piątek, 22 stycznia 2016

Jessica Jones

Powinienem teraz zmieniać przypisy w pewnym tekście, który ubzdurałem sobie gdzieś dalej pchnąć, ale tak bardzo nie chce mi się tego robić, że chyba odpuszczę. Co uczelnia, wydawnictwo, periodyk to inne wymagania odnośnie przypisów i bibliografii. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś to ujednolici, a tymczasem pozostaje mi pisanie dla przyjemności, a nie dla sławy...


Serialowy boom już powoli dogasa, przynajmniej dla mnie. W zeszłym roku nie oglądałem ani "Gry o tron" ani "Żywych trupów", nie wspominając już o "Wikingach". Ba, nawet "Teoria wielkiego podrywu" poszła w odstawkę. Zostały tylko dwa seriale: "Detektyw" i "Daredevil". Na temat drugiego sezonu pierwszego z wymienionych tytułów krążą raczej niepochlebne opinie, ale dla mnie był w sam raz. Colin Bachleda-Curuś dał radę, podobnie aktor, który w jakieś komedii romantycznej grał polskiego masarza. Prawdziwym odkryciem okazał się jednak "Daredevil". Klimatyczny, nieprzesadzony, ze świetnym Kingpinem. Dla fana tytułowej postaci wymarzony serial. Netflix wszedł w uniwersum Marvela z wielkim hukiem. Czy "Dardevil" był jednorazowym sukcesem, czy też każdy tytuł, który ta stacja wyszarpie z Domu Pomysłów, zamieni się w złoto?

"Jessica Jones" raczej nie jest serialem dla fanów tytułowej bohaterki, bo tak naprawdę mało kto ją kojarzy. Zwłaszcza w Polsce. Dziewczyna zadebiutowała na początku stulecia w serii "Alias", która zebrała bardzo dobre recenzje. Nie ma co się dziwić, w końcu powołał ją do życia Brian Michael Bendis - scenarzysta, który w tamtym okresie przeżywał złoty okres twórczy. To właśnie wówczas tchnął nowe życie w Daredevila. "Alias" utrzymana była w podobnym, mrocznym i realistycznym klimacie. Wybór Netflixa nie powinien zatem specjalnie dziwić. Sprawdził się Daredevil, to powinna sprawdzić się i Jessica Jones.

Wspomniana pani zarabia na życie jako prywatny detektyw, zajmując się głównie dostarczaniem dowodów do spraw rozwodowych. Ma najbardziej klasyczny zestaw supermocy, czyli zwiększone możliwości fizyczne (siłę, prędkość, skoczność itd.) i nie interesują ją bycie superbohaterką, aż do czasu powrotu Killgrave'a - psychola ze zdolnością kontroli ludzkich umysłów (dosłownie nie sposób mu się sprzeciwić). Pan w fioletowej marynarce ma wyraźną słabość do Jessici, w związku z czym w jej otoczeniu zaczyna ginąć sporo ludzi. Tyle w temacie wprowadzenia. Fani Marvela, tak tego komiksowego jak i filmowego, odnajdą tu nawiązania do kinowych Avengersów, serialowego Daredevila, a przede wszystkim poznają ekranowe wcielenie pewnego czarnoskórego superbohatera, któremu niejaki Nicolas Kim Coppola ukradł nazwisko.

"Jessica Jones" to serial, który świetnie się ogląda gdzieś do połowy sezonu. Poznajemy bohaterów i miasto. Później twórcy zaczynają nieco mieszać i już nie jest tak dobrze, a my czujemy, że całość jest pchana do przodu nieco na siłę, byleby tylko zapełnić zaplanowane 13 odcinków. Na szczęście pod koniec znowu robi się dobrze, a sam finał naprawdę trzyma w napięciu. W odróżnieniu od "Daredevila" akcja omawianego serialu rozgrywa się nie tylko w nocy. Dzień w ekranowym Nowym Jorku jest jednak dosyć przygnębiający, zwłaszcza w pierwszych odcinkach, które rozgrywają się zimą (no, niech będzie, że przedwiośniem). Chłodne, wyblakłe kolory dominują nad całością, miejscami tylko przełamane zostają przez odcienie niebieskiego i fioletu. Ten kolorystyczny akcent to oczywiste nawiązanie do Killgrave'a, który w komiksach nosi przydomek Purple Man.

Bohaterów jest sporo, a wielu z nich ma swoich odpowiedników na kartach komiksów. Aktorsko jest bardzo dobrze. Główna bohaterka wzbudza naszą sympatię, Killgrave nienawiść, a do tego całe spektrum postaci drugo- i trzecioplanowych sprawia, że nie sposób się nudzić. Słodka i uczynna przybrana siostra, zagubiony sąsiad, zdziwaczałe rodzeństwo z górnego piętra, demoniczna pani adwokat, no i pewien policjant idealista... A to tylko część osób, które odgrywają tu mniejszą i większą rolę. Już nie mogę się doczekać, co przyniesie kolejny sezon, ale biorąc poprawkę na fakt, że w komiksowym uniwersum Jessica nie jest tu jedyną bohaterką, może być naprawdę ciekawie.

Całość ogląda się jednym tchem. Ani się obejrzycie, a waszym oczom ukażą się napisy końcowe trzynastego odcinka. Liczyłem na to, że Killgrave zostanie pokonany już w połowie sezonu, a później dane nam będzie śledzić potyczkę z innym przeciwnikiem, ale tego typu seriale rządzą się swoimi prawami, więc na kolejnego superłotra z prawdziwego zdarzenia przyjdzie nam poczekać rok. Poza tym zastrzeżeń nie mam. Świetny, klimatyczny serial, który z powodzeniem dotrzymuje kroku przygodom Matta Murdocka (pożyczając z nich zresztą pewną postać) i dokłada bardzo istotną cegiełkę do ekranowego uniwersum Marvela. Nowy Jork powoli zaczyna zapełniać się superbohaterami, a przed nami przecież kolejny sezon "Daredevila" oraz start "Iron Fista", "Luke'a Cage'a" i "The Defenders". Nic tylko oglądać.