sobota, 12 września 2009

Milczenie Lorny

Za bardzo nie mam pomysłów na nowe teksty, a też nie chcę wrzucać tylko Sześciokącików. I tutaj pomocny okazuje się pewien konkurs, w którym wziąłem udział, ale nic nie wygrałem... Tak, szarpnąłem się na recenzencki konkurs Filmwebu i "Newsweeka". Pewnie, że miałem jakieś ciche nadzieje - bo po co miałbym w takim wypadku w ogóle startować? Cóż, jak widać, wyczerpałem już limit wygranych na ten rok. Teraz mogę przynajmniej z czystym sumieniem wrzucić tutaj spłodzone z tej okazji recki. Dzisiaj pierwsza z nich. Jestem świeżo po lekturze rewelacyjnego wywiadu z Andrzejem Stasiukiem, który zamieściła wczorajsza Wyborcza. Mógłbym tutaj powrzucać prawdziwą masę świetnych cytatów, które można z niego wyłowić. Lepiej jednak, jeśli sami przeczytacie wspomniany zapis rozmowy. Jest w nim też wzmianka o pewnej Albance... I dlatego właśnie, ciągle będąc pod wrażeniem Stasiuka, proponuję recenzję "Milczenia Lorny".


Tytułowa Lorna to młoda Albanka, która stara się o belgijskie obywatelstwo. W tym celu bierze ślub z narkomanem Claudym. Paradoksalnie, nałóg męża jest dla niej sporym ułatwieniem. Wiadomo, że narkoman może w każdej chwili przedawkować, a tym samym uwolnić Lornę od niewygodnego związku, pozostawiając jej obywatelstwo i możliwość realizacji marzeń. Sprawy jednak się komplikują. Claudy, prawdopodobnie pod całkowicie niezamierzonym wpływem Lorny, postanawia zerwać z nałogiem i poukładać sobie życie. I w tym momencie rozpoczyna się prawdziwy dramat głównej bohaterki. Odkąd dostała obywatelstwo, w kolejce aby się z nią ożenić czekał już pewien Rosjanin, który liczył na szybkie wyeliminowanie Claydy'ego. Jak jednak ma przedawkować narkoman, który już nie bierze? Fabio, osobnik który nakręca całą machinę fikcyjnych ślubów, ma zamiar mu w tym pomóc, na co Lorna nie chce się zgodzić. Próbuje namówić męża, aby ją pobił, co pozwoliłoby przyśpieszyć rozwód. Niestety jest już za późno...


Bracia Dardenne zrobili film bardzo kameralny. Na początku widz jest świadkiem obrazków rodem z dokumentu: kobieta wpłaca pieniądze, dzwoni przez telefon, wraca do mieszkania i wśród krzyków swojego współlokatora, kładzie się spać. Nie bardzo wiadomo, kto jest kim i o co właściwie tutaj chodzi. Z czasem sytuacja staje się bardzo klarowna, a kolejni bohaterowie odkrywają swoje prawdziwe oblicza. Lorna jest wyrachowana i ambitna. Przynajmniej taką jawi się z początku. Ciężko ją uznać za postać sympatyczną. Nie dzieje się tak dlatego, że jest agresywna, wulgarna czy choćby podła. Główna bohaterka jest po prostu obojętna i tak jak obdarza tą obojętnością otaczający ją świat, tak widz zaczyna to uczucie przelewać na nią. Obojętność to tytułowe milczenie – Lorna nie potrafi powiedzieć słowa sprzeciwu. Próbuje, ale jednak milczy. Kiedy w reszcie decyduje się przerwać milczenie, jest już za późno. Los Claudy'ego się dokonał; jej w zasadzie też już jest przesądzony. I nie ma co liczyć na pomoc ludzi, którzy wydawali się jej życzliwi: wspomnianego Fabia czy chłopaka Sokola.


„Milczenie Lorny” porusza ważną kwestię społeczną i wbrew temu, co można ujrzeć na pierwszych kadrach, nie czyni tego w formie paradokumentalnej. To z jednej strony obraz o problemach imigrantów z Europy Wschodniej, a z drugiej próba podjęcia tak różnorodnych tematów jak: pogoń za marzeniami, odpowiedzialność za drugiego człowieka, wpływ sytuacji materialnej na trwałość związku. Z pozoru bardzo różne to tematy, ale bracia Dardenne umiejętnie je połączyli, zachowując odpowiednie proporcje, w wyniku czego powstał film ważny, ale nie krzykliwy. Niby milczący, ale jednak bardzo wiele mówiący. Zastanawia tylko - ile takich Lorn żyje lub żyło naprawdę? I jak one sobie poradziły ze swoim milczeniem...

Brak komentarzy: