środa, 11 marca 2009

Watchmen Strażnicy

Dzisiaj w końcu świeży tekst (i to jeszcze jak!). Wszystko przez to, że byłem wczoraj na całkiem fajnym filmie, ale wstyd mi dzielić się wrażeniami z niego gdzie indziej, niż tutaj... A na deser pewien animowany rodzynek (dla bardziej naiwnych ode mnie: takiej kreskówki nie ma!).


Żeby potem nie było niedomówień: tak, nie czytałem komiksowego pierwowzoru. Jestem fanem komiksów, który nie przeczytał jednego z najważniejszych dzieł w historii. Zawsze kiedy pojawiała się ekranizacja utworu, którego nie znałem, to musowo nadrabiałem pierwowzór, byle tylko zdążyć przed wizytą w kinie. Tak było z „Persepolis”, tak było i z „300”. Zresztą, przez „Władcę pierścieni” prawie całkowicie darowałem sobie sen. Ze „Strażnikami” się nie udało. Po pierwsze nie miałem dostępu do komiksu, po drugie chciałem w końcu sprawdzić, jak to jest obejrzeć ekranizację, nie znając dzieła ekranizowanego. I muszę przyznać, że nie żałuję.

Opolskie kino Helios zawsze we wtorki ma promocje cenowe, więc udało mi się zabrać dziewczynę oraz znajomych i razem z nimi przesiedzieć w kinie niemal trzy godziny konkretnego widowiska. Był to ostatni seans tego wieczora, więc wpadłem w lekką panikę, kiedy wchodząc do kina ujrzałem tłum ludzi w wieku licealno- studenckim. Jeszcze bardziej zbladłem, kiedy kątem oka dostrzegłem monitor z wolnymi miejscami- wszystkie były czerwone (czyli zajęte). „To se pooglądałem”- pomyślałem. I wtedy okazał się, że te tłumy przyszły oglądać coś, co się zowie „Kochaj i tańcz”. Obok, na drugim monitorze, widać już było masę zieleni- to właśnie była sala kinowa, gdzie miano wyświetlić „Strażników”. Czy dziwi mnie, że (o)polska widownia wybrała wygibasy Damięckiego, zamiast nowego filmu Snydera? Pewnie, że nie...

„Strażnicy” byli bardzo dłudzy, a ja tego dnia wstałem o 6:30, więc obawa, że będę przysypiał, była jak najbardziej realna. Na szczęście tak się nie stało. Film naprawdę wciągał, a masa akcji jakoś nie nużyła (czasami tak bywa, zwłaszcza w produkcjach „matrixopodobnych”). Na sali był komplet widzów (mimo, że za ścianą szalał Damięcki) i o dziwo obyło się bez buraków, głośno komentujących kolejne sceny, rzucających popcornem, czy świecących laserem po ekranie. Pewnie o 21 siedzieli już w knajpach.

Słów kilka o samym filmie. Dzięki temu, że nie czytałem „Strażników” nie mogę porównywać, a co za tym idzie nie czuję niedosytu. Ekranizacje z reguły pozostawiają niedosyt, zatem nieznajomość komiksu, pozwoliła mi skupić się na samym widowisku, a nie wyłapywaniu wątków, których w filmie zabrakło. Jacy zatem są „Strażnicy”? Bardzo komiksowi (w sensie superbohaterskim), a zarazem bardzo realistyczni (relacje między bohaterami, tło społeczno-polityczne etc.). Zdaję sobie sprawę, że cały pomysł jest zasługą Alana Moore'a, dlatego nie będę pisał, że Snyder pokazał jak naprawdę mógłby wyglądać świat, gdyby w połowie ubiegłego wieku pojawili się na nim zamaskowani stróże prawa. To Moor'e był pierwszy, a echa jego dzieła rozbrzmiewają nieustannie w wielu amerykańskich komiksach tzw. głównego nurtu (choćby świetne „Rising Stars” Straczynskiego).

Bardzo przypadło mi do gustu osadzenie akcji w takich realiach, w jakich rozgrywał się komiks, czyli połowie lat osiemdziesiątych. Oczywiście lat osiemdziesiątych, w których jest wyścig zbrojeń, zimna wojna, ale są też superbohaterowie i Nixon na stołku prezydenckim. Cała geneza takiej, a nie innej sytuacji została przedstawiona w retrospekcjach i czołówce samego filmu (naprawdę pomysłowej i świetnie zrealizowanej). Budynkom, samochodom, strojom, nawet fryzurom z lat osiemdziesiątych, towarzyszy muzyka z tego okresu. Wszystkie te elementy budują klimat, który każdy powinien kojarzyć z filmów i seriali oglądanych w dzieciństwie (kanciaste auta, komputery na dyskietki, charakterystyczne płaszcze i inne takie). Historii nie ma sensu tutaj streszczać, trzeba ją poznać samemu. Postacie bohaterów są dosyć typowe (laska, odpowiedniki Supermana i Batmana plus jeszcze kilka oryginałów), ale dzięki temu widz może ujrzeć mniej wybielone wersje swoich ulubionych herosów. Do tego wszystkiego mamy geniusza zła, który... Dobra, starczy.

Oprawa, jak zwykle u Snydera, powala. Świetna muzyka, doskonałe zdjęcia, do tego masa spektakularnych efektów specjalnych- jest na czym oko zawiesić. Zabrakło mi tylko oryginalnie zrobionych napisów końcowych (patrz: „300”), ale w pełni wynagradza to świetna czołówka.

Czas kończyć. Mam nadzieję, że powyższego tekstu nikt nie potraktuje jako recenzji. Ot, są to moje luźne spostrzeżenia zaraz po seansie. Dużo ich się nazbierało, więc tworzenie z nich komentarza, czy wpisu na forum, mija się z celem. Mam nadzieję, że o „Strażnikach” będzie jeszcze głośno (choćby przy okazji premiery DVD). Wydaje mi się, że pod względem szumu medialnego, nie dorównają wspominanym „300”, ale może jednak ktoś się tym filmem zainteresuje i wysupła z portfela pieniądze, które zostały po zakupie biletu na „Kochaj i tańcz”. Ja tymczasem rozpoczynam poszukiwania trzech tomów tego komiksu, w którego wielkość nigdy nie wątpiłem, a film tylko mnie w tym przekonaniu utwierdził. Teraz już nie mam ciśnienia na zakończenie lektury przed seansem, zatem mogę sobie spokojnie szukać, a potem równie spokojnie czytać. Tak, czy inaczej papierowych „Watchemenów” z pewnością sobie nie odpuszczę.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam. Ja w odróżnieniu od autora powyższego tekstu rzadko czytam komiksy, znacznie częściej oglądam ich ekranizacje. Watchmen jest jednak jednym z tych nielicznych komiksów które głownie z sprawą mojego młodszego kuzyna, a i trochę z nudy (gdyż nie miałem tego dnia co robić przeczytałem). Później widziałem również film, niestety nie na dużym ekranie tylko na kompie. Dlatego moja recenzcja, a właściwie moje wrażenia po obejrzeniu tego filmu są nieco inne, niż wrażenia autora powyższego tekstu. Choć nie neguje ich gdyż, jak sam napisał autor nie czytał on komiksu, dlatego po obejrzeniu tego filmu "nie czuje on niedosytu". Ja jednak po obejrzeniu Strażników lekko go odczuwam. Oczekiwałem nieco więcej po takim reżyserze jak Snyder, zwłaszcza po nakręceniu przez niego 300. W filmie tym o dzielnych Spartanach wmiare wiernie odtworzył atmosfere i wątki z komiksu. W przypadki Strażników jednak reżyser nie ustrzegł się wielu drobnych choć bardzo rażących błędów:
1. pomieszał nieco wątki i umiejszył role niektórych bohaterów np. Ozymandiasa, przy tej okazji wydaje mi się że reżyser przeczyał poszczególne tomy bardzo pobieżnie lub ogladał jedynie ilustracje.
2. Klimat filmu w zasadzie spoko, ale komiks był nieco mroczniejszy (trwa zimna wojna, a niekiedy miałem wrażenie jakbym oglądał musical, nie wiem może mylnie, a gdzie mrok........?).
To w zasadzie są te błedy reżysera które rzuciły mi się w oczy, po pierwszym obejżeniu film w średniej jakości na kompie. Co do efektów specjalnych nie można im nic zarzucić stoją na dobrym poziomie , gra aktorska jest również w miarę dobra oddająca w zasadzie bez większych zastrzeżeń komiksowych herosów. Ma subiektywna ocena po obejrzeniu tego filmu to w skali od 1 do 10 to 6. Film wart obejrzenia jednak nie zachwycający, panie Snyder po nakręceniu 300 poprzeczka zawisła bardzo wysoko, a Strażnic ja nieco obniżyli "szlachectwo zobowiązuje".
Ps. Do autora tekstu o filmie nie mam osobiście większych zastrzeżeń, jednak jak przeczyta On komiks z pewnością podzieli część mej opinii. I jeszcze jedno przed napisaniem tego tekstu wbiłem sobie na stronę filmweb.pl.(http://www.filmweb.pl/f317089/Watchmen+Stra%C5%BCnicy,2009/recenzje). I przeczytałem recenzje tam zamieszczoną, i nie spodobało mi się, to że moim skromnym zdaniem jej autor pisząc
ją zeżnał ją jak mi się zdaje z paru gazet i opisów w necie oraz recenzji samego komiksu. Po ekipie z filmweb.pl spodziewam się czegośc więcej. Pozdrawiam. Rafał J.

Anonimowy pisze...

"Strażnicy byli dłudzy [...]."

a który był najdłuższy? ;P

twój przyjaciel gej

PKP pisze...

Najdłuższy był oczywiście dr Manhattan (i najbardziej niebieski). Zresztą musisz to zobaczyć. To, co prawda, nie to samo, co filmiki z redtube, ale jednak penis jest...

Mam kilku przyjaciół gejów, ale obstawiam, że jesteś tym najbardziej nadgryzionym zębem czasu :P