvjdMFzMCXryszo63FmpluwCsCbiNoxB31GTq3obCE9vTWQwl-4TxAo/s1600/SFTK+2014-04-29+02.jpg" height="180" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Ograniczeni do pecetów
miłośnicy mordobić dawno nie mieli tak dobrze. Capcom nadal o nich
pamięta, współczesne komputery bez problemu radzą sobie z
emulatorami sprzętów, na które wychodziły najlepsze bijatyki (od
automatów przez PlayStation po Dreamcasta), a combosy mogą ponadto
nabijać w grach akcji, w których walka stanowi istotny (i dobrze
opracowany) składnik rozgrywki: od <i>Dust: An Elysian Tail</i>
poczynając a na <i>Batman: Arkham City</i> kończąc. Nic tylko
grać. Zatem nie przedłużam już i wracam do wspinaczki po
kolejnych stopniach wieży w <i>Mortal Kombat</i>.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-26799987369132738682014-01-26T13:36:00.000+01:002014-01-26T17:28:50.935+01:00Dust: An Elysian Tail<div style="text-align: justify;">
<i>W poprzednim wpisie zastanawiałem się, jaka gra oczaruje mnie na początku roku. Okazał się nią tytuł, który upolowałem na wyprzedaży w The Humble Store (i znowu reklama...).</i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOltvd3raxN-sEfOLCydCdzjpi4iyohFYtSmyIXnIBt3lPQMHIsG-Gecs2IwWHG9J7Kr9vwJCQtQUqnR0m86uGC61iXRp9g_D1H9QlVoJ9EYlcZglfw9SC_-Z-T4V0XZq5lMUM35mzO_w/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+01.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOltvd3raxN-sEfOLCydCdzjpi4iyohFYtSmyIXnIBt3lPQMHIsG-Gecs2IwWHG9J7Kr9vwJCQtQUqnR0m86uGC61iXRp9g_D1H9QlVoJ9EYlcZglfw9SC_-Z-T4V0XZq5lMUM35mzO_w/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+01.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Zanim sięgnąłem po "Dust: An Elysian Tail", nieco zorientowałem się w temacie. Początkowo miałem nadzieję na porządne chodzone mordobicie z drobnymi elementami innych gatunków. Na filmikach jednak całość wyglądała jak slasher, w którym próżno szukać elementów typowych dla gier beat'em up. Do myślenia dała także klasyfikacja gatunkowa na Wikipedii: "action role-playing". Pomyślałem, że chyba jednak nie o to mi chodzi, ale postanowiłem się o tym przekonać samodzielnie. I wsiąknąłem. Grę można przejść w 12 godzin, ja jednak spędziłem z nią dużo więcej czasu, gdyż ma tyle do zaoferowania, iż szkoda by było pozostawić jakąś mapę w pełni nieodkrytą czy skarb nieodnaleziony. Już na wstępie zatem napiszę, że omawiana produkcja, to doskonały wybór na długie zimowe wieczory.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitQtLiIFYspwPvKg4R6Pe9C5E356nNCQceI5ia2k4JycFwCfTc73VmIQyTah6mQu1TRvT4ZmkVKiWINxKpRfmVyItZ4b7wBQnQzoOnTYpGVjnC8yCNBe11SS5whtP9Mr3j91oPCQ5mzqM/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitQtLiIFYspwPvKg4R6Pe9C5E356nNCQceI5ia2k4JycFwCfTc73VmIQyTah6mQu1TRvT4ZmkVKiWINxKpRfmVyItZ4b7wBQnQzoOnTYpGVjnC8yCNBe11SS5whtP9Mr3j91oPCQ5mzqM/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+02.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Wracają do klasyfikacji gatunkowej, to "Dust: An Elysian Tail" faktycznie jest RPG akcji, ale jest też równocześnie świetnym slasherem, a do tego klasyczną dwuwymiarową platformówką. Większość współczesnych gier akcji ma zaimplementowane elementy RPG. Poza tym sporo w nich eksploracji tych samych lokacji z nowym zestawem umiejętności, a także nabijania combosów (patrz: ostatnie gry z Batmanem w roli głównej). I omawiana gra może się w zasadzie pochwalić tym samym, z tym, że zamiast nowoczesnej trójwymiarowej grafiki twórcy (a właściwie twórca, gdyż mówimy o dziecku, którego ojcem jest przede wszystkim Dean Dodrill) postawili na stare, dobre, rysunkowe dwa wymiary i widok z boku. Do tego bohaterami opowieści uczyniono antropomorficzne zwierzęta, a całość osadzono w świecie fantasy z subtelnymi dalekowschodnimi naleciałościami. Jeśli jesteście fanami Usagiego Yojimbo, to istnieje spora szansa, że Dust też przypadnie wam do gustu.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxjj1zhN78INK-uzgk_kBORYu_jZ0L38_aMGX8NwcV18amA4FEyLh4G-_qapSlEFbyThvuwykvRPI-NtRTlzNwKy0NFYccWNF15cvONXyt3ixav5csiWCe7Eph7TBsEvBeLfA1V5y8400/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+03.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxjj1zhN78INK-uzgk_kBORYu_jZ0L38_aMGX8NwcV18amA4FEyLh4G-_qapSlEFbyThvuwykvRPI-NtRTlzNwKy0NFYccWNF15cvONXyt3ixav5csiWCe7Eph7TBsEvBeLfA1V5y8400/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+03.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Przygoda rozpoczyna się w momencie, kiedy tytułowy bohater budzi się i ku swemu zdziwieniu rozpoczyna konwersację z gadającym mieczem i latającym, wiewiórkowatym stworkiem. Miecz to mistyczne Ostrze Ahrah, zaś stworek to Fidget - nimbat strzegący owej tajemniczej i potężnej broni. Jak się okazuje, Dust nie ma pojęcia kim jest i jak znalazł się w miejscu swego przebudzenia. Ze wspomnianą dwójką rozpoczyna zatem wędrówkę, której cel nieustannie się zmienia, lecz my nie mamy wątpliwości, że chodzi tu o odkrycie tajemnicy, którą skrywa wojownik, a także o to, o co zwykle w takich przypadkach, czyli ocalenie świata. Może nie brzmi to zbyt orginalnie, ale sposób, w jaki zostało podane, zasługuje na najwyższe uznanie. Fabuła mimo swej wtórności wciąga na całego, kolejnych dialogów wysłuchuje się z prawdziwą przyjemnością, a emocje towarzyszące zabawie nie są tylko pochodną wstukiwania kolejnych combosów. Duża w tym zasługa doskonale dobranych aktorów, dzięki którym ma się wrażenie, że te skromnie animowane (ale pięknie narysowane) futrzaki naprawdę żyją. Doskonale wypada przede wszystkim Fidget, którego komentarze naprawdę potrafią rozbawić. "Dust: An Elysian Tail" to przede wszystkim walka i eksploracja, ale muszę się przyznać, że kiedy byłem już zmęczony kolejnymi sekwencjami ciosów, czekałem, aż pojawi się jakiś NPC, któremu będę mógł zaoferować swoją pomoc i przy okazji wysłuchać, co o całej sprawie myśli mój rudy, latający towarzysz. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo wciągnęła mnie jakaś opowieść (i to nie tylko wywodząca się z kręgu elektronicznej rozrywki).<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgshLKKB2MzIb8NqnI4T_xc1Vkr9DlXxtyvb7jv4uWEk7-DOHLLLinCoAMFhoOj-mMMaYO8hRA7xA5czMO7AJJ9Kse2nfBYcKy-gHKGl5QvL-ZsA3ZQMquBQ1LsdH3wabVD5jFslV0u2gs/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+04.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgshLKKB2MzIb8NqnI4T_xc1Vkr9DlXxtyvb7jv4uWEk7-DOHLLLinCoAMFhoOj-mMMaYO8hRA7xA5czMO7AJJ9Kse2nfBYcKy-gHKGl5QvL-ZsA3ZQMquBQ1LsdH3wabVD5jFslV0u2gs/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+04.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wspomniałem parokrotnie o combosach, gdyż to właśnie one stanowią esencję rozgrywki. Walki jest sporo, ale nie należy ona do przesadnie skomplikowanych i opiera się na tradycyjnym ciosie mieczem, "wiatraku" wykonywanym przy użyciu tegoż, a także jednej z trzech ofensywnych umiejętności Fidgeta (fireballe i pioruny). Dystansowe ataki Fidgeta można (a nawet trzeba) łączyć z machaniem w kółko Ostrzem Ahrah, przez co zyskują one niszczycielską siłę rażenia. Nie można jednak przesadzić z taką zabawą, gdyż w szale bojowym Dust przerywa kombinację, a to wiąże się z mniejszymi bonusami za walkę. Kiedy jednak umiejętnie korzysta się ze wspomnianych dwóch ciosów i ataku Fidgeta, to licznik nieprzerwanych ciosów radośnie pnie się w górę, nierzadko przekraczając liczbę 100, a niekiedy nawet 500. W skrajnych przypadkach, przy bardzo dużej cierpliwości i samozaparciu, można nabić nawet 1000 hit combo (jest to zresztą jedno z zadań pobocznych).</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBEpJ2lsh4PuGR12oIynt6Dxs0ISsRbBucJGx3gTbgioU72I4ZnRr9oYN0j6EKV5PSu4rpQCkLtdUHFchdrj24oSt6cUzniUzskzbX8IPk1bVArV0AnQq_QIaYSfha8Z9p_SeINW_W1ww/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+05.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBEpJ2lsh4PuGR12oIynt6Dxs0ISsRbBucJGx3gTbgioU72I4ZnRr9oYN0j6EKV5PSu4rpQCkLtdUHFchdrj24oSt6cUzniUzskzbX8IPk1bVArV0AnQq_QIaYSfha8Z9p_SeINW_W1ww/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+05.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
"Dust: An Elysian Tail" to przede wszystkim wciągająca opowieść i odprężająca walka, jednak Dean Dodrill zadbał o to, aby samo parcie przed siebie nie stało się nużące. Pojawiają się zatem nowe umiejętności i przedmioty, dzięki którym zyskuje się dostęp do ukrytych wcześniej fragmentów lokacji, ponadto w każdej z nich znaleźć można komnatę z wyzwaniem. Oprócz tego po drodze do ekwipunku głównego bohatera trafi mnóstwo monet, jedzenia, elementów zbroi, a także z pozoru nieprzydatnych przedmiotów, które pozwolą zaprzyjaźnionej pani kowal stworzyć cacka wzmacniające parametry Dusta i ataki Fidgeta. W lokacjach znajduje się są także sporo kluczy i skrzyń ze skarbami. Już samo ich szukanie daje sporo frajdy i skutecznie wydłuża rozgrywkę. Największe wyzwanie stanowią jednak postacie z innych gier indie, które poukrywane są w najtrudniej dostępnych, często nie od razu widocznych, fragmentach map. Kto dokładnie jest więziony w każdej z klatek zamkniętych na cztery kłódki, niech pozostanie tajemnicą. Zapewniam jednak, że są to same sławy i prawdopodobnie graliście w co najmniej jedną grę z którymś z tych bohaterów.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS3sdrNjhdQsF8u8Piqfngjnt9VR-FTJfwDreuSOJB2lQE-g99e5YGL8gmCI2VgF4XN8tWxuL7P7JiiqDR-YjbyZejcuYbbTp4GI3CgEdHIlAsb3thq3FFqmo-IPGvbF3HhQXBKVMjBc4/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+06.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS3sdrNjhdQsF8u8Piqfngjnt9VR-FTJfwDreuSOJB2lQE-g99e5YGL8gmCI2VgF4XN8tWxuL7P7JiiqDR-YjbyZejcuYbbTp4GI3CgEdHIlAsb3thq3FFqmo-IPGvbF3HhQXBKVMjBc4/s1600/Dust+An+Elysian+Tail+06.jpg" height="179" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Grafika jest przepiękna, a muzyka doskonale buduje klimat i podkręca emocje. Zresztą, co wam będę pisał - zerknijcie na screeny, obejrzyjcie filmiki z gameplayem, a do tego posłuchajcie soundtracku. A najlepiej po prostu kupcie tę grę i świetnie się przy niej bawcie. Jeśli niezależne gry, wychodzące spod ręki niewielkich zespołów, kuszą was grywalnością, ale jednocześnie odrzucają oprawą, to skosztujcie "Dust: An Elysian Tail". Dwa wymiary nie muszą straszyć pikselozą, a przy tym naprawdę wolniej się starzeją. Kiedy najnowsze wysokobudżetowe hity utracą swe dawne piękno, na tę grę nadal będziecie spoglądać tak samo, jak wówczas, kiedy pierwszy raz wkroczyliście do świata zwanego Falaną.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-13890032086923817942013-12-31T20:04:00.003+01:002013-12-31T20:22:11.912+01:00Subiektywne podsumowanie growe A.D. 2013<div style="text-align: justify;">
<i>Bardzo nie chcę, aby grudzień zamknął się bez wpisu. Jeszcze kilka miesięcy temu łudziłem się, że licznik postów przekroczy w 2013 liczbę 20 bez większego wysiłku. Teraz już wiem, iż jest to całkowicie nierealne, zatem chociaż do siedemnastki spróbuję dobić. Post pisany na szybciora (ech, te nieszczęsne powtórzenia), obrazki dodawane też, więc proszę o wyrozumiałość. Jako, że od dwóch lat ostatni dzień roku kojarzy się w internetach z pewną okazjonalną sondą uliczną i celną ripostą pana w kapturze, tak też dzisiaj będzie o jednym: graniu w grę (tzn. gry).</i></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAuwrVvBXnM5MQuwPWNr09_nVIHct73AmR34PycKWV1h4aSeKVPz9kZg8DHa7KH_nCglkjHyCfDtoinP-CPsl2wfn7onpgeCb5_l8V_rT28n-L5RGOOWhlPciFuTAxb2DVE1hBd8TE9OQ/s1600/ME.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="192" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAuwrVvBXnM5MQuwPWNr09_nVIHct73AmR34PycKWV1h4aSeKVPz9kZg8DHa7KH_nCglkjHyCfDtoinP-CPsl2wfn7onpgeCb5_l8V_rT28n-L5RGOOWhlPciFuTAxb2DVE1hBd8TE9OQ/s320/ME.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W ciągu mijających 365 dni naprawdę sporo się nagrałem. Właściwie to pod kątem godzin spędzonych przy tzw. elektronicznej rozrywce nie miałem podobnego okresu co najmniej od dekady. Dla wyjadaczy te kilka tytułów, które wymienię poniżej,<i> </i>pewnie nie będą niczym nadzwyczajnym, lecz dla mnie każdy z nich oznaczał od kilku do kilkudziesięciu godzin konkretnej zabawy, co ostatecznie przełożyło się na wynik liczony w setkach godzin. Niesłychane marnotrawstwo czasu, który mogłem przeznaczyć na czytanie komiksów lub zrobienie czegokolwiek w kierunku reanimacji mojej "kariery naukowej"...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy tydzień 2013 upłynął mi pod znakiem "Castle Crashers". Genialna produkcja, która przywraca wiarę w gatunek chodzonych mordobić. Piękna, dwuwymiarowa grafika, która nigdy się nie zestarzeje, klimatyczna muzyka, a nade wszystko hektolitry miodu wylewające się z ekranu. I mimo, że etapy z kosmitami nieco psują baśniowy nastrój całości, to i tak uważam, iż od czasów capcomowskich "Dungeons & Dragons" nie było równie dobrego beat'em up w klimatach fantasy (w "Guardian Heroes" niestety nie dane mi było zagrać).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejna produkcja, która przykuła mnie na dłużej do komputera, to "Darksiders". Kupiony za grosze w Humble Bundle urzekł mnie przede wszystkim świetnym klimatem i bardzo przyjemnym systemem walki. Jako peceteowie nie miałem zbytniej styczności z "God of War" i jego klonami, więc opowieść o jednym z Jeźdźców Apokalipsy pokazała mi jak wyglądają współczesne gry akcji. Od czasów <a href="http://reset-forever.blogspot.com/2012/01/prince-of-persia.html">"Prince of Persia"</a> nie bawiłem się równie dobrze przy innej grze tego typu (właściwie to nie pamiętam, czy w ogóle w takową grałem). Z rozpędu w weekendowej odsłonie Humble Bundle (chyba nigdy nie przestanę reklamować tej rewelacyjnej inicjatywy) kupiłem sobie drugą cześć "Darksiders" (i przy okazji ponownie pierwszą, gdyż były w jednej paczce), która cały czas czeka na swój czas.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ZoVJixBy4l4KWM0b8LJwfvp67nAPcdcBoWLmSne3Pp1Tp7AC1nmLIFSzINtmpe38dY-cANRAcX4-Dt8z6ltg3ZVjuY0v3zpTM3Fa1r1tekIe_g6m-jvCwVvqEjDlHb7ERh8CrcOmHyU/s1600/HOTS.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_ZoVJixBy4l4KWM0b8LJwfvp67nAPcdcBoWLmSne3Pp1Tp7AC1nmLIFSzINtmpe38dY-cANRAcX4-Dt8z6ltg3ZVjuY0v3zpTM3Fa1r1tekIe_g6m-jvCwVvqEjDlHb7ERh8CrcOmHyU/s320/HOTS.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Później przyszedł czas <a href="http://reset-forever.blogspot.com/2013/04/szesciokacik-starcrafta-21.html">"StarCraft II: Heart of the Swarm"</a>. Jedna z najdłużej ogrywanych przeze mnie w tym roku produkcji, aczkolwiek po zrobieniu wszystkiego, co byłem w stanie, odłożyłem ją i jakoś nie mogę się pozbierać, żeby wrócić. Coś mi mówi, że moja przygoda z drugim "StarCraftem" będzie kontynuowana już przy okazji kolejnego dodatku. Przy "Sercu Roju" bawiłem się jednak przednio i nie popsuł tego nawet fakt, że fabuła nieco kuleje i nie śledzi się jej już z takimi wypiekami na twarzy, jak miało to miejsce w przypadku poprzedniczek (zwłaszcza pierwszej części "StarCrafta").</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pod maratonach z "Darksiders" i "StarCraft II: Heart of the Swarm" musiałem odpocząć przy czymś mniejszym. Idealnym rozwiązaniem okazał się "Shatter". Przepiękna wariacja na temat klasyka pt. "Breakout" (ew. "Arkanoida") olśniła mnie nie tylko oprawą, ale też ścieżką dźwiękową, która została ze mną jeszcze długo po skończeniu samej gry. Z "Shatter" bawiłem się tylko kilka godzin, ale bez wahania zaliczam ten czas do jednego z przyjemniej spędzonych przed komputerem w mijającym roku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Serius Sam HD: The First Encounter". Zaczęło się od dema kontynuacji tej gry i kiedy tylko pojawiła się stosowna paczka Humble Bundle, nie mogłem odmówić sobie zakupu. Ostatecznie zatrzymałem się na jedynce, ale kolejne części pewnie kiedyś sprawdzę. Świetna, oldskulowa zabawa w zabijanie kolejnych hord przeciwników. Do tego całkiem fajny klimat starożytnego Egiptu. Co ciekawe, kiedy lata temu grałem w demo tej gry, jeszcze w klasycznej wersji (bez HD), to wcale do mnie ono nie przemawiało. No, ale to był czas "Half-Life", a na horyzoncie majaczył już "Medal of Honor: Allied Assault", więc jakoś mnie ten powrót do przeszłości (dosłownie i w przenośni) nie był wówczas w stanie zachwycić.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDvhKz2RmgH4Hjtv3sZ-Q2qr2dEnvj0qdDGath2bpF8T9BRFA4lcXLvypYlM1N2bpWLyb1Uub6PSdpWKVjtjbzBnxMjaIfYBqfRma17f3Jd6ipZPCBBp7EiPGK3wQFB7qGIifNQ7MIHXk/s1600/BP.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDvhKz2RmgH4Hjtv3sZ-Q2qr2dEnvj0qdDGath2bpF8T9BRFA4lcXLvypYlM1N2bpWLyb1Uub6PSdpWKVjtjbzBnxMjaIfYBqfRma17f3Jd6ipZPCBBp7EiPGK3wQFB7qGIifNQ7MIHXk/s320/BP.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
W wakacje, podobnie jak w poprzednich latach, sięgnąłem po "Call of Duty". Tym razem wybór padł na "Modern Warfare 2". Cóż mogę napisać o tej grze? Głośny hit, kontrowersyjna misja na lotnisku i ogólnie krótka kampania. Co by nie pisać, to grało się świetnie. Nieustanna akcja, adrenalina, taka sobie fabuła (pierwsza część "Modern Warfare" była jednak czymś nowym i... miała wybuch bomby atomowej), różnorodne misje, piękna grafika (ach śnieżne scenerie). Naprawdę chciałoby się więcej, gdyż to kampania jest dla mnie zawsze najważniejszą częścią gry i zazwyczaj z końcem tejże kończy się dla mnie również przygoda z danym tytułem (po sieci grywam niezwykle rzadko). I chociaż w "MW 2" skosztowałem również innych trybów gry, to już nie były one w stanie mnie zaabsorbować równie mocno, co przygody "Soapa", "Roacha" i reszty.<b><br /></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://reset-forever.blogspot.com/2013/08/mirrors-edge.html">"Mirror's Edge"</a>. Jedno z największych odkryć roku. Znaczy słyszałem o tej grze już dawno temu, ale dopiero po osobistym sprawdzeniu, o co chodzi z tą całą "platformówką FPP", przekonałem się, że ten pomysł naprawdę działa. Ba, nie tylko działa, ale też wygląda. Mam nadzieję, że nowa odsłona tego tytułu nie zniszczy jego legendy (w końcu gra ma już pięć lat, więc tego typu określenie jest jak najbardziej do przyjęcia).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po przygodach z pierwszej perspektywu postanowiłem zasiąść za wirtualnym kółkiem. Szybki rzut oka na steamową bibliotekę uświadomił mi, że mam tylko jeden tego rodzaju tytuł - "Burnout Paradise". Wiele godzin jeżdżenie po tej samej okolicy jakimś cudem nie było mnie w stanie znudzić. Bardzo przyjemny tytuł dla każdego wielbiciela nie tylko ścigania się, ale też uciekania, demolowania czy robienia samochodem rozmaitych tricków. Co prawda szkoda, że samochody są w tej grze fikcyjne, lecz fani czterech kółek nie powinni mieć problemów ze wskazaniem ich rzeczywistych pierwowzorów.<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizkkmkV7tOvBaPsI_ju8MwJQXmXPhU2ueKqF3httJdJKjvV4jqH8GgREqxt0MgC9r42h9HhS-fI7Jv3tOyJXUv43uKlMTpjVSDn2HYDf54DE48lpawcezIPU08_kjVEwN2HkNVJAymieU/s1600/2013-11-29_00006.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizkkmkV7tOvBaPsI_ju8MwJQXmXPhU2ueKqF3httJdJKjvV4jqH8GgREqxt0MgC9r42h9HhS-fI7Jv3tOyJXUv43uKlMTpjVSDn2HYDf54DE48lpawcezIPU08_kjVEwN2HkNVJAymieU/s320/2013-11-29_00006.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
I na koniec dwie gry, które w tym roku skradły me serce. "Batman: Arkham Asylum" i "Batman: Arkham City". Pierwsza z nich okazała się objawieniem, które sprawiło, że na nowo zainteresowałem się postacią Mrocznego Rycerza. Doskonała fabuła, niesamowity klimat, intuicyjny system walki, a do tego te wszystkie zagadki, które skutecznie wydłużają rozgrywkę. Jeśli przy "Arkham Asylum" spędziłem naprawdę wiele godzin, to granie w jej kontynuację otarło się wręcz o nałóg. Ogromny obszar gry początkowo mnie onieśmielił i nigdy nie spodziewałbym się, że tytułowe Arkham City będę przemierzał aż tyle razy, w poszukiwaniu rozwiązania wszystkich zagadek i misji pobocznych. Jeśli miałbym wskazać moją prywatną grę roku (oczywiście nie patrząc na datę wydania, lecz rok, w którym w nią grałem), to tytuł ten bez wątpienia powędrowałby do "Batman: Arkham City".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Więcej tytułów aktualnie nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Znaczy kilka pamiętam, ale to właśnie pozycje wyszczególnione powyżej dostarczyły mi w 2013 najwięcej frajdy. W inne produkcje grałem zbyt krótko lub mnie po prostu rozczarowywały. W gronie krócej ogrywanych, ale wartych uwagi tytułów, na pewno warto wymienić "BIT.TRIP RUNNER", "Dustforce" czy demo "Rayman Legends". A zawody? Chyba głównie "Superfrog HD", czyli doskonały przykład, dlaczego czasami nie warto czegoś na siłę upiększać. W moim odczuciu pierwotna odsłona tej gry była fajniejsza. Bo cóż z tego, że podrasowano grafikę, skoro postać tytułowej żaby nie ma już dawnego uroku, a poziomy są wręcz banalne?<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAqlU3Lllyk9CgT2QcigVpL65KUvgZrHVPo3w5kEg-URxlgd39UP6pnA4ARjET3iD4D_xX6bDsjQIWRhodHqGSQC5LlRXO-Ir7p92NHpgWnpwHNWIszf185FUMPv7apmELtWF1RB82TY4/s1600/RL.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAqlU3Lllyk9CgT2QcigVpL65KUvgZrHVPo3w5kEg-URxlgd39UP6pnA4ARjET3iD4D_xX6bDsjQIWRhodHqGSQC5LlRXO-Ir7p92NHpgWnpwHNWIszf185FUMPv7apmELtWF1RB82TY4/s320/RL.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
A po co sięgnę w nowym roku? Aktualnie gram w "The Lord of the Rings: War in the North" i muszę przyznać, że mimo, iż nie ma się czym zachwycać, to jednak ta pradukcja ma w sobie to coś, co sprawia, że nie tak łatwo ją odstawić. Muszę też w końcu sprawdzić "Street Fighter X Tekken", którego kilka tygodni temu upolowałem w Biedronce. Znając jednak życie, po drodze trafi się jeszcze jakiś inny tytuł, który przykuje mnie do monitora w pierwszych dniach lub tygodniach nadchodzącego roku. I właśnie takich niespodziewanych growych odkryć (również wśród starszych tytułów lub wręcz klasyków) życzę Wam, drodzy czytelnicy, w 2014 roku.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-80356635108086643462013-11-13T22:06:00.001+01:002013-11-14T09:44:18.550+01:00Wyścig<div style="text-align: justify;">
<i>Pora odkurzyć tego bloga. Okazja ku temu trafiła się doskonała, gdyż wczoraj byłem na jednym z najlepszych filmów, jakie dane było mi zobaczyć w bieżącym roku. Zapraszam zatem do lektury.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipHx1x9jjLj98_m1n8Rrdecdzlnu1XjYm8vgdcw-HfFgkorqm_JOFRwsd8E7f1cAfVN5crR6VMdSWYkXI5k2Idks6ykMww0L7w1dDTniNVvoQCKCgaNCMHErQXHNF1F8524vVybP-LtNM/s1600/Wy%C5%9Bcig01.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipHx1x9jjLj98_m1n8Rrdecdzlnu1XjYm8vgdcw-HfFgkorqm_JOFRwsd8E7f1cAfVN5crR6VMdSWYkXI5k2Idks6ykMww0L7w1dDTniNVvoQCKCgaNCMHErQXHNF1F8524vVybP-LtNM/s320/Wy%C5%9Bcig01.jpg" width="320" /></a></i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
"Wyścig" to historia rywalizacji dwójki kierowców Formuły 1: Nikiego Laudy i Jamesa Hunta. Większa część akcji tego obrazu rozgrywa się podczas sezonu 1976, kiedy to wspomniany konflikt osiągnął swój punkt kulminacyjny, a kilka Grand Prix na zawsze zapisało się w historii sportów motorowych. Film otwiera scena, w której kierowcy szykują się do startu na niemieckim torze Nürburgring. Wszyscy, którzy chociaż trochę interesują się Formułą 1, wiedzą jakie wydarzenie miało miejsce na tym torze w rzeczonym roku (innym nie będę psuł seansu, chociaż jeśli widzieli trailer, to wiedzą, czego się spodziewać). Wydarzenie z Niemiec, czwarte miejsce Laudy na włoskiej Monzie, w reszcie ostatni wyścig sezonu w Japonii, to najwspanialsze momentu tego filmu, które ogląda się z zapartym tchem i emocjami, które porównać wręcz można ze śledzeniem przedstawionych wydarzeń na żywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Wyścig" to jednak nie tylko zdarzenia z roku 1976. W filmie przedstawiona została historia wyścigowej znajomości Hunta i Laudy od czasów ich startów w Formule 3. Poza tym sporo miejsca poświęcono prywatnemu życiu obu kierowców, a zabieg z obsadzeniem ich w roli narratorów wprowadzających w fabułę był tyleż prosty, co trafiony. To dzięki scenom, które przenoszą akcję poza tor i boksy najlepiej widać, jak różnymi osobami są główni bohaterowie tego obrazu. Hunt to wieczny chłopiec, hulaka, który czerpie z życia pełnymi garściami i nie waha się podejmować ryzyka. Lauda to chodzący perfekcjonista, który swoją szczerością nie przysparza sobie przyjaciół. Ich sposób bycia jest diametralnie różny, inaczej przy tym tłumaczą swoje wyścigowe ambicje, ale tak naprawdę cel mają ten sam - zwycięstwo. Twórcom filmu udało się uniknąć, tak częstego w obrazach traktujących o rywalizacji, podziału na dobrego i złego bohatera. Tutaj nie ma postaci czarnych i białych, są za to doskonali kierowcy, którzy, jak wszyscy ludzie, mają swoje wady i zalety. Hunt jest przy tym bohaterem dużo bardziej romantycznym, który w innym filmie tradycyjnie zdobyłby sympatię widzów. Z drugiej strony to Lauda jest modelowym przykładem niesamowitej woli życia, która pozwala człowiekowi podnieść się po największym upadku i wrócić na szczyt.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwN20wflKTDHqTXqTw7rPjmumRTm6JrCiFWNJwWE6aEWtNJqp6ui07Eq-0jE07BHpcve5L_rqozjGUYjMfdTYeq2qETqnAUlpaszgXDkVf_QlaJRouxq8lfD3EtYRCJC1DeK28mOCxYrE/s1600/Wy%C5%9Bcig02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwN20wflKTDHqTXqTw7rPjmumRTm6JrCiFWNJwWE6aEWtNJqp6ui07Eq-0jE07BHpcve5L_rqozjGUYjMfdTYeq2qETqnAUlpaszgXDkVf_QlaJRouxq8lfD3EtYRCJC1DeK28mOCxYrE/s320/Wy%C5%9Bcig02.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Muzyka Hansa Zimmera wgniata w fotel i wraz z rykiem silników, sprawia, że człowiek jeszcze bardziej docenia kinowe nagłośnienie i ogrom jego przewagi nad niewielkimi głośniczkami podpiętymi do laptopa. Jeśli chodzi o zdjęcia, to warto trzymać kciuki za Oscara dla Anthony'ego Dod Mantle'a, bo to, co widzimy na ekranie, w pełni zasługuje na tę nagrodę. Niby ujęć z toru nie ma wcale tak dużo (większość wspomnianego sezonu 1976 streszczono przy pomocy pojedynczych ujęć okraszonych nazwą Grand Prix i kolejnością na podium), ale kiedy już pojawia się konkrety, dłuższy fragment wyścigu, to wrażenia są niesamowite. Wydarzenia z Niemiec, deszczowe fragmenty z Japonii, a zwłaszcza niesamowity jazda Laudy we Włoszech - wszystko wspaniale pokazane (ujęcia tuż nad jezdnią i "przeloty" przez silniki bolidów). Widzowie zrażeni relacjami telewizyjnymi, którzy uważają, że F1 to nic więcej, jak jazda w kółko, podczas której czasami ktoś kogoś wyprzedzi, lecz poza tym niewiele się dzieje, powinni zobaczyć "Wyścig". Kamera Mantle'a pomoże im dostrzec piękno tego sportu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli chodzi o aktorów, to Chris Hemsworth i Daniel Brühl nie tylko wiarygodnie odtwarzają Hunt i Laudę, ale także - co rzadkie w tego typu obrazach - są również naprawdę podobni do swoich postaci. Ozdobą filmu są panie grające żony głównych bohaterów, czyli Olivia Wilde i Alexandra Maria Lara. Zwłaszcza ta druga, której jest w filmie zdecydowanie więcej, doskonale wypada w roli kobiety, dla której taki perfekcjonista jak Lauda potrafi w pewnym momencie odpuścić. Zresztą taka postawa nie dziwi po słowach, które Austriak wypowiada do swej świeżo poślubionej małżonki podczas miesiąca miodowego: "Szczęście to twój największy wróg. Osłabia Cię. Zasiewa wątpliwości w Twoim umyśle. Nagle masz coś do stracenia." Historia pokazała, że mimo tych obaw, Laudę stać było jeszcze na niejedno mistrzostwo w Formule 1.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX4qPpqHjvfZv2l8dPaDRosdQNySEXjKZZPUCjPVqJYEs1seRuQgl1681NewE7yiBD4b1J2DIdJyjZM1V1mqSatFkdM6K2iSYvL98KImqj7BfrGY1Agml8hiWWXLeltq1KqiKd7hFXMcE/s1600/Wy%C5%9Bcig03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="168" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX4qPpqHjvfZv2l8dPaDRosdQNySEXjKZZPUCjPVqJYEs1seRuQgl1681NewE7yiBD4b1J2DIdJyjZM1V1mqSatFkdM6K2iSYvL98KImqj7BfrGY1Agml8hiWWXLeltq1KqiKd7hFXMcE/s320/Wy%C5%9Bcig03.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Wyścig" to film, dla którego warto iść do kina. Nie jest to ani przesycony komputerowymi animacjami blockbuster, ani skomplikowany dramat. To po prostu idealna produkcja środka, która pod atrakcyjną (ale nie krzykliwą i przytłaczającą) oprawą potrafi przemycić kilka trafnych spostrzeżeń na temat ludzkiej natury. Na tle innych produkcji opowiadających o rywalizacji może pochwalić się tym niezaprzeczalnym atutem, że nie skupia się na jednym bohaterze, drugiego sprowadzając do roli oponenta. Może na plakatach Hunt stoi zawsze z przodu, może gdyby twórcy pociągnęli historię dalej wyszłoby na jaw, że Lauda zdziałał w F1 zdecydowanie więcej, ale o faworyzowaniu Anglika nie może być mowy. Hunt po prostu musi być z przodu, bo to on bardziej błyszczał w mediach. Tak samo fabuła musiała się skupić na roku 1976, bo inaczej nie byłaby tak spójną i porywającą opowieścią o rywalizacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobrze, że ktoś przypomniał ten fascynujący konflikt i tę piękną epokę w dziejach sportów motorowych. Jeszcze lepiej, że zrobił to kręcąc tak dobry film.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7654306725804899123.post-56086160029190829762013-10-16T11:56:00.003+02:002013-10-16T12:06:48.318+02:00Gargantia on the Verdurous Planet<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Dzisiaj znowu tekst o anime. Chyba trzeba będzie w końcu pójść do kina, coby jakiś film aktorski obejrzeć... Korzystając z okazji zapraszam na mój świeży blog, który właśnie założyłem na Polygamii. W zamierzeniu będę tam wrzucał tylko teksty dotyczące w jakimś stopniu starych pism o grach. Zobaczymy jednak, jak to wyjdzie w praniu. Znajdziecie go pod <a href="http://polygamia.pl/blogi/stos-starych-cz">tym adresem</a>. Anime, gry, filmy, komiksy i cała reszta raczej zostaną tutaj. A teraz już zapraszam do lektury.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhceNyOjiz1yMFl5H3R3SIK19AAkC0FH9XHf6IYfw7__6qF4tadns0yW-W2NOseorYGAN0Q3RI7GqUhyphenhyphenP2WIMzE0L-wxHjli3KVmsg-Y7RWd4jEelFbfIAg_i1JaqpETYAFI42dqX9dVro/s1600/Gargantia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhceNyOjiz1yMFl5H3R3SIK19AAkC0FH9XHf6IYfw7__6qF4tadns0yW-W2NOseorYGAN0Q3RI7GqUhyphenhyphenP2WIMzE0L-wxHjli3KVmsg-Y7RWd4jEelFbfIAg_i1JaqpETYAFI42dqX9dVro/s320/Gargantia.jpg" width="320" /></a></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
„Gargantia on the
Verdurous Planet” to, co prawda, seria nie tak głośna jak
opisywany poprzednio „Atack on Titan”, jednak spokojnie zaliczyć
ją można do najlepszych anime, jakie zaliczyły swój debiut nie
tylko w bieżącym roku, ale w ogóle w ostatnich latach. O ile
bowiem przy opowieści o Tytanach, murach i żołnierzach unoszących
się ponad dachami malowniczych kamienic, zdecydowanie łatwiej było
sprostać oczekiwaniom grupy widzów, którą najprościej określić
jako shōnen (czyli chłopcy, niech będzie, że także ci
niekoniecznie nastoletni), o tyle historia kosmicznego pilota, który
trafia na zalaną wodą Ziemię, ma w sobie nieco mniej elementów,
które przyciągnąć mogą odbiorcę ze wspomnianej grupy. Paradoks
polega na tym, że obfitych kobiecych piersi jest tu jednak pod
dostatkiem...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Początek pierwszego
odcinka to typowa space opera. Na ekranie pojawia się więc wielka
kosmiczna flota, która zmierza ku ostatecznej konfrontacji z
przypominającymi bezkręgowce obcymi. Główny bohater opowieści,
Ledo, to młody żołnierz, którego jedynym życiowym celem jest
walka. Jeśli wykaże się w boju może liczyć na uzyskanie praw
obywatelskich, co z kolei wiąże się z pozwoleniem osiedlenia się
na wydzielonej kosmicznej enklawie, gdzie życie płynie słodko i
przyjemnie, a o walkę troszczą się podobni głównemu bohaterowi
wojacy. Sęk w tym, że Ledo nie zna innego życia, więc też za
bardzo nie tęskni do obiecywanej arkadii. Rozpoczyna się walka,
tradycyjnie coś idzie nie tak i bohater wraz ze swym pojazdem
(robotem, tudzież pancerzem bojowym, nazywanym Chamber) trafia na
zalaną wodą planetę, która okazuje się być miejscem, z którego
pochodzi cały ludzki gatunek. Społeczeństwo zamieszkujące Ziemię
jest dla przybysza prymitywne, przez co nie potrafi odnaleźć się
on w nowych realiach. Powoli uczy się jednak, jak być człowiekiem
– w takim staroświeckim, archaicznym stylu. Dla Ledo bowiem takie
samo niepojęte novum stanowi czas wolny, jak i przyjaźń.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Tytułowa Gargantia to
ogromna flota złożona z połączonych okrętów, na którą po
wyłowieniu z morza trafia protagonista. Tutaj poznaje pozostałych
bohaterów opowieści, przede wszystkim Amy, która stanie się dla
niego przewodnikiem po nieznanym świecie. Oczywiście z czasem ich
przyjaźń przerodzi się w coś więcej, ale na szczęście obejdzie
się przy tym bez nachalnie poprowadzonego wątku miłosnego, który
mógłby zdominować całą opowieść. „Gargantia on the Verdurous
Planet” to historia obcego, który trafia do miejsca, którego
początkowo nie jest w stanie pojąć, a rządzące nim prawa wydają
mu się nielogiczne. Z czasem jednak odkrywa istotę tego świata, a
przez to odnajduje także sens własnego istnienia. A wszystko to
pokazane bez silenia się na filozofowanie. Widz po prostu odkrywa i
ogląda życie na Gargantii oczyma Ledo. Należy przy tym podkreślić,
że pomimo faktu, że jest to opowieść science-fiction, to
wpleciono w nią mnóstwo elementów typowych dla historii
obyczajowych, czy - jak częściej tego typu fabuły bywają nazywane
wśród fanów mangi i anime - „okruchów życia”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Podziwiając kolorowy,
słoneczny świat opowieści i patrząc na Amy unoszącą się nad
Gargantią na lotni, momentalnie nasuwają się skojarzenia ze
starszymi dziełami mistrza Miyazakiego, takimi jak „Nausicaä z
Doliny Wiatru”, „Laputa - zamek w chmurach” czy nawet
„Podniebna poczta Kiki”. Ale omawiana historia nie jest tak
baśniowa, jak produkcje studia Ghibli. No i ten wszechobecny
fanserwis (niezorientowanym polecam wygooglać ów termin), którego
źródłem są tutaj trzy postacie kobiece: Ridget (oficer bardzo
wysoko stojąca w hierarchii floty), Bellows (czerwonowłosa
poszukiwacza skarbów, od pierwszego momentu nasuwająca skojarzenia
z Yoko z „Tengen Toppa Gurren Lagann”) oraz Saaya (obficie
obdarzona przez naturę koleżanka Amy). Wstawki te jednak nie
irytują, wręcz przeciwnie – są kolejnym dowodem na gatunkową
różnorodność omawianego anime.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
„Gargantia on the
Verdurous Planet” to produkcja, którą doskonale się ogląda. I
to nie tylko ze względu na spójną, zamkniętą opowieść, która,
mimo iż rozłożona na 13 odcinków, to prowadzona jest spokojnym,
niespiesznym tempem. To anime po prostu wygląda przepięknie.
Bogata, żywa paleta barw, świetna jakość animacji – od strony
technicznej nie można chcieć niczego więcej. Od strony fabularnej
zresztą też nie. Może i zdradziłem nieco informacji na temat
samej historii, ale zapewniam, że nie wyczerpują one tematu i z
czasem pojawi się pewna wielka tajemnica, która będzie ostatecznym
czynnikiem zmieniającym nastawienie Ledo. Dobrze, nie przeciągając
już: bardzo dobre anime, które mówi więcej o człowieku niż
niejeden ambitny film. Zapewniam, że żadna minuta, którą
poświęcicie na wizytę na Gargantii, nie będzie stracona.</div>
PKPhttp://www.blogger.com/profile/06330281210316715047noreply@blogger.com1