środa, 30 kwietnia 2014

Mordobicia, pecety i stare gazety

Pora zakończyć kolejny długi okres posuchy. Gdyby założycielom odbierano blogi z powodów zaniedbania, to pewniakiem już dawno bym nie uprawiał tego skromnego poletka. Na szczęście jest inaczej, więc mogę Was uraczyć kolejnym tekstem. Tym razem trochę nad nim siedziałem, przez co wrzucam go również na Polygamię. W ten sprytny sposób postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Oba teksty różnią się tylko screenami. A pochodzą one ze "Street Fighter IV", "Mortal Kombat" i "Street Fighter X Tekken". Przyjemnej lektury!


Od dłuższego czasu chodził za mną tekst o mordobiciach. Nie do końca wiedziałem jaką formę powinien on przybrać, ale pewne było, że muszę się za niego zabrać. Powodów ku temu było kilka: na nowo zainteresowałem się tym gatunkiem, zacząłem czytać artykuły traktujące o jego historii, no i odgrzebałem tekst, który dziesięć lat temu popełniłem do „CD-Action”. Ilość bzdur, które w nim wypisałem przyprawiła mnie o ból zębów. Dzisiaj, po latach, sporo się zmieniło i nie zamierzam pisać monografii mordobić. Inni zrobili to zdecydowanie lepiej. Każdego, kto chce bliżej poznać ten gatunek, odsyłam do bardzo dobrego opracowania na Wikipedii, artykułu na Racketboy lub 120 numeru „Retro Gamera”, gdzie w tekście pod dosyć mylącym tytułem The Evolution Of Beat-’em-ups przedstawiono pokrótce historię klasycznych bijatyk, dorzucając do tego dyskusyjny ranking najfajniejszych postaci i wywiad z producentem czwartego Street Fightera.


Jeśli jednak nie macie ochoty na czytanie długaśnych, pisanych po angielsku tekstów, to wystarczy, że będziecie wiedzieć, iż cała historia mordobić dzieli się - w wielkim uproszczeniu - na okres przed Street Fighter II i po nim. Ta gra jest tym dla bijatyk, czym World of WarCraft dla sieciowych RPG. Przed 1991 rokiem mordobicia miały się całkiem dobrze, wyszło parę istotnych gier, a sam gatunek przybrał formę, którą znamy do dzisiaj, ale to właśnie drugi Uliczny Wojownik sprawił, że w bijatyki zaczął grać cały świat. Potem było już z górki. Eksplozja tytułów spod szyldu SNK, kolejne bijatyki Capcomu (w większości tworzone na automaty z płytą CPS-2), odpowiedź Zachodu w postaci serii Mortal Kombat, pojawienie się pierwszego mordobicia 3D, czyli Virtua Fightera... W 1995 roku magazyn „Electronic Gaming Monthly” określił zjawisko niesamowitej popularności mordobić jako „Most Appalling Trend”. W międzyczasie na rynku pojawiły się 32-bitowe konsole i szał na dobre mógł trafić pod strzechy, a fani mordobić podzielić się odpowiednio na: miłośników Tekkena (czytaj: posiadaczy PlayStation) i Virtua Fightera (czytaj: posiadaczy Saturna). Właściciele komputerów PC nie mieli co liczyć na wspomniane wyżej hity, a kiedy już taki VF pojawił się na blaszakach to ze sporym opóźnieniem. Niemniej powodów do narzekań też większych nie było. Ukazywały się kolejne MK, mutacje SF II oraz mnóstwo mniejszych, czy raczej mniej popularnych, tytułów. Mocno upraszczając, można przyjąć, że wszystko się zmieniło w styczniu 1998 roku, kiedy to na łamach secret service'owego kącika „Kombat Korner” Gulash ogłosił koniec pecetowych mordobić... Guru miłośników gatunku bez owijania w bawełnę podsumowywał swoje spostrzeżenia na temat sytuacji na rynku:

Jeśli więc posiadasz PeCeta, a twoim ulubionym gatunkiem gier są mordobicia, masz dwa wyjścia. Musisz sprawić sobie sobie konsolę, albo zmienić zainteresowania. Piszę to z największym na świecie bólem w sercu, ale nie zamierzam cię oszukiwać, że jest inaczej niż jest.

Od tej pory „Kombat Korner” miał się pojawiać na łamach „SS” tylko okazjonalnie. Na szczęście w kolejnym numerze zamieszczono recenzję Street Fighter Alpha, więc zniknięcie kącika nie było nagłe. Cały 1998 rok przyniósł zresztą sporo niespodzianek. Wiosną pojawił się świetny Last Bronx, w lecie Mortal Kombat 4, a jesienią Bio F.R.E.A.K.S. W samym „Secret Service” miał miejsce poważny kryzys redakcyjny i związany z nim rozłam. Gulash odszedł z pisma, o mordobiciach zaczął pisać Emilus, a chwilę później Konsolite. O bijatykach na PC nie było już jednak zbyt wiele do pisania, zaś na tle kolejnych lat rok 1998 można było uznać za całkiem obfity. I choćby z tego względu w Kompedium Wiedzy 4 Emilus mógł napisać:

Ubiegły rok 1998 można zaliczyć do udanego dla mordobić na PC. Zaczął się dość optymistycznie STREET FIGHTER-em ALPHA (w Japonii nazywanym SF ZERO), który okazał się być udaną konwersją konsolowego dzieła firm CAPCOM.

Prawda, że brzmi jakby dotyczyło całkiem innych dwunastu miesięcy niż te, których przyszłość Gulash rysował w jak najczarniejszych barwach? Wracając jednak do 1999, to poza Street Fighterem Alpha 2 (na Wikipedii widnieje data 1998, ale do rodzimych graczy ta gra dotarła nieco później), którym Capcom wyraźnie udowadniał, że nie zapomniał o rynku PC, właściwie nie ukazało się żadne interesujące mordobicie. Polski rynek był tutaj szczególnie pokrzywdzony, gdyż jeśli już nawet jakieś mordobicie pojawiło się na komputerach osobistych, to wcale nie było przesądzone, że znajdzie ono w naszym kraju dystrybutora. Ewenementem jest tutaj fakt wypuszczenia przez firmę Coda paków, w których można było znaleźć m.in. Battle Arena Toshinden i Samurai Shodown (obie bodajże w swych drugich odsłonach). Agonia gatunku postępowała i mimo że jeszcze jakoś dychał, to chyba nikt, kto podchodził do niego na poważnie, nie miał co liczyć, że jakoś uda się obejść konieczność zakupu konsoli. Niestety, prawda była brutalna, tym bardziej, że salony gier (do niedawna główny bastion mordobić) zaczęły powoli znikać z polskiego krajobrazu.


Nie przeszkodziło to jednak Konsolite'owi reaktywować „Kombat Korner” - tym razem jako dział poświęcony mordobiciom na wszelkie możliwe platformy do grania. Co ciekawe, wcale nie było to jakimś wielkim novum, gdyż wcześniej (jeszcze w 1997 roku) Gulash też pisał o bijatykach wykraczając poza rynek PC. Widać było, że nowy redaktor wkłada sporo serca w swój kącik (chociaż np. tekst poświęcony Jetowi Li czy recenzję Fighting Force 2 mógł sobie darować). I on musiał jednak spojrzeć prawdzie w oczy i napisać, że:

Rynek mordobić na nasze blaszaki umarł śmiercią tragiczną. Jest to fakt smutny, jednak, niestety – prawdziwy. Większość firm tej branży już dawno odwróciła swój wzrok od komputerów osobistych i skierowała go w stronę konsol i automatów. Od czasu do czasu otrzymujemy wprawdzie ochłap w postaci jakiejś konwersji, jednak zazwyczaj jest ona albo słaba, albo po prostu spóźniona. Miłośnikom mordobić fakt ten jest znany i co bardziej zamożni z nich zaopatrzyli się już w niezbędny osprzęt, by umożliwić sobie granie w najnowsze nawalanki.

Konsolite doskonale zdawał sobie sprawę z tego faktu już wcześniej, jednak dopiero w numerze z grudnia 2000 roku - dzieląc się powyższym spostrzeżeniem - zaproponował wszystkim miłośnikom mordobić, którzy chcieli pozostać wierni pecetowi, konkretną alternatywę: emulatory. Oczywiście sprawa legalności takiego rozwiązania stanowi temat na oddzielne rozważania. Faktem jest, że na przełomie wieków można było grać na komputerach PC w stare mordobicia, które się na tych sprzętach ukazały, bądź... stare mordobicia, które ukazały się na automatach lub konsolach poprzednich generacji. W listopadzie 2001, kiedy do kiosków zawitał ostatni numer „Secret Service”, nic się w tej kwestii nie zmieniło.


I jeszcze długo miało się nie zmienić. Pierwsze pierwiosnki pojawiły się wraz z pecetowymi odsłonami serii Guilty Gear, które w naszym kraju można było nabyć z kilkuletnim opóźnieniem wraz z „Clickiem!” nr 2/2006 (Guilty Gear XX Reload) oraz „CD-Action” nr 10/2006 (to samo Guilty Gear XX Reload) i 4/2006 (Guilty Gear Isuka). Potem śnieg znowu przykrył ukochany przez wielu gatunek... W 2008 roku na maszynach arcade zadebiutował Street Fighter IV. Już w kolejnym roku ukazał się on na PlayStation 3, Xboxie 360 i... PC. Tak ważny tytuł zawitał także na poczciwe blaszaki, co jest wydarzeniem tyleż ważnym, co nie do końca docenionym. Po prostu mordobicia jako takie straciły na znaczeniu. Na konsolach triumfy święciły bijatyki 2D, przeżywając właśnie swoją drugą młodość. Działo się tak głównie za sprawą kolejnych produkcji Arc System Works – twórców wspomnianej wyżej serii Guilty Gear, ale także BlazBlue i Persona Arena. Poza tym na sprzętach Sony i Microsoftu można było pograć w kolejne odsłony tak popularnych serii jak Tekken, Virtua Fighter, Dead or Alive czy Soul Calibur. Ofensywa mordobić mocno jednak w tym czasie przycichła. Świeżych tytułów (nie licząc produkcji 2D) pojawiało się jak na lekarstwo, a nowi gracze gustowali w innych gatunkach niż weterani pamiętający lata 90.

Street Fighter IV spotkał się mimo to z bardzo dobrym przyjęciem, nasuwając analogie z legendarnym poprzednikiem sprzed niemal dwóch dekad (dla jasności: chodzi o Street Fighter II). Zresztą skojarzenia ze SF II budzi nie tylko system walki czy sięgnięcie po zestaw najbardziej klasycznych postaci, ale także fakt wypuszczania kolejnych wersji, które poprawiały rozgrywkę i wydłużały tytuł pierwotnej gry (np. Super Street Fighter IV).


Mordobić nadal ukazuje się niewiele, ale twórcy na szczęście już nie omijają peceta szerokim łukiem. Po Street Fighter IV dostaliśmy m.in. Street Fighter x Tekken oraz Mortal Kombat. Na przestrzeni lat to może niewiele, ale patrząc na to, co dzieje się w samym gatunku, można nieśmiało stwierdzić, że nie ma na co narzekać. Oczywiście dalej nie ma co liczyć na Soul Calibura czy Tekkena (niestety na nowe części Virtua Fighter, którego dwie pierwsze odsłony ukazały się na PC kilkanaście lat temu, też nie). Ich producent zapowiedział jednak wydanie nowego tytułu tylko na PC. Bijatyka od Namco na blaszakach jako exclusive? Kiedyś taki news byłby tematem na osobną odsłonę „Kombat Korner”. Przyglądając się bliżej Rise of Incarnates – bo o tym tytule mowa – wyraźnie jednak widać, że z klasycznymi mordobiciami nie ma on zbyt wiele wspólnego i bliżej mu do pojedynków w trybie deathmatch znanych z gier FPS, zaś sam system walki pewnie będzie miał więcej wspólnego z tym znanym z serii Darksiders niż choćby z Tekkenem. No i dodać należy, że gra będzie free to play (podobnie zresztą jak ostatnie odsłony sztandarowych bijatyk Namco). I chociaż szczerze wierzę, że wspomniana gra nie będzie tak słaba jak Archeblade, to w istocie może mieć z nią sporo wspólnego pod względem rozgrywki. Wszak w opisie tej ostatniej produkcji możne przeczytać, że jest to „free to play 3D multiplayer fighting game”.


Mordobicia kiedyś miały naprawdę mocną pozycję. Później stopniowo zniknęły z komputerów PC, aby na dobre zadomowić się na konsolach. Dzisiaj, kiedy wychodzi ich coraz mniej a nowe tytuły nie wywołują tyle zamieszania co kiedyś, pececiarze nie muszą się już czuć pokrzywdzeni. Owszem, nadal mogą narzekać, ale nie są już w swym malkontenctwie odosobnieni. Nawet posiadacze konsol skazani są na odgrzewane kotlety, czy - jak pokazują najświeższe przykłady - model free to play. Mało tego, nawet najlepsze i najgłośniejsze ze świeżych produkcji nawiązują do klasyków sprzed dwóch dekad: Street Fighter IV odświeża formułę Street Fightera II, Mortal Kombat czerpie garściami z trzech pierwszych części tej słynnej serii, a model rozrywki ze Street Fighter X Tekken Capcom wprowadził już w 1996, w X-Men vs. Street Fighter. Znamienne, że wszystkie z tych gier są w istocie bijatykami 2D (nawet jeśli posiadają trójwymiarową grafikę). Czy to przez nostalgię, czy faktycznie drugi wymiar najbardziej pasuje do tego typu produkcji? Gulash na łamach „Kombat Korner” wieszczył stopniowy zanik bijatyk 2D, a tymczasem mają się one nie gorzej (jeśli nie lepiej) niż produkcje, w których 3D nie ogranicza się tylko do grafiki, lecz pozwala na swobodne przemieszczanie się po arenie. To jednak temat na oddzielne rozważania...


Ograniczeni do pecetów miłośnicy mordobić dawno nie mieli tak dobrze. Capcom nadal o nich pamięta, współczesne komputery bez problemu radzą sobie z emulatorami sprzętów, na które wychodziły najlepsze bijatyki (od automatów przez PlayStation po Dreamcasta), a combosy mogą ponadto nabijać w grach akcji, w których walka stanowi istotny (i dobrze opracowany) składnik rozgrywki: od Dust: An Elysian Tail poczynając a na Batman: Arkham City kończąc. Nic tylko grać. Zatem nie przedłużam już i wracam do wspinaczki po kolejnych stopniach wieży w Mortal Kombat.