sobota, 3 marca 2012

Demo test: Rayman Origins

I znowu tekst o demie gry komputerowej. Pierwotnie planowałem skrobnąć recenzję pewnej flashówki, ale z uwagi na fakt, że odpaliwszy rano Steama odkryłem dwa nowe demka, to będzie jednak o jednym z nich. W przyszłości postaram się wrócić do pisania na inne tematy, ale aktualnie przy niczym innym nie marnuje mi się czasu równie dobrze, jak przy krótkich demach, flashówkach i tym podobnych wynalazkach. W pasjansa na szczęście jeszcze nie pykam, ale kto wie, co przyniesie przyszłość...


Demo pierwszego "Raymana" (właściwie to był to "Rayman Gold") było jedną z pierwszych gier, jakie zainstalowaliśmy z bratem na naszym pierwszym pececie. Obok "GTA" (chyba nawet z tego samego cedeka z "Gamblera") była to w owym czasie najdłużej przez nas męczona wersja demonstracyjna. Piękna grafika, pocieszny bohater i, o ile dobrze pamiętam, brak dźwięku (konfiguracja karty dźwiękowej w produkcjach pod Dosa, w pierwszych tygodniach posiadania komputera, nie była naszą mocną stroną). Kiedy już mieliśmy pełną wersję pierwszego "Raymana", to emocje nieco opadły. Owszem, nadal gra urzekała, ale to już nie było to, co dosyć wymagające poziomy z wersji demonstracyjnej, człowiek był starszy, a poza tym co chwilę pojawiały się nowe produkcje, które przyciągały jakoś bardziej niż leciwy "Rayman". Minęły kolejne lata i w moje ręce wpadła płyta z "KŚ Gry", na której zamieszczono pełną wersję "Rayman 2: The Great Escape". Znowu wsiąkłem. Niektórym platformówkom trzeci wymiar odbiera część magii, tutaj jednak nie było o tym mowy. Gra była śliczna, niesamowicie miodna, a do tego dosyć trudna (na tyle, że jest jedną z tych produkcji, które zakończyły się dla mnie w momencie, w którym dotarłem do ostatniego bossa...).

W zeszłym roku Ubisoft odświeżył legendę, wypuszczając na konsole "Rayman Origins". Jeszcze w tym miesiącu pojawi się wersja tej gry na komputery osobiste, a jej demko można sprawdzać od kilku dni. Rozgrywka powróciła do drugiego wymiaru. Poziomy to oczywiście pełne 3D, jednak postacie i model rozgrywki to klasyka, w której "w prawo" znaczy "do przodu", a "w lewo" - "do tyłu". Trochę ten zabieg przypomina ostatnie odsłony "Sonica", w których stary model rozgrywki ubrano w nowe szaty. Nie mogło też zabraknąć opcji zabawy dla wielu graczy. Tej jednak w demie nie dane mi było sprawdzić.


Omawiana wersja to trzy poziomy plus filmik pokazujący, co czeka tych, którzy zdecydują się na kontynuację przygody z Raymanem. Design leveli nie wychodzi za bardzo poza platformówkowe standardy: jest las, jest morze, jest i... coś na kształt olbrzymiego piekarnika. Każdy z nich, to jednak trochę inny typ rozgrywki. O ile w lesie najwięcej jest, typowego dla tego gatunku, skakania, o tyle w "piekarniku" zabawa przypomina klasyczne kosmiczne strzelanki, w których leci się w prawą stronę ekranu. W reszcie morski poziom to, jak łatwo się domyślić, przede wszystkim pływanie. Do dyspozycji graczy oddano cztery postacie: Raymana, Globoxa i dwa małe stworki, których imion nie pomnę. Sterowanie nie jest skomplikowane i oprócz klawiszy kierunkowych sprowadza się do tych odpowiedzialnych za skakanie, bieganie i zadawanie ciosów. Zabawa jest szybka, przyjemna i tradycyjnie dla tej serii wymagająca. "Rayman" nie należy do gier, które wybaczają nieuwagę gracza i same korygują jego ruchy. Tutaj jeden nieuważny, źle wymierzony skok może sprawić, że dany etap trzeba będzie powtarzać. "Rayman" może wydawać się grą dla dzieci, ale gdybym był ojcem raczej nie podsuwałbym jej swojej latorośli. Wiadomo jak łatwo dzieci się irytują, a zirytowane dziecko, to niebezpieczne dziecko. W "Raymanie" momentów, przy których trzeba było dłużej przysiąść nigdy nie brakowało, więc sadzajcie przy nim dzieciaki tylko na własną odpowiedzialność.

Rozgrywka jest dosyć klasyczna, zatem nowy "Rayman" musi mieć coś, co odróżni go od poprzedników. Nie licząc urozmaiconych poziomów i trybu sieciowego, tym czymś jest oczywiście oprawa. Grafika "Rayman Origins" po prostu urzeka. Obok "Prince of Persia" rocznik 2008 jest to najpiękniejsza gra w jaką, do tej pory, dane mi było zagrać w bieżącym roku. Żywe kolory, płynna animacja, a przede wszystkim dopracowanie teł i detali pierwszego planu, sprawiają, że w nowym "Raymanie" łatwo się zagapić - dosłownie i w przenośni. Doskonałej grafice w niczym nie ustępuje klimatyczna ścieżka dźwiękowa, która idealnie dopasowuje się do wydarzeń rozgrywających się na ekranie.


W przeciwieństwie do opisywanego ostatnio "Shanka 2", demo "Rayman Origins" może wydawać się zabawą na jeden raz. Ja jednak z pewnością jeszcze do niego wrócę, choćby po to, żeby nacieszyć oczy pięknymi widokami. A za kilka tygodni - w przypływie nostalgii za starymi, dobrymi platformówkami - kto wie, czy nie skuszę się na pełną wersję...

1 komentarz:

Daniel pisze...

Świetny pomysł na opis gier :)
Tego czasem brakuje. Innego spojrzenia na świat gier.