poniedziałek, 12 października 2009

Łauma

Dzisiaj bez zbytecznych wstępniaków. Jutro powinienem mieć w końcu neta na nowym mieszkaniu, więc moja aktywność sieciowa znacznie wzrośnie. Poniżej jedna z recenzji, będących pokłosiem MFKiG. Przed chwilą dotarło do mnie, że KRL zlikwidował swojego bloga… Blog „Łaumy” na szczęście zostaje i jest do obejrzenia tutaj. No, a teraz zapraszam do lektury.


„Pysk szczerbaty, jadem pluje, cycem plecy oklepuje! Plask! Plask! Plask! Pod szponami kości trzask! Pierdzi ogniem, charczy, zipie, trupiobladym okiem łypie! Ha ha hi hi hu hu ha! Idzie Łauma zła!” W sumie to nie taka zła…

Pierwszy rozdział „Łaumy” był systematycznie publikowany na blogu kultury gniewu. Dzięki temu każdy zdążył narobić sobie smaku na nowy komiks KRLa. Pozostawało tylko pytanie: czy twórcy starczy zapału aby tą historię ukończyć? Na szczęście starczyło zarówno zapału, jak i pomysłów, i na rynek trafił kolejny komiks, który udowadnia, że mamy w kraju autorów na naprawdę światowym poziomie.

O co chodzi w samej fabule, można było wywnioskować ze wspomnianego pierwszego rozdziału. KRL umiejętnie połączył patent z dzieckiem, które wkracza do świata fantazji z mitologią Jaćwingów. Najprościej rzecz ujmując, „Łauma” ma w sobie coś z nieśmiertelnych dzieł literatury dziecięcej, takich jak: „Alicji w krainie czarów”, „Czarnoksiężnik z Oz” oraz „Opowieści z Narnii”. Składniki, dobrze z nich znane, zostały podlane sosem wierzeń i mitów rodem z Suwalszczyzny. Dzięki temu zyskały one drugą młodość, a sama historia ma swojski, bardzo sentymentalny, nastrój. „Łauma”, podobnie jak przywołane wyżej książki, jest dziełem skierowanym głównie do dzieci. Dojrzały czytelnik powinien się jednak przy nim świetnie bawić. Nie wspominając o wszystkich Piotrusiach Panach, dla których nowy komiks Kalinowskiego będzie kolejnym dowodem na to, że nie warto dorastać.

Poznając pierwszy rozdział miałem lekką obawę, że w całym komiksie będzie zbyt dużo opowieści samej Dorotki, a niewiele dialogów. Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. „Wąż, szeptucha i stary kredens” stanowił tylko wprowadzenie do właściwej akcji, czyli rozdziałów „Koźlak” i „Obrażony bóg”. Czyta się je jeszcze lepiej niż rozdział pierwszy - zwłaszcza, że fragmenty jaćwieskich mitów są w nich świetnie wkomponowane i nie naruszają ciągłości narracji. Jedyne, do czego można mieć pewne zastrzeżenia, to zbyt mądre, jak na dziecko, wypowiedzi Dorotki, która zresztą nie tylko mówi jak dorosła, lecz także w sytuacjach kryzysowych zachowuje niezwykłą trzeźwość umysłu i nie wpada w panikę (typowo dziecięcy strach też jest jej obcy). No, ale taka konwencja. Alicja w krainie czarów też radziła sobie całkiem nieźle… Pewne zastrzeżenia można mieć poza tym do zakończenia, ale również w tym przypadku można to wytłumaczyć konwencją fantastycznej opowieści dla dzieci. Co jeszcze? Nieco razi, momentami zbyt nachalne, propagowanie muzyki country. Wiem, że jest to ulubiony gatunek autora, ale czasami mógł odpuścić kolejną wzmiankę o Johnym Cashu i spółce.

Graficznie „Łauma” wypada bardzo dobrze. Postaci duszków nasuwają skojarzenia z trollami z książek Tove Janson. Sama tytułowa wiedźma jest naprawdę przerażająca. KRL doskonale operuje czernią i bielą. Często jakiś element jest po prostu „wydobywany” z mnóstwa kresek zalewających kadr. Robi to świetne wrażenie. Czarno-biała technika w połączeniu z charakterystycznym stylem Karola przynosi naprawdę doskonałe efekty. Od czasu „Kaerelek” autor wyraźnie się rozwinął. Bardzo dobrze wypadają też wszelkie graficzne ozdobniki, które przywodzą na myśl ludowe koronki. Wszystkie te elementy zyskują dodatkowego uroku przez przyjęty, poziomy układ stron.


Mimo, że w zasadzie o dziecku i dla dzieci, to „Łauma” ma kilka elementów, które wprowadzają w zadumę. Czy w pogoni za karierą warto rezygnować z własnych marzeń? Czy czasami nie lepiej aby pasja pozostała pasją, a nie stawała się sposobem na życie i tym samym naszym przekleństwem? Między innymi takie właśnie pytania pojawiają się w głowie podczas lektury. Zastanawia przy tym ile w ojcu głównej bohaterki jest z samego autora. Rysuje, lubi country, pochodzi z północno-wschodniej Polski… i w pewnym momencie postanawia zrezygnować z profesji rysownika. Mam nadzieję, że to ostatnie nigdy nie przyjdzie Karolowi do głowy. Bo mimo, że często daje wyraz swojej irytacji życiem komiksiarza w Polsce, to dalej tworzy opowieści obrazkowe. A każda z tych opowieści jest lepsza od poprzedniej.

Brak komentarzy: