piątek, 13 listopada 2009

Garfield - najbardziej ludzki wśród kotów

Każdego, kto myślał, że na niniejszym blogu nie pojawią się już me stare teksty (debiutujące w Reset Forever) muszę wyprowadzić z błędu. Z braku chęci do pisania postanowiłem znowu pogrzebać w dawno nie otwieranych folderach i parę potworków wystawić na światło dzienne. Dzisiaj jeden z nich. Infantylny, tendencyjny, pełen błędów (zacząłem nawet zdanie od "a więc"!), a nade wszystko wyglądający jak rzecz sponsorowana, ale... będący całkiem na czasie. I to na czasie zarówno w momencie tworzenia, jak i obecnie. Pięć lat temu napisałem go z okazji premiery kinowego "Garfielda". Dzisiaj ten film leci na Polsacie. Istnieje znikoma szansa, że ktoś po seansie wstuka w Google słowa "Garfield" i przez przypadek trafi właśnie na ten tekst. Sprytna metoda zwiększenia oglądalności - prawda? Osobiście wspomnianego filmu do tej pory nie widziałem. I dzisiaj też go nie zobaczę (niestety). A poniższa paplanina pochodzi z numeru 9/04. Jako mały bonus graficzka, która ozdabiała pierwotny tekst (napis w dymku to twórczość własna redaktora, który składał numer; zatem macie do czynienia z prawdziwym unikatem).


Jako uzupełnienie (a najlepiej wstęp) do poniższego artykułu proponuję lekturę przepisu na lasagne (czyt. lazanię). Znaleźć go można na opakowaniach większości dostępnych na rynku, specjalnych makaronów do tej właśnie potrawy. Zawsze przyjemniej czytać i jednocześnie coś zagryzać. Bohater niniejszego artykułu naprawdę wie co dobre. Istnieje więc realna nadzieja, że jeśli nie usatysfakcjonuje was mój tekst, to przynajmniej lasagne wam zasmakuje. A więc: Smacznego!

W kinach można obejrzeć ekranizację najsłynniejszego komiksu prasowego świata - "Garfielda". O jakości tej produkcji nie będę się wypowiadał, nie ulega jednak wątpliwości, że w związku z nią odżyło zainteresowanie pomarańczowym kocurem (właściwie to jego popularność nigdy nie malała, no ale teraz pewnie jeszcze się zwiększy). Może więc nastał dobry moment aby przyjrzeć się Garfieldowi nieco bliżej?

Wpierw małe info dla tych, którzy ostatnie lata spędzili w odległej galaktyce lub schronie przeciwatomowym i nie bardzo orientują się, co to takiego ten "Garfield". Otóż Garfield to kot, ale nie taki zwykły tajemniczy, zwinny i przymilny dachowiec. Ten kot to zaprzeczenie typowego, słodziutkiego zwierzaka. Jest leniwy, tłusty, a przede wszystkim niezwykle inteligentny. Zawsze mówi to co myśli i nie ulega żadnym modom. Jego styl bycia można określić jako połączenie złośliwości, cynizmu, sarkazmu i inteligentnego humoru. Te cechy powodują, że nieustannie daje w kość swojemu właścicielowi Jonowi (psychicznie) i jego drugiemu zwierzakowi - psu Odiemu (fizycznie). Czy Garfield jest więc niesympatyczny, odpychający, zły? Nie! On jest po prostu autentyczny.

Twórca Gerfielda - Jim Davies urodził się 28 lipca 1945 roku w Marion, w stanie Indiana (...taka część USA). Dzieciństwo spędził na farmie swoich rodziców. Na farmie, jak to na farmie, wiadomo: parę budynków, hektary pól i masa zwierząt. Wśród tych zwierząt znajdowało się aż 25 kotów (to wiele wyjaśnia). Jim pewnie poszedłby w ślady ojca i został farmerem gdyby nie to, że chorował na astmę i większość czasu musiał siedzieć w domu. To właśnie wtedy zaczął rysować. Pierwsze, amatorskie rysunki z czasem zyskały dymki i przekształciły się w krótkie komiksy. Jim dorósł, ale nie zapomniał o swoim hobby z dzieciństwa. Po studiach na Ball State University i pracy w lokalnej agencji reklamowej, zajął się rysowaniem komiksów na poważnie. W 1969 roku został asystentem Toma K. Ryana - twórcy humorystycznej serii osadzonej w realiach dzikiego zachodu pt.: "Tumbleweeds". U jego boku Davies wymyślił swój pierwszy profesjonalny komiks - "Gnorm Gnat". Jego bohater był dość osobliwy, gdyż był... pluskwą. Przygody Gnorma ukazywały się w lokalnej gazecie i odniosły nawet pewien sukces, ale kiedy autor próbował sprzedać je do tytułów ogólnokrajowych usłyszał, że owszem jego historie są zabawne, ale ten ich bohater... (kurcze, co ci ludzie mają do robaków?). Po pięciu latach wydawania Davis postanowił więc "zerwać" ze swoim bohaterem i na jego miejsce poszukać jakiejś bardziej "przystępnej" postaci. W ostatnim odcinku "Gnorm Gnat" wielka stopa rozdeptuje sympatyczną pluskwę i na tym się kończy kariera "pierwszego dziecka" Davisa. Jim poszukując nowego bohatera swoich opowieści dostrzegł, że w komiksach wyraźnie dominują psy. Jak łatwo się domyślić młody autor był zwolennikiem kotów (25 tych stworzeń, z którymi miał do czynienia w dzieciństwie, "zrobiło swoje") i właśnie przedstawiciela tego gatunku postanowił postawić w opozycji do psiej dominacji. Tak pewnego dnia 1978 roku, we włoskiej restauracji Mama Leone's, narodził się Garfield - kot pozornie zwyczajny, ale tak naprawdę wyjątkowy, który swoje oryginalne imię zyskał po dziadku Jima: Jamesie Garfieldzie Davisie. Doskonała formuła komiksu prasowego (trzyrysunkowe paski zakończone zabawną puentą) i tworzenie opowieści dosłownie dla wszystkich (brak przemocy, wulgaryzmów i drażliwych tematów) zapewniły Davisowi niewyobrażalny sukces. Już po roku prawa do druku komiksów z Garfieldem kupiła setna gazeta. Obecnie "Garfield" publikowany jest w 23 językach, w 63 krajach, a liczba jego regularnych czytelników przekracza 263 miliony. Liczba tytułów gazet, w których znajdziemy jego przygody przekracza już 2,5 tysiąca. Czy przy takich danych może dziwić, że "Garfield" trafił do "Księgi rekordów Guinnessa" jako najczęściej przedrukowywany komiks na świecie? Garfield to już nie tylko komiks, to prawdziwy przemysł. W 1981 Davis założył Paws Inc. - firmę, która kontroluje wszystko, co związane z leniwym kocurem. Dzięki temu posunięciu twórca Garfielda nie dość, że zarobił kupę forsy (wpływy ze sprzedaży zabawek, rozmaitych gadżetów, produkcji filmów animowanych itp.), to jeszcze zachował całkowitą kontrolę nad swoim bohaterem i jakością jego przygód. Ale "Garfield" to nie tylko sukces marketingowy, to również sukces artystyczny. Davis w 1981 i 1986 zdobył tytuł najlepszego twórcy komiksów, w 1985 nagrodę Elzie Segar za zasługi dla przemysłu komiksowego, a w 1990 nagrodę Reubena za najlepszy komiks roku. Również kreskówki o Garfieldzie zostały zauważone (czy to może dziwić?) i docenione, czterokrotnie zdobywając nagrodę Emmy (13 razy był nominowany). Od 1988 roku powstawał serial "Garfield i przyjaciele" (wyświetlany również w naszym kraju), który szybko zyskał status kultowego. Kwestią czasu było pojawienie się filmu fabularnego o przygodach pomarańczowego tłuściocha. W czasach kiedy, dzięki animacji komputerowej, na ekranach kin goszczą rozmaite rysunkowe postaci, również Garfield wystąpił w produkcji z żywymi aktorami. Recenzje nie są niestety zbyt pochlebne (rutyna przy ekranizacji komiksów), no ale to można było przewidzieć. W końcu w kilkudziesięciominutowym filmie niezwykle trudno oddać ducha kilkuobrazkowego paska z dymkami. Przed Garfieldem jednak świetlana przyszłość i tak upartemu kocurowi na pewno nic nie stanie na drodze w niezwykle błyskotliwej karierze.

Podsumowaniem powyższego tekstu niech będą słowa samego Jima Davisa, wyjaśniające pokrótce fenomen Garfielda: "Najważniejszą rzeczą, jest umiejętnie budować gagi, tak żeby były jednocześnie banalne i błyskotliwe, zrozumiałe dla małych czytelników - ale bawiące także dorosłych - dlatego w komiksach poruszam głównie dwa wątki - jedzenia i spania ... o dziwo wszystkich to bawi." No tak! To wszystko wyjaśnia. W innych wypowiedziach Davis podkreśla również, że Garfield jest taki, jak wiele osób naprawdę chciałoby być: jego życie składa się z jedzenia i spania, ma odwagę mówić to co myśli i buntuje się przeciwko wszelkim autorytetom. Czyż to nie ironiczne, że właśnie przez swoją szczerość i autentyczność Garfield jest tak zabawny? Jedno jednak nie ulega wątpliwości: Garfield to kot naprawdę wielki - dosłownie i w przenośni.

1 komentarz:

RBronson pisze...

Pocieknął po mnie strumień retro ekstazy. Artykuł świetny, nawet pomimo, że o tym pomarańczowym dachowcu :)). Wskrzeszaj dalej legendę!