środa, 7 października 2015

Okres krakowski

Jeśli dobrze liczę, to w bieżącym roku już piąty raz udało mi się pojechać na łódzki festiwal komiksu, który zresztą z roku na rok coraz bardziej zdominowany jest przez gry. Ale nie o tym miało być... Przywiozłem trochę komiksów (chyba więcej niż w zeszłym roku), wypiłem parę piw (chyba mniej niż w zeszłym roku) i zrobiłem sobie fotę z panem Tomaszem Knapikiem. W związku z powyższym wyjazd zaliczam do jak najbardziej udanych. Recenzja większości zdobyczy pojawi się w przeciągu kilku tygodni (heh, chciałbym...) na Alei Komiksu, a tymczasem proponuję zapoznać się z krótkim tekstem na temat pewnej bardzo sympatycznej publikacji.


"Okres krakowski" to skromne wydawnictwo przygotowane przez Annę Krztoń. Niewielki format, 28 stron objętości, nakład 150 egzemplarzy i cena 8 zeta, czyli rzecz, która z automatu wrzucana jest do szufladki z napisem "ziny". Nie jest to jednak zin, lecz pełnoprawny, choć niewielki, komiks (dyskusja o zinach i tego co nimi jest, a co nie, to temat na osobny tekst, którego pewnie nigdy nie napiszę). Na omawiany zeszyt składa się kilkanaście w większości jednostronicowych historii, które pierwotnie publikowane były na stronie internetowej "Prowincji".

Autorka w humorystycznych opowiastkach przedstawia nam lata swojego pobytu w Krakowie. Zaczyna od wyprowadzki z Katowic i związanych z tym perturbacji. Oczywiście skoro kolejne historie powstawały po kolei, to można się w nich doszukiwać jakiegoś związku przyczynowo-skutkowego, ale poza informacjami o kolejnych przeprowadzkach, Anna Krztoń raczej nie informuje nas o zmianach w swoim życiu. Pomimo osobistego spojrzenia, nie mamy tutaj do czynienia z komiksową autobiografią, lecz zbiorem luźnych anegdot. Jest o krakowskim postrzeganiu czasu, balkonach zasranych przez gołębie, smaku na kebaba, kolejnych znajomych, współlokatorach i trochę o polskim rynku komiksowym. Spory miszmasz, ale przecież ludzkie życie składa się z okresów, które wypełnione są mnóstwem mniej lub bardziej ważnych epizodów.

W omawianym przypadku mamy do czynienia z tymi mniej ważnymi elementami. Autorka, mimo że umieszcza siebie w centrum wydarzeń, nie decyduje się na twórczy ekshibicjonizm, tak typowy przecież dla opowieści autobiograficznych. I chociaż z czasów swego kilkuletniego pobytu w Krakowie pokazuje nam tylko detale, to jej komiks jest całkiem dobrym obrazem życia młodych ludzi, którzy dla pracy decydują się na przeprowadzkę do innego miasta. Wynajmowanie mieszkania, współlokatorzy, nieformalny związek, spotkania przy piwie - życie wielu z nas wygląda podobnie, mimo że studia pokończyliśmy już dobre kilka lat temu...

Bardzo podoba mi się lekka i zarazem wyrazista kreska Anny Krztoń. Bohaterowie narysowani są w prosty sposób, ale ich mimika jest przy tym bardzo wymowna. Co istotne, tło nie jest traktowane po macoszemu, dzięki czemu postacie nie egzystują na białych planszach, lecz w zagraconych pokoikach, zadymionych knajpach i letnich ogródkach piwnych.

Do mojego egzemplarza zawitał fajny smok, który obiecuje, że po otrzymaniu esemesa zionie ogniem, więc czuję się w obowiązku jeszcze trochę posłodzić na koniec... Już pierwsza opowieść skojarzyła mi się z "Persepolis", a kolejne strony wcale nie zmieniały tego stanu rzeczy. Mogę się mylić, bo dzieło irańskiej autorki czytałem lata temu, ale Anna Krztoń robi komiksy bardzo podobnie do Marjane Satrapi. Co prawda, to nie ten ciężar gatunkowy i jeszcze nie te umiejętności warsztatowe, ale jestem przekonany, że jeśli artystka zdecyduje się na pełnoprawną obyczajową powieść graficzną, w której na każdej stronie nie będzie musiała upychać mnóstwa tekstu, to naprawdę będziemy mieli na co czekać. Zresztą pod koniec tego zeszyciku znajduje się informacja, że Anna Krztoń "obecnie pracuje nad swoją pierwszą nowelą graficzną". No to mamy na co czekać...