wtorek, 4 stycznia 2011

Subiektywne podsumowanie komiksowe A.D. 2010

Kilka dni przerwy i kolejny post. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tempo. Dzisiaj o komiksach - niestety bardzo skromniutko. Uwaga, większa część tekstu doskonale pokazuje, że jestem naprawdę wielką "chwalidupą" (jak to określiła moja dziewczyna).

Dawno nie było roku, w którym przeczytałbym równie mało komiksów, co w 2010. Mógłbym to zwalić na karb braku czasu, niedostatku pieniędzy czy skupienia się na innych pasjach. Prawda chyba jest jednak taka, że jako czytelnik komiksów nieco się wypaliłem. Mam nadzieję, że w rozpoczynającym się roku odżyje mój komiksowy bzik i będę zarówno więcej czytał opowieści obrazkowych, jak i więcej o nich pisał.

A skoro mało czytałem, to i dużo ważnych komiksów przeszło mi koło nosa. Najbardziej żałuję zbiorczego "Osiedla Swoboda", którego zakup postanowiłem sobie zostawić na później, a którego nakład już się wyczerpał. Nie pozostaje mi w związku z tym nic innego, jak czekać na drugie wydanie. Inne tytuły, których nie dane mi było przeczytać, ale których lekturę planuję nadrobić, to m.in.: "Dziennik z podróży" i "Żegnaj Chunky Rice" Craiga Thompsona, "Rany wylotowe" Rutu Modan, "Blacksad" #4 Canalesa i Guarnido, "Prosiaczek 1990-2010" Krzysztofa Owedyka, "Rewolucje" #5 Mateusza Skutnika i rzecz jasna zeszłoroczne tomy "Wilqa" braci Minkiewiczów.


Z tego, co przeczytałem, niewiele było rzeczy naprawdę wyjątkowych. Najbardziej obłowiłem się podczas MFKiG. Z łódzkich zdobyczy najlepiej wspominam "Safari na plaży" Mawila i "W cztery oczy" Saschy Hommera. O ile jednak "W cztery oczy" niczym mnie nie zaskoczyło, o tyle dzieło Mawila uważam za jeden z najlepszych tytułów mijającego roku. Podobnie jak poprzednie komiksy młodego Niemca, ten również dowodzi, że jego autor ma naprawdę spory talent i w lekkich, humorystycznych obyczajówkach mało kto może z nim konkurować.

W zeszłym roku ogromne wrażenie zrobił na mnie "Uzbrojony Ogród" Davida B. (wydany jeszcze w grudniu 2009). Co sądzę o tym tytule, pisałem już na Alei Komiksu, więc tutaj nie zamierzam się rozpisywać. Po prostu polecam.


Inne zaległości, które udało mi się nadrobić i których lektury na pewno nie można uznać za stratę czasu to: "Calvin i Hobbes" #11 Billa Wattersona, "Karuzela Głupców" Jasona Lutesa, "Międzyczas" Marka Turka, "Konrad i Paul" Ralfa Koeniga oraz pierwszy tom "Midnight Nation: Plemię cienia" J. M. Straczyńskiego i Gary'ego Franka (wierzę, że w końcu zabiorę się za ciąg dalszy).

I chyba tyle. Było, co prawda, jeszcze kilka ciekawych tytułów, ale żaden z nich nie wcisnął mnie w fotel. O ile jednak, w temacie czytelnictwa, 2010 wygląda kiepsko, o tyle, jeśli chodzi o sprawy ogólnie związane z komiksami, jest już znacznie lepiej. Udało mi się znowu pojechać na MFKiG w Łodzi, gdzie zdobyłem parę fajnych autografów. Kilka moich tekstów pojawiło się na Alei Komiksu, a i newsów też trochę napisałem (mimo ogólnego braku czasu i notorycznego lenistwa). Najmilszą niespodzianką była jednak publikacja fragmentu mojego tekstu na okładce dziewiątego tomu mangi "Hiroszima 1949: Bosonogi Gen". Zwracam tylko uwagę, że w podpisie wkradła się mała nieścisłość, gdyż w nawiasie pod moim imieniem i nazwiskiem pojawia się nazwa Alei Komiksu. Oczywiście współpracuję z rzeczonym serwisem, ale cytowany tekst pierwotnie opublikowany został w Reset-Forever (a później na niniejszym blogu) i taki podpis może kogoś wprowadzić w błąd (autorem recenzji, którą znaleźć można na AK, już nie jestem). Fakt zacytowania przez wydawcę uważam niemniej za prawdziwe wyróżnienie i doskonały powód, aby w końcu wrócić do tej serii (zrobiłem sobie świąteczny prezent, kupując cztery tomy, których do tej pory nie miałem okazji przeczytać).


Wiem, że w rozpoczynającym się roku przeczytam więcej komiksów niż w minionym (bo czyż można mniej?). Kończę zatem i zabieram się za nadrabianie zaległości...

Brak komentarzy: