środa, 20 lipca 2011

Dekada bez "Resetu"

Osobisty tekst wspominkowy, do którego zabierałem się już od dłuższego czasu. Całość dosyć sentymentalna i pisana na żywca, zatem jej strawności zagwarantować nie mogę. A okładkę wrzucę, jak tylko ją zeskanuję - może jutro, może za tydzień.


Numer wakacyjny A.D. 2001 był ostatnim numerem Magazynu Cyber Niekulturalngo (wówczas to już właściwie Magazynu Niekulturalnego z Cybertalerzykiem, gdyż "Reset" u schyłku swego istnienia ukazywał się tylko w odmianie CD). Numerem dla mnie osobiście bardzo ważnym i jednym z tych, do których najczęściej wracam. Właśnie leży przede mną i zastanawiam się, jak go najlepiej opisać, aby ukazać specyfikę ostatnich "Resetów", które wcale nie ustępowały tym z najlepszego okresu rzeczonego pisma (czyli w moim odczuciu lat 1998-1999).

Ostatni "Reset" miał nieco większy format niż wcześniejsze numery, przy tym zacną objętość 116 stron (licząc z okładką) i masę różnych dóbr, w tym pełną wersją bardzo przyjemnej gry pt. "Wild Metal County" na jednej z dołączonych płyt. Na okładce witała czytelników sympatyczna pani o azjatyckich rysach twarzy (wnioskując po koszulce z logiem popularnego producenta odzieży sportowej, fotka nawiązywała do tematu numeru, czyli letnich gier sportowych). Bardzo istotny jest fakt, że był to pierwszy podwójny, lipcowo-sierpniowy, numer "Resetu". Wcześniej redakcja nie miała w zwyczaju robienia sobie, tak typowej np. dla "Secret Service", wakacyjnej przerwy. Z takiego stanu rzeczy tłumaczył się we wstępniaku Dr DeStroyer, kończąc swój wywód w następujący sposób: "I nie zapomnijcie wypatrywać w kioskach następnego "Re$etu". Już w połowie sierpnia. Będzie warto!". Wypatrywałem, wypatrywałem i nie wypatrzyłem...


Z tekstów na szczególną uwagę zasługuje wspomniany temat numery, a także "Sex, kłamstwa i gry komputerowe" (co nieco na temat promocji gier przy pomocy seksu, na przykładzie targów E3), obszerne recenzje "Desperados" i "Summonera" i oczywiście całe Odloty (m.in. teksty o transporcie pneumatycznym, Stephenie Kingu, biorytmach i masa innych dóbr). Tym, co rzuca się w oczy już od pierwszych stron, jest masa reklam, ale po latach jakoś one nie rażą i są świetnym świadectwem swoich czasów. Ot, choćby dodatek do "Diablo 2", świetna seria "Xplosiv", w ramach której wydawano automatowe klasyki Segi (m.in. "Virtua Fighter 2", "Sega Rally Championship", "The House of the Dead" i inne), ale też samochodziki firmy Burago, jakieś dziwne lody w kulkach czy zdrapki Tak Taka. Reklamy nierzadko zajmują dwie strony i skutecznie zwiększają objętość numeru.

O czym warto jeszcze wspomnieć? Na pewno o poradniku do "Fallout Tactics" (kiedyś muszę wrócić do tej gry) i aż sześciu stronach tego, z czego "Reset" słynie po dziś dzień, czyli komiksu Adlera i Piątkowskiego. Ogólnie 51. numer Niekulturalnego to kawał dobrej lektury na wakacje, na który i owszem można było z różnych względów kręcić nosem (choćby przesytu reklam, braku plakatu, czy tego, że jest to numer podwójny), ale na pewno nikt nie spodziewał się, że będzie on łabędzim śpiewem.

Najlepsze, że wówczas postanowiłem napisać pierwszy list do redakcji. Oczywiście pełen był wazeliny, poza tym, z tego co pamiętam, zasugerowałem, że fajnym pełniakiem byłby "Warhammer 40k: Chaos Gate" (takim będącym w zasięgu redakcji - przynajmniej tak wówczas sądziłem). Nie jestem pewien czy, chcąc jeszcze bardziej ufajnić swój list, obok standardowego podpisu nie zakończyłem go odciskiem własnego kciuka (będącym nawiązaniem do charakterystycznego loga "Resetu"). Dostęp do internetu wiązał się wówczas z wizytą w kafejce, maila na posiadałem, zatem oczywiste jest, że list napisałem ręcznie. Po cichu liczyłem, że zostanie wydrukowany, więc z dodatkową niecierpliwością czekałem na kolejny numer. Web 2.0 miał się pojawić za kilka lat, zatem jedyną formą "zaistnienia" były wówczas listy do redakcji. Każdy, kogo wydrukowali, ciszył się jak dziecko i z dumą mógł pokazywać pismo z własnym listem rodzinie, znajomym, a po latach pewnie i dzieciom.


Nie doczekałem się wrześniowego "Resetu", wydrukowania listu, w reszcie pisma o grach, które godnie by zastąpiło Cyber Niekulturalnego. "Reset" stał się z czasem legendą, powstał "Reset Forever", po latach i on zniknął, zaś ja założyłem tego bloga, w którym pod kultowym logiem walę smuta za smutem... A dziesięć lat minęło ot tak - niczym pstryknięcie środkowym palcem o ubabrany tuszem kciuk.

8 komentarzy:

Pięć pożądań pisze...

I co zrobiłeś?? Jakbyś nie napisał to pismo jeszcze by chodziło! ;) A tak w ogóle to na osłodę pozostaje coś takiego jak gamestory.tv. Znasz gościa, prawda? :-) Pzdr, K

PKP pisze...

Też dziesięć lat temu doszedłem do takiego wniosku... A gamestory.tv całkiem zacne. Nie wiedziałem, że ktoś ze starej ekipy jeszcze coś działa (poza Kroogerem, który dawno temu miał program na 4fun.tv, a teraz udziela się w wp.tv).

Pięć pożądań pisze...

No jak widzisz nie każdy z retroentuzjastów wie o gamestory.tv, warto czasem wspomnieć. :-) Pzdr!

Kornel pisze...

Reset był git. Pamiętam jak mój starszy brat wyciągnął z jednego numeru plakat z półnagą Larą Craft. Był to pierwszy plakat półnagiej (co z tego, że komputerowej) laski w naszym pokoju!

Unknown pisze...

witam

sentymentalnie dziś na wspominki mnie wzięło i miło się zaskoczyłem że duch Resetu jeszcze gdzieś funkcjonuje :)

aktualnie próbuje zebrać na nowo wszystkie numery ale kilku mi brakuje
(kłótnia z ojcem zakończona wyrzuceniem wszystkich czasopism...)

pozdrawiam

PKP pisze...

Fajnie, że mój blog jest w stanie zaskakiwać :) Co do kompletowania kolekcji, to cały czas brakuje mi dwóch numerów i już niemal straciłem nadzieję, że kiedykolwiek je zdobędę (ale i tak co jakiś czas wpisuję "Reset" w allegrowej wyszukiwarce).

Unknown pisze...

hehe jak co najmniej raz na tydzień sprawdzam , brakuje mi 5 numerów

tak przy okazji się zastanawiam..
czy dało by się i czy byś chciał żeby jakoś zaangażować się w ten resetowy projekt? teraz to twój osobisty Blog ale pod szyldem Resetu chętnie bym coś napisał bo nie wiem czy chce swój osobisty otwierać

PKP pisze...

Ciężko tego bloga nazwać projektem, bo to po prostu miejsce, w którym mogę sobie swobodnie od czasu do czasu popisać. Lata temu istniał e-zin "Reset-Forever", który miałem przyjemność współtworzyć. Brakło czasu i chęci, więc ekipa się wykruszyła. Teraz już raczej nie mam siły na takie projekty z prawdziwego zdarzenia (tym bardziej, aby je samodzielnie inicjować), aczkolwiek gdyby ktoś się zabrał za reaktywowanie "R-F" i zebrał grupę ludzi, którzy podeszliby do tego z czymś więcej niż słomianym zapałem, to chętnie im pomogę.

A niniejszy blog z "Resetem" ma tyle wspólnego, że to pismo stanowi dla mnie niesłabnące źródło inspiracji. Od czasu do czas skrobnę coś o wielkim "R" (np. powyższy tekst), ale tak naprawdę to to miejsce jest niczym więcej niż kolejnym blogiem pop kulturalnym, który nie rości sobie pretensji do spuścizny po "Reset-Forever" (a co dopiero po oryginalnym "Resecie").