wtorek, 2 grudnia 2008

Soul Blade

Pora zacząć... Na początek stary (a zatem: bardzo optymistyczny i naiwny) tekst o grze "Soul Blade". Mordobicia to jeden z moich ulubionych gatunków (przez kilka lat był nawet ulubionym), więc w "Reset-Forever" pojawiło się całkiem sporo moich "propagandowych artykułów". Mimo, że poniższy tekst jest mocno przesłodzony, to życzę smacznego. Aha, powstał on w czerwcu 2004 roku, a opublikowany został w numerze 7/2004.


Muszę się przyznać, że zabierając się do pisania poniższego tekstu miałem pewne wątpliwości. Miał on bowiem dotyczyć gry na PlayStation, a przecież tworzyłem go do zinu o grach pecetowych. No ale suma sumarum doszedłem do wniosku, że jeśli chcę na poważnie "propagować" gatunek mordobić to nie mogę zapominać o dominującym w tej dziedzinie rynku konsolowym. Z drugiej strony nawet ŚP "Reset" miał, w pewnym okresie swego istnienia, kącik konsolowy. Czemu więc nie wrócić do tej tradycji? Ostatecznie tekst powstał i mam nadzieję, że dzięki niemu ktoś zwróci uwagę na starą, ale ciągle jarą produkcję Namco.

"Soul Blade" to prawdziwa gra-legenda. Mocne stwierdzenie jak na początek opisu? No cóż, musicie do takiego stylu mojej wypowiedzi się przyzwyczaić, ponieważ otwarcie przyznaję się, że mordobicie to należy do moich ulubionych i nie potrafię się inaczej o nim wyrażać niż w samych superlatywach. Nie jest to produkcja nowa, gdyż na automatach pojawiła się już w roku 1995, a swoją konsolową premierę zaliczyła rok później (w Europie dopiero w 1997), ale mimo to nadal potrafi zachwycać, nie tylko grywalnością, lecz również oprawą. Ale po kolei.

Po wydaniu "Tekken 2" Namco postanowiło na chwilę odpocząć od swojej sztandarowej serii i stworzyć całkiem nową bijatykę. Decyzja ta okazała się strzałem w dziesiątkę. Pierwszą rzeczą jaka rzucała się w oczy (to chyba zrozumiałe...) była niesamowita grafika nowej gry. "Soul Blade" w dniu swojej premiery był prawdziwym szczytem grafiki w grach komputerowych. Zachwycało dosłownie wszystko: od aren i teł, przez modele postaci, a na efektach świetlnych kończąc. Te ostatnie (zwłaszcza przepiękne smugi zostawiane przez broń) robią duże wrażenie nawet dzisiaj.

Kolejnym elementem, wręcz idealnym, była oprawa dźwiękowa "Soul Blade". Bardzo dobrym odgłosom toczących się walk i typowym w mordobiciach powiedzonkom zawodników, towarzyszyła przepiękna, idealnie dopasowana muzyka. Na każdej arenie pojawiał się odmienny, charakterystyczny motyw instrumentalny. Tym jednak co naprawdę wgniatało w ziemię, był podkład muzyczny intra gry. No właśnie: intro... Film otwierający całą grę jest prawdziwym mistrzostwem świata w dziedzinie animacji i moim skromnym zdaniem jedyną firmą, która może na tym polu skutecznie rywalizować z Namco, jest Blizzard. A to już samo w sobie powinno stanowić rekomendację dzieła Japończyków.


Pozachwycałem się trochę nad oprawą "Soul Blade", ale co z rzeczą najważniejszą, czyli grywalnością? Oczywiście tutaj jest równie dobrze. Wpierw może jednak trochę o mechanice rozgrywki. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział to przypomnę, że "Soul Blade" jest mordobiciem 3D, w którym walka toczy się na broń białą. Broń ta jest równie urozmaicona co dzierżący ją wojownicy. Mamy więc samuraja z kataną (Mitsurugi), wielkiego barbarzyńcę z równie wielkim toporem (Rock), Chińczyka z nunchaku (Li Long), ninja-panienkę ze sztyletami (Taki) i kilka innych, równie barwnych, postaci. Moim osobistym faworytem jest mały rycerz (nie mylić z Wołodyjowskim) z olbrzymim (bez skojarzeń, proszę) mieczem, czyli Siegfried. Cała historia obraca się wokół mitycznej broni, tytułowego Soul Blade i pewnego złego (a jakże!) pirata imieniem Cervantes, który w finale zamienia się w głównego bossa, który nazywa się Soul Edge (taki też tytuł miała azjatycka wersja gry). Po szczegóły dotyczące fabuły zapraszam już do gry, gdyż naprawdę warto. System walki oparty jest na dwóch ciosach bronią (cięcia: pionowe i poziome), bloku i kopnięciu. Do dyspozycji mamy więc cztery klawisze, dzięki którym możemy wyprawiać z naszą postacią prawdziwe cuda (trzeba tylko trochę chęci i umiejętności). Opcje gry jaki znajdziemy w "Soul Blade" to standardowe: Arcade, Time Attack, Practice, Survival oraz nowatorski Edge Master Mode ( tryb przygody, w której musimy pokonywać wrogów na różne, oryginalne sposoby, a w nagrodę za to dostajemy nowe bronie). Grywalność "Soul Blade" jest wręcz wzorcowa. Mnóstwo kombinacji ciosów, niesamowita oprawa, urozmaicone postacie, niezwykła dynamika walk, a przede wszystkim wspomniany już tryb Edge Master Mode, sprawiają, że z mordobiciem tym można spędzić wiele cudownych chwil. Po prostu sam miód!

Co jeszcze można napisać o dziele Namco? Hm, wiele rzeczy. Np. to, że "Soul Blade" zapoczątkował serię, której następnymi odsłonami były "Soul Calibur" i "Soul Calibur 2"- mordobicia, które obok najnowszych "Tekkenów" i "Virtua Fighterów" zajmują podium trójwymiarowych bijatyk. Nie będę się jednak nad fenomenem "Soul Blade" rozwodził w nieskończoność. Najlepiej będzie jeśli się o nim przekonacie osobiście. Dziś bez problemu można znaleźć w sieci kilka dobrych emulatorów PlayStation. Wystarczy tylko poszukać. Potem odwiedziny u kumpla, który posiada konsolę i ową grę (ew. przejrzenie ofert sklepów i aukcji internetowych), i już można zanurzyć się w cudowny świat "Soul Blade/Edge". Gwarantuję, że jeśli lubicie mordobicia to produkt Namco wprost pokochacie.

Brak komentarzy: