niedziela, 3 lutego 2013

Ralph Demolka

Zima za oknem zelżała, palce odtajały, zatem można nieco postukać w klawiaturę.


Ralph Demolka trafił do polskich kin dwa i pół miesiąca po swojej światowej premierze. Chyba wypada się cieszyć, że w ogóle trafił, niemniej jego przykład dowodzi, że czasy, kiedy światowe hity pojawiały się w naszym kraju ze sporą obsuwą, wcale jeszcze nie minęły... Mniejsza z tym. Film gości na rodzimych ekranach od dwóch tygodni, wczoraj zgarnął Annie w najważniejszej kategorii (czyli dla najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego), a lada chwila powinien dostać Oscara, zatem nawet jeśli kogoś nie porusza tematyka, ale zależy mu na tym, żeby być na bieżąco z hitami stworzonymi w Hollywood, to i tak powinien zwrócić uwagę na ten obraz.

W największym skrócie Ralph Demolka to typowa animacja od Disneya. Zawarto w niej zatem masę humoru, ważne przesłanie (tym razem przede wszystkim zwrócono uwagę na samotność osobników odrzuconych przez społeczeństwo), dużo ładnej, kolorowej grafiki i wyrazistych bohaterów, którzy będą dobrze się sprzedawać wraz okazjonalnymi wydawnictwami, zestawami w fast foodach i masą innych rozmaitości (na oficjalnej stronie gry już można zagrać w trzy produkcje występujące w filmie, z których na uwagę zasługuje jedynie stylizowana "retro" gierka pt. Felix Zaradzisz).

Tytułowy Ralph jest bohaterem negatywnym w starej automatowej grze. Sprawdza się w swoim fachu już trzydzieści lat, jednak nikt nie dostrzega jego poświęcenia i rola, jaka mu przypadła w udziale, sprawia, że skazany jest on na samotną egzystencję na wielkiej kupie gruzu. Rocznica gry to dobry powód, aby upomnieć się o swoje i dowieść, że nawet bohater negatywny zasługuje na medal. Tego ostatniego Ralph postanawia szukać w innych grach. Podczas swej wędrówki spotka przyjaciół, uratuje cukierkowy świat pewnych wyścigów, a przy okazji również wszystkie gry z salonu i tym samym dowiedzie, że jest naprawdę niezastąpiony. Nikogo nie powinno dziwić, że będzie wielki happy end i przyjaźń po wsze czasy (w końcu to Disney), więc zawczasu odrzucam zarzuty, że wcześniejsze zdanie było spojlerem.

Tym, co urzeka w Ralphie Demolce, jest masa nawiązań do gier komputerowych. Na ekranie swoje cameo zaliczają m.in.: Pac-man, Sonic oraz bohaterowie ze Street Fightera i Mortal Kombat (ci pierwsi w wersji oryginalnej, ci drudzy jako "wariacje na temat"). Z legend zabrakło tylko bohaterów Nintendo z Mario na czele. Nadrabia to jednak fikcyjna gra z filmu, Fix-It Felix, Jr., która wygląda jak połączenie Donkey Konga i Rampage. Smaczków jest tu prawdziwe mnóstwo i każdy zapalony gracz będzie miał mnóstwo radochy z odnajdywania kolejnych tropów. Fajnie, że postawiono tutaj przede wszystkim na automatowy wymiar grania, w związku z czym dominują proste zręcznościówki, nierzadko w klasycznych odsłonach. Twórcy filmu poszli z duchem czasu i pokazali gry jako zjawisko, które ma swoje lata i na którym wychowali się oni sami. Pod tym względem Ralph Demolka na pewno trafi w gusta osób, dla których ikoną gier jest Mario i spodoba się wszystkim, którzy nad wielkie produkcje gigantów rynku przedkładają ambitne, ale pod względem oprawy nostalgiczne, gry indie. Zresztą widać, że tak jak bohaterowie Indie Game: The movie, również twórcy Ralpha Demolki są z pokolenia, które wychowało się na grach. Upraszczając można przyjąć, że tak jak Ci pierwsi wiążą swoje wspomnienia z pierwszymi konsolami Nintendo i klasykami pokoju Zeldy, tak drudzy niemal dekadę wcześniej kieszonkowe zostawiali w automatach z Pac-Manem i Space Invaders.

Oprawa nie pozostawia nic do życzenia. Szczególnie fajnie prezentują się fragmenty, w których dochodzi do przejść pomiędzy typową animacją a stylizacją na 8-bitową grę (np. scena w barze). Warto obejrzeć też napisy końcowe, aby ujrzeć głównych bohaterach na planszach znanych z drugiego Street Fightera czy przygód Sonica. Zresztą Ralph pojawił się gościnnie w najświeższej odsłonie przygód ponaddźwiękowego jeża pt. Sonic & All-Stars Racing Transformed. Muzyce też niewiele można zarzucić. Ot, popowe kawałki jakie towarzyszą większości wysokobudżetowych produkcji. Dla miłośników modnego dubstepu jest nawet Skrillex - zarówno jego utwór (w scenie ataku na wieżę robali, która po drobnych zmianach mogłaby być jednym z przerywników w StarCrafcie II), jak i on sam we własnej osobie (jako didżej na imprezie u Felixa). Na uwagę zasługuje polski dubbing, mający u mnie osobiście dodatkowe punkty za głos Edyty Olszówki, którym przemawia (i krzyczy) pani sierżant.

Ralph Demolka pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Gracze, którzy wychowali się na Call of Duty mogą narzekać, że tak mało tutaj mrocznych lokacji i do robali, za to za dużo wszędzie różowego lukru, którym oblano krainę Sugar Rush. Ktoś, kto oczekuje dużo doroślejszego humoru w stylu Shreka, też może czuć się zawiedziony. Bo najnowsza animacja Disneya to film przede wszystkim dla dzieci i to one będę się na nim najlepiej bawić. Również te "starsze", które doskonale pamiętają jak całkiem niedawno topiły kolejne żetony w automacie z napisem "Street Fighter II"...

Podsumowując, można stwierdzić, że Ralph Demolka to takie Toy Story na miarę naszych czasów, bowiem pociechy zabierze na ten film już nowe pokolenie rodziców. I tak jak siedemnaście lat temu wspomnienia dorosłych widzów przywoływała szmaciana zabawka-kowboj, tak dzisiaj zadanie to przypadło w udziale fikcyjnej, ale jakże przy tym znajomej, rozpikselowanej grze zręcznościowej.

1 komentarz:

Cantat pisze...

Świetny blog/ caantat.blogspot.com