wtorek, 2 sierpnia 2011

Po trupach do celu, czyli gry o zombie a sprawa polska

W lipcu nieco się opuściłem, a wszysto przez to, że trochę spraw różnorakich mi spadło na łepetynę. Dzisiaj też nie proponuję nic świeżego, bo tekst, który skrobnąłem pod koniec marca. Poszedł na konkurs organizowany przez pewien znany miesięcznik o grach, ale nic nie zawojował, zatem wklejam go tutaj. Mam nadzieję, że wszyscy potraktują go z odpowiednim dystansem i żadnej burzy przypadkiem nie rozpętam. Poza tym poprzedni wpis ozdobiłem trzema skanami. Wyszły nieco koślawe, ale myślę, że dobrze prezentują ówczesną szatę graficzną "Resetu" (zaznaczam, że jego strony nie były jedynie białe).

Kawałek autopromocji. Zapraszam do lektury wywiadu, który pod koniec czerwca przeprowadziłem z Rafałem Szłapą. Bardzo miło nam się gadało, a mój rozmówca machnął nawet z tej okazji dwie graficzki. Rzecz do przeczytania i obejrzenia na Alei Komiksu. Przy okazji uprzedzam, że w sierpniu pewnie też zaniedbam bloga, gdyż swą aktywność twórczą planuję w większym stopniu skupić na wspomnianej Alei Komiksu i szeroko pojętej pracy naukowej. Mam tylko nadzieję, że cokolwiek z tych zamierzeń wyjedzie...

Obrazek wykorzystany w tekście pochodzi ze strony internetowej "Przedwiośnia żywych trupów, a jego autorką jest Dagmara Matuszak (artystka pojawiła się na pierwszej fotografii towarzyszącej relacji z Bloku Komiksowego przy Krakow Game Fusion 2011). Przyznaję, że nieco przydługawe to wprowadzenie, zatem dla relaksu, przed lekturą właściwego artykułu, proponuję filmik.



Trailer Dead Island przez Gameinvaders

Trailer „Dead Island” zrobił furorę. Już teraz wiadomo, że sama gra nie przejdzie bez echa – podobnie jak „Bulletstorm”, drugi „Wiedźmin” i najnowszy „Call of Juarez”. Polski miłośnik elektronicznej rozrywki może się tylko cieszyć. I ja się cieszę, ale jednocześnie kręcę nosem na brak swojskich akcentów w tych produkcjach.

Jasne, nasi robią gry na światowym poziomie, to niech robią je dla światowego odbiorcy – nawet takiego, który myśli, że w naszym kraju żyją niedźwiedzie polarne. Tylko, jakoś mi tęskno za propagowaniem mej ojczyzny w grach. Może ktoś nie wie, że ww. produkcje powstały w Polsce, a przecież wystarczyłoby dać kilka elementów, które nie pozostawiłyby żadnych wątpliwości. Kiedyś bez swojskich akcentów nie mogła się obyć żadna rodzima gra komputerowa. Wystarczy wspomnieć choćby „Polan”, „Mortyra” i „Rezerwowe psy”. Ze współczesnych, topowych produkcji jedynie „Wiedźmin” pokazuje z jakiej ziemi się wywodzi - wszak powstał na kanwie najbardziej polskiego z cykli fantasy, którego autor z kolei czerpał garściami z mitologii słowiańskiej. Mimo to mam wątpliwości, czy na pewno każdy gracz łączy Wiedźmina z Polską.

Ze wszystkich tegorocznych hitów największe nadzieje wiążę ze wspomnianym na wstępie „Dead Island”. Zombie to temat tak chwytliwy, że można śmiało stwierdzić, iż tak jak pojawienie się żywych trupów zwiastuje w fabule konkretną masakrę, tak sam fakt ich wykorzystania przez twórcę jest jednym z fundamentów sukcesu (oczywiście jakość samej produkcji pozostaje nadal elementem kluczowym). A gdyby tak połączyć polskość z zombie? Umarlaki pojawiały się już w różnych konfiguracjach i dekoracjach, więc czemu nie wysłać ich gdzieś między Odrę i Bug?Rodzime lasy i miasteczka naprawdę mogłyby być pięknym tłem dla historii o grupce niedobitków. Często w dziełach traktujących o zombie prawdziwym zagrożeniem są ludzie, a nie żywe trupy. Pomiędzy ocalałymi narasta napięcie, rodzą się konflikty, w reszcie dochodzi do eskalacji przemocy. Gdzie, jeśli nie w Polsce, ludzie są w stosunku do siebie bardziej nieufni i wrogo nastawieni? Wystarczy wyjechać autem na miasto, niedzielne popołudnie spożytkować na zakupach w hipermarkecie czy po prostu włączyć telewizor, aby uświadomić sobie, że rodacy wcale nie potrzebują plagi zombie, by żyć w stanie ciągłego zagrożenia, a każdą napotkaną osobę traktować jak adwersarza.


Można też sięgnąć do klasyki narodowej literatury. Na gruncie powieści fantastycznej zrobił tak Kamil Śmiałkowski, czego rezultatem „Przedwiośnie żywych trupów” - błyskotliwa przeróbka „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego. Już sam romantyzm przesiąknięty jest masą rozmaitych upiorów. Czemuż by nie skorzystać choćby z „Dziadów”, wszelkie straszydła przerabiając odpowiednio na zombie? Pozostaje przy tym pytanie: jak grę, która „bezcześci” narodową kulturę, odbierze ogół społeczeństwa? Jeśli tylko taka produkcja nie byłaby finansowana z państwowej kasy, to nie groziłby jej przemiał (jak było to w przypadku antologii komiksów o Chopinie), a nieco szumu medialnego tylko by jej pomogło.

Marzy mi się swojska „Dead Island” – może być współczesna, może historyczna, ale niech przebija z niej ten rodzimy pierwiastek, który nie pozostawi wątpliwości w jakim kraju gra powstała. Z drugiej strony, w egzotycznych kurortach coraz częściej usłyszeć można znajomy język, zatem może na wyspie z żywymi trupami będzie więcej Polaków niż można by początkowo sądzić...