sobota, 11 lutego 2012

Demo test: Shank 2

Kolejny weekend, kolejny wpis. I znowu o grze komputerowej. Obrazki pożyczyłem ze Steama i niekoniecznie przedstawiają to, co ujrzeć można w demie.


"Shank 2" to przedstawiciel nieco zapomnianego gatunku dwuwymiarowych mordobić - takie przynajmniej było moje pierwsze skojarzenie. Do gatunku, który po angielsku określa się terminem beat 'em up, dołożono jednak w tym przypadku kilka elementów (a kilka zabrano). Przede wszystkim, inaczej niż w klasykach gatunku, poruszamy się tylko na boki. Owszem, kierowana przez nas postać może skakać, kucać, czy wspinać się, ale nie może poruszać się w głąb ekranu, w związku z czym przeciwnicy mogą do nas podchodzić jedynie z dwóch kierunków. O ile pamiętam, to w większości chodzonych mordobić też zresztą karnie czekali na okazję zajścia nas od przodu bądź tyłu, miast atakować z boków (czyli ekranowej góry i dołu). Po drugie, do naszej dyspozycji oddano na stałe trzy rodzaje broni: białą, dystansową i materiały wybuchowe. Limitowane są tylko te ostatnie, pozostałych możemy używać do woli. Wreszcie kluczowa różnica, to częściowe sterowanie przy użyciu myszki, czyli rzecz we współczesnych grach normalna, jednak dla kogoś, kto kawałek życia spędził przy emulatorach automatów, spore novum. Sposób ukazania akcji i system sterowania najbliżej ma w przypadku "Shanka 2" do strzelanek w stylu "Abuse".


Grafika prezentuje się bardzo ładnie, animowane wstawki cieszą oczy, a sam tytułowy bohater nieco przypomina któregoś z bohaterów "Gekido" (chodzonej nawalanki 3D z pierwszego PlayStation). Jako, że to demo, to nie ma co pisać o fabule. Zresztą wydaj mi się, że w przypadku pełnej wersji też nie byłoby za dużo do pisania w tym temacie. Ot, jest jakieś państewko w Ameryce Łacińskiej, jest i jego zły dyktator i żołdacy tegoż. Czy muszę dodawać, że właśnie z tymi ostatnimi przyjdzie nam się zmierzyć?

W demie dostępne są dwa poziomy trudności. Już lżejszy z nich może stanowić pewne wyzwanie, zwłaszcza w momentach, kiedy ekran zalewa większa ilość przeciwników. Na końcu nie mogło zabraknąć bossa. Niestety, w demie nie dane nam będzie go pokonać, gdyż w momencie, kiedy w wyniku zadawanych ciosów zaczną mu nad głową latać gwiazdki, na ekranie pojawi się propozycja odblokowania pełnej wersji gry...


"Shank 2" to przyjemne, szybka gierka, w której czystą radość sprawia nabijanie kolejnych combosów. Na padzie nie grałem, ale wydaj mi się, że w tym przypadku to najlepszy możliwy kontroler, gdyż od ciągłego wciskania Shifta i obsługi WSAD-a palce potrafią zastygnąć w dosyć nienaturalnej pozie. Demko ma ten plus, że nie nudzi się nawet po kilku przejściach. Z pełną wersją pewnie jest tak samo, zatem jeśli potrzebujecie czegoś, co pozwoli na chwilę zapomnieć o ciężkim dniu, to ściągajcie, grajcie, kupujcie i grajcie dalej.

sobota, 4 lutego 2012

Demo test: Darkness II

Wymyśliłem sobie nowy dział: będę stukał krótkie teksty na temat krótkiego grania. Jakoś nie mam chęci (może też i czasu), aby zagłębić się w jakąkolwiek pozycję. Zamiast tego, od czasu do czasu ściągam sobie przez Steama jakieś demko i popykawszy godzinkę (góra) jestem w pełni "nagrany". Dzisiaj przeszedłem dema dwóch pozycji, w które chętnie pograłbym jednak nieco dłużej. Poniżej tekst o jednej z nich.


Z "Darkness" pierwszy raz zetknąłem się wieki temu. Było to chyba gdzieś w 1997, w przybliżeniu w ferie zimowe, a więc można przyjąć, że 15 lat temu. Kumpel zamówił sobie wówczas kserowany katalog gdańskiego sklepu, który sprowadzał komiksy zza oceanu. Wśród wielu marnej jakości reprodukcji okładek, moją uwagę przykuła jedna z napisem "The Darkness". W tym okresie miałem mocną fazę na kreskę Marca Silvestriego (wszystko przez rysunek z pierwszego tomu "Batman Black and White"). Lata minęły, "The Darkness" wypuściła Mandragora, ja nie kupiłem (akurat miałem przerwę w komiksowym hobby) i jakoś zapomniałem o okładce, serii, trochę też o Marcu Silvestrim.

O pierwszej części komputerowego "Darkness" słyszałem. Tyle. Ok, wiedziałem też, że gra jest naprawdę dobra. Kiedy pojawił się trailer dwójki, postanowiłem już nie popełniać grzechu ignorancji. W wielkim skrócie: ściągnąłem demko, przeszedłem i... chcę więcej.


Seria "The Darkness" to opowieść o młodym playboyu, który zyskuje coś, co można nazwać supermocą. Nie chodzi tutaj jednak o supersiłę, telekinezę, telepatię, latania czy jakieś "zwierzęce właściwości". Jackie Estacado, bo o nim mowa, może tworzyć z mroku różne cudeńka, co sprowadza się do tego, że zyskuje kompanów w postaci demonów. Z tego co widzę, zerkając na komiksowe okładki (wszak historii nie dane mi było przeczytać), to większość z nich wygląda jak małe, wredne gobliny. W grze ta menażeria zostaje uzupełniona o dwa krwiożercze, wężopodobne stwory. Całej sprawie uroku dodaje fakt, że Jackie jest mafijnym specem od mokrej roboty. Oryginalny pomysł, które w latach 90-tych miał być jednym z fundamentów wydawnictwa Image (w tym jego imprintu o dźwięcznej nazwie Top Cow). Ponoć jednak Garth Ennis (dla tych co niewiedzą: scenarzysta) się nie popisał i komiks mu wyszedł marny. Nie pierwszy to raz, kiedy kiepskie dzieło wyjściowe zmienia się w naprawdę smakowite danie (częściej jest jednak na odwrót).

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to oczywiście grafika. Jest mrocznie i krwawo. I to bardzo. Postacie obrysowano grubą, czarną krechą, dzięki czemu zyskują one nieco komiksowy wygląd. Animacja jest płynna, a jedyne co razi, to odrobinę toporne twarze. A może te panienki przy restauracyjnym stoliku po prostu mają taką urodę... Z uwagi na fakt, że ze swej mocy Jackie może korzystać tylko w mroku, w grze praktycznie cały czas jest ciemno. Na szczęście nie jest to ten rodzaj fpp-owego mroku, który sprawia, że trzeba nieustannie wciskać klawisz odpowiedzialny za noktowizor. Wszak to nie kolejne "Call of Duty", tylko staroszkolna strzelanka, w której rozgrywka nie polega na ostrzeliwaniu się zza przeszkód, lecz parciu do przodu i radosnym sianiu zniszczenia. W końcu to my mamy moc, a te głąby w pomarańczowych gaciach to tylko upierdliwe mięso armatnie...


Dawno nie grałem w nic, w czym tak bardzo byłoby czuć "moc" bohatera. Odnosi się wrażenie, że przeciwnicy, których za chwilę zmasakrujemy, naprawdę muszą przed nami robić w gacie (mimo, że ich okrzyki na to nie wskazują). Przykład akcji z dema: facet stoi na rusztowaniu za zdezelowanym płotem, podnosimy zatem długą rurkę i ciskamy ją w niego, ta leci kilkadziesiąt metrów i przebija oponenta. Czy wspomniałem, że tą rurkę podnosi pyszczkiem demoniczny wąż. Tenże wąż może ponadto - wraz ze swym kolegą, który sterczy z naszego drugiego ramienia - widowiskowo dusić, rozrywać i ukręcać głowy naszych wrogów. Może też wyrywać drzwi, pożerać serca (jakoś życie trzeba odnawiać) i służyć za żywy bicz. Krew leje się strumieniami, a my dobrze wiemy, kto jest tutaj naprawdę złym kolesiem. Dla tradycjonalistów (wszak to pierwszoosobowa strzelanka) zostawiono możliwość używania broni. Można sobie zatem używać demonów, strzelać, rozrywać, pożerać, obrzucać drzwiami taksówek i tak dalej.

Demo "Darkness 2" to nieduża dawka naprawdę dużej radochy. Dla miłośników fpp rzecz obowiązkowa. Można mieć obawy, że w finalnym produkcie komputerowa rzeź może się znudzić, ale nie ma co gdybać. Demko bez wątpienia warto sprawdzić.