piątek, 19 grudnia 2008

Hiroszima 1945: Bosonogi Gen #1

I znowu wieczorny wpis (jutro na odmianę będzie poranny). Dzisiaj publikuję tekst, będący niejako wprowadzeniem do premierowej recenzji, którą zamieszczę tutaj za kilka dni. Będzie to tekst o trzecim tomie "Hiroszimy 1945", który napisałem niemal dwa lata temu, lecz nigdzie się on nie ukazał (bo nie ukazał się kolejny numer "R-F"). Zatem na początek co nieco o pierwszym tomie tej wspaniałej mangi. Zapraszam.

Niewiele jest komiksów, które potrafią opowiadać o rzeczach niesłychanie ważnych w sposób naprawdę trafiający do czytelnika. Zazwyczaj serwuje nam się łopatologiczne propagandówki, które rażą swoją konstrukcją i nudzą fabułą, jakby żywcem wyjętą z podręczników. Przykładem takich opowieści jest fala polskiego komiksu historycznego, która od ponad roku przetacza się przez rynek (zawsze przy okazji jakiejś ważnej rocznicy). Na szczęście komiks historyczny nie kończy się tylko na naszym kraju. Na świecie są autorzy, potrafiący rysować i opisywać historię tak, że można im tylko bić pokłony. Mamy, więc Arta Spiegelmana i jego "Maus", mamy i przebój ostatnich miesięcy, czyli "Persepolis" Marjane Satrapi, no i mamy w reszcie dzieło o tytule "Hiroszima 1945: Bosonogi Gen" Keijiego Nakazawy.


Przyznam się, że nigdy nie byłem entuzjastą mangi. Irytowało mnie w niej wiele rzeczy. Po pierwsze kreska, która wydawała mi się identyczna w każdym komiksie japońskim. Po drugie: sam sposób prezentacji opowieści, czyli dymki latające po całych kadrach (nie wiadomo, kto co mówi) i konieczność czytania od tyłu. Co prawda cenię anime i jestem wielkim fanem kilku obrazów z kręgu japońskiej animacji, ale komiks z Kraju Kwitnącej Wiśni jakoś nigdy do mnie nie przemawiał. Po prostu bliższe były mi dzieła europejskie i amerykańskie. Do czasu jednak... Dobra opowieść obroni się niezależnie od tego, w jaki sposób ją zaprezentowano. A to, co stworzył pan Nakazawa budzi u mnie wielki podziw i szacunek. To nie jest komiks dobry, to jest komiks wybitny!

Chyba nietrudno się domyślić, o czym jest "Hiroszima 1945: Bosonogi Gen"? Zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 roku to jedna z największych tragedii ludzkości i według mnie jedna z poważniejszych zbrodni II wojny światowej. Gdyby autor chciał to wydarzenie opisać w najprostszy możliwy sposób, to stworzyłby dokument w obrazkach, który przedstawiłby nam pokrótce losy wojny na Pacyfiku, później pierwsze próby jądrowe, nastroje w dowództwach obydwu stron, oczywiście samo zrzucenie bomby i w reszcie jego konsekwencje polityczne. Tak się na szczęście nie stało. Co prawda dowiadujemy się z mangi o wielu z wspomnianych rzeczy, ale są to tylko krótkie wzmianki, znajdujące się w albumie tylko po to, żeby uwiarygodnić przedstawione wydarzenia i pokazać ich genezę. "Hiroszima 1945: Bosonogi Gen" jest opowieścią o narodzie japońskim. Opowieścią pokazaną jednak przez pryzmat rodziny Nakoka. Daikichi, Kimie (rodzice), oraz Koji, Akira, Eiko, Gen i Shinji (dzieci)- to prawdziwi bohaterowie tej opowieści. Są to ludzie ubodzy, ale pracowici. Niby są jedną z wielu typowych, miejskich rodzin japońskich, lecz nie do końca. Ojciec rodziny jest bowiem zdeklarowanym pacyfistą, który nie wstydzi się swoich poglądów i głośno je wyraża. To właśnie przez poglądy Daikichiego, każdy Nakaoka jest uważany za zdrajcę. Matka nie dostaje jedzenia, dzieci są bite i poniżane w szkole, posądza się je o kradzież- ogólnie ich życie zmienia się bardzo. Trwa woja, wróg zyskuje przewagę, ale święte cesarstwo Japonii i tak zwycięży- to zdanie wszystkich, ale nie Nakaoki. Jest on twardy, nie poddaje się. Nie zmienia go zarówno trafienie do więzienia, jak i wstąpienie syna do marynarki. Ojciec wierzy w to co mówi i swoje przekonania próbuje wpajać dzieciom. A dzieci ma wyjątkowe. Nie będę tutaj opisywał wszystkich, bo sami ich doskonale poznacie przy okazji lektury, skupię się tylko na postaci tytułowej, czyli Genie. Jest to bohater niezwykły, ponieważ pomimo tego, że ma świadomość ciężaru sytuacji, w jakiej znalazł się on i jego bliscy, nie traci swojej dziecięcej niewinności. Drugoklasista z niego sumienny i pracowity, a przy tym potrafiący czerpać radość z każdego dnia, jaki dane mu jest przeżyć. On i jego młodszy brat Shinji to dwójka dzieci, które musiały dorosnąć naprawdę szybko. Chłopcy nauczyli się odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale również za swoją starszą siostrę i ciężarną matkę. Często płaczą, często są bici, lecz nie załamują się. Ba, potrafią nawet pomóc swoim rodzicom i wcale nie oczekują za to pochwał, gdyż swoją pomoc utrzymują w tajemnicy. Punktem kulminacyjnym całego tomu jest wybuch bomby atomowej. Ukazano go z całą bezwzględnością i realizmem. Widzimy ludzi ze stopioną skórą, zawalone domy i ogień- wszędzie ogień, prawdziwe morze płomieni. Wybuch to tylko kilka ostatnich stron. Bowiem nie jest on istotą tej opowieści. Jest tylko wykrzyknikiem w zdaniu, które pojawia się w głowie w trakcie lektury: Wojna to największe zło na Ziemi!

Warstwa graficzna praktycznie nie powinna być tu komentowana. Tego komiksu nie da się rozdzielić na scenariusz i rysunki, gdyż oba te elementy są tak bardzo ze sobą powiązane, że jedno bez drugiego nie miałoby racji bytu. Sama kreska Nakazawy jest bardzo prosta (nawet jak na mangę). Można o niej powiedzieć, że jest wręcz archaiczna. Ale czemu się dziwić, skoro "Hiroszima 1945: Bosonogi Gen" powstawała pod koniec lat sześćdziesiątych? Bohaterowie wyglądają dosyć groteskowo i komicznie. Na szczęście nie ma tu muskularnych olbrzymów i długonogich lasek. Są za to prawdziwi, chociaż prosto narysowani, ludzie. Ich ciała może nie są proporcjonalne, ale emocje za to autentyczne. Widzimy ich łzy (w formie prawdziwych potoków) i pot. Widzimy też ich gniew i radość. To są prawdziwi ludzie, którzy mają prawdziwe emocje. Mimo tego, że wyglądają jakby byli żywcem wyjęci z kreskówki dla dzieci, to mamy świadomość, że są to postacie autentyczne, że tacy ludzie kiedyś spacerowali ulicami Hiroszimy i że przeżyli prawdziwe piekło. Wiemy to właśnie dlatego, że mają emocje- nigdy nie są obojętni wobec otaczającej ich rzeczywistości.

"Hiroszima 1945: Bosonogi Gen" to, jak już wspomniałem, komiks wyjątkowy. Wyjątkowy przez swą prawdziwość. Nie mamy tutaj do czynienia z dokumentem wojennym, lecz opowieścią obyczajową osadzoną w takich, a nie innych realiach. Obraz, jaki w niej zarysowano jest tyleż wstrząsający, co autentyczny. Dawno nie czytałem komiksu, który wywołałby u mnie tak silne emocje. Keiji Nakazawa przeżył Hiroszimę i jego dzieło jest częściowo autobiograficzne, ale nawet gdyby tak nie było, nie mielibyśmy powodów, aby mu nie wierzyć. Po prostu jego wizja jest tak prawdziwa, tak uderzająca, że przesłanie komiksu, jego wymowa, siłą rzeczy do nas trafia i w pełni identyfikujemy się z poglądami autora. A to dopiero pierwszy tom. W kolejnych z pewnością nie będzie inaczej. Gen znajdzie się w kompletnie innej rzeczywistości i tak jak musiał przyzwyczaić się do braku tolerancji, tak teraz będzie musiał nauczyć się żyć w piekle. Jak bardzo mu współczuję, tak mocno trzymam za niego kciuki i cieszę się, że żyję w kraju, w którym nie ma wojny. Pamiętajmy jednak, że na świecie jest pełno konfliktów, że codziennie gdzieś giną dzieci. Giną przez sprawy dorosłych: pieniądze, granice, ropę, Boga... za wolność. Pamiętajmy o tym i za namową autora: "Nieśmy całemu światu przesłanie pokoju"!

"Hiroszima 1945. Bosonogi Gen" tom 1
Scenariusz: Keiji Nakazawa
Rysunki: Keiji Nakazawa
Wydwca: Shobunsha (1972)
Wydawca PL: Waneko (2004)
Liczba stron: 288
Format: A5
Oprawa: miękka z obwolutą
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały + 4 strony kolorowe

Brak komentarzy: