niedziela, 29 września 2013

Attack on Titan

Wrzesień dobiega końca, a naprawdę nie chciałem zostawiać tego miesiąca bez wpisu. Dzisiaj o bardzo świeżej serii anime, która do finału dobiła wczoraj, pozostawiając ogromny apetyt na ciąg dalszy.


Akcja "Attack on Titan" rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, w której niedobitki ludzi żyją na terenach ogrodzonych trzema gigantycznymi murami. Konstrukcje te mają ich chronić przed zewnętrznym zagrożeniem w postaci tytułowych Tytanów - gigantycznych, humanoidalnych stworzeń, które żywią się ludźmi (można założyć, że także innymi stworzeniami, ale w serialu widz jest raczony tylko scenami, w których konsumowani się przedstawiciele ludzkiego gatunku). Mury wydają się wystarczającym zabezpieczeniem aż do czasu, kiedy pojawiają się inteligentni Tytani, z których jeden ma ponadprzeciętne rozmiary, a drugi opancerzone ciało. Udaje im się rozbić pierwszy z murów, w wyniku czego ginie wiele osób, a bezpieczne terytorium ulega znacznemu skurczeniu. W tych okolicznościach poznajemy trójkę głównych bohaterów: Erena, Mikasę i Armina. Twórcy serii skorzystali w ich przypadku z typowego klucza, przez co grający pierwsze skrzypce Eren to porywczy, pałający niegasnącą rządzą zemsty typek, któremu pisana jest rola wybrańca, Mikasa to opanowana żywa maszyna do zabijania, a Armin typ słabego inteligenta. Początkowo bohaterowie są dziećmi, jednak po odcinkach wprowadzających akcja przeskakuje do przodu o kilka lat i przeżywszy trudy wojskowego szkolenia wspomniana trójka może zająć się wyżynaniem Tytanów.

Bardzo dobrze prezentuje się świat przedstawiony. Zabudowania, stroje, a także poziom techniki nasuwają skojarzenie z dziewiętnastowieczną Europą. Dorożki, brukowane ulice, kamienice pokryte czerwoną dachówką oraz budynki z pruskiego muru - te i inne elementy świetnie pasują do przedstawionej historii. Klimatu rodem z innej epoki nie psuje na szczęście nowoczesny sprzęt, którym posługują się oddziały walczące z Tytanami. Wymyślne urządzenia wystrzeliwujące linki z hakami służą do wykonywania tzw. trójwymiarowego manewru, czyli po prostu swobodnego przemieszczania się ponad miejskimi uliczkami. Uzupełnienie wojskowego wyposażenia stanowią "magazynki" z wymiennymi ostrzami. Te ostatnie bowiem szybko się tępią, a tylko przy ich pomocy można przecinać Tytanom ścięgna czy ich czuły punkt, który znajduje się na karku. Sami Tytani mają co prawda ludzki, ale jednocześnie bardzo groteskowy wygląd. Pomyślcie tylko: karykatury nie tylko mężczyzn, ale również kobiet, starców, a nawet dzieci, atakujące miasto i pożerające jego mieszkańców. W temacie designu wielkich potworów "Attack on Titan" wprowadza nową jakość.


Jeśli chodzi o fabułę, to muszę przyznać, że początkowo niczym mnie ona nie zaskoczyła. Ot, kolejna militarna opowieść o walce z najeźdźcą. Kiedy pojawiły się odcinki o szkoleniu, to byłem wręcz pewien, że mam do czynienia z kolejną kalką "Żołnierzy kosmosu" dla niepoznaki ubraną w retro szaty. Do tego ten irytujący główny bohater, po którym można się spodziewać, że przez swoją chęć zemsty będzie wiecznie sprzeciwiał się dowódcom i narażał życie kolegów. Na szczęście wszystko nieźle się rozkręca i mimo, że za bardzo nie wychodzi poza standardy typowej żołnierskiej opowieści, to sprawia, że każdy kolejny odcinek ogląda się z ogromnym zainteresowaniem. Akcja przyśpiesza wyraźniej w drugiej połowie serii, kiedy Eren i jego towarzysze dołączają do oddziału zwiadowców. I mimo, że dla kogoś, kto "Attack on Titan" oglądał tydzień po tygodniu, kolejne odcinki mogły wydawać się rozwleczone, tak dla mnie rozciąganie starć na kilka epizodów nie stanowiło większej wady, gdyż całość serialu wchłonąłem dopiero w bieżącym miesiącu.

Grafika i animacja prezentują się bardzo dobrze, jednak początkowo denerwuje fakt, ze twórcy idą na łatwiznę i często korzystają ze statecznych obrazków, przez co serial traci na dynamice. Do tej niedogodności można się jednak przyzwyczaić, zwłaszcza, że jeśli już w którymś momencie animatorzy postanawiają się wysilić, to efekt ich pracy dosłownie zwala z nóg. Wrażenia estetyczne potęguje świetna ścieżka dźwiękowa oraz po dwa warianty openingów i endingów, które są jednymi z lepszych, jakie ostatnio widziałem w anime. Naprawdę niewiele jest rzeczy o natężeniu patosu porównywalnym z chóralnymi, skandowanymi pieśniami, w które zgrabnie wpleciono niemieckojęzyczne sentencje. Jestem pewien, że muzyka z pierwszego z filmików otwierających jeszcze długo będzie się kołatać w mojej głowie...


"Attack on Titan" nie od razu mnie urzekł. Mało tego, dziwiły mnie pochlebne opinie na jego temat, na które trafiałem w sieci. W końcu jednak i ja uległem magii tego tytułu. Co stanowi o jego sile? Przede wszystkim klimat opowieści i - paradoksalnie - jej niewielkie skomplikowanie. Po prostu można skupić się na seansie, bez jakichkolwiek rozkmin nad kolejnymi scenami. "Attack on Titan" to obraz brutalny, ale efektowny, w którym brak głębszych prawd, a powtarzane w kółko hasła typu "aby pokonać potwory, sam musisz stać się potworem", trzeba przyjmować jako zło konieczne i cieszyć się kolejnymi walkami i towarzyszącej im demolce. Do tego dodać należy archetypicznych bohaterów i już ma się przepis na hit. A sądząc choćby po ilości wyników, które pojawiają się po wstukaniu w google tytułu tego anime, to odniosło ono naprawdę ogromny sukces. Ponadto coś mi mówi, że jeśli kiedyś Japończycy zrealizują plany posiadania armii z prawdziwego zdarzenia, to "Attack on Titan" będzie dla nich wymarzonym filmem werbunkowym. Jakoś tylko będą musieli wytłumaczyć kadetom, że w skład ich wyposażenia nie wejdzie sprzęt do trójwymiarowego manewru.