czwartek, 18 grudnia 2008

Appleseed

I w końcu wpis poranny... Zabieram się od jakiegoś czasu do napisania tutaj premierowego tekstu, ale jakoś zabrać się nie mogę. Miało być o nowym "Wilqu", zaplanowałem sobie też kilka słów o (dodanym do "Playa") "Dead Space", ale coś mi pary brakuje. Ba, obejrzałem ostatnio kilka dobrych filmów i seriali i też wypadałoby cokolwiek o nich napisać, ale... No właśnie tym "ale" jest chyba fakt, że u góry wisi logo "Reset-Forever" i w żaden sposób nie potrafię się przełamać i skrobnąć krótkiej notki, tylko od razu chcę się zabrać za artykuł/recenzję pełną gębą. Może jednak się przełamię... A dzisiaj tekst z numeru 12/2005.


Światła w sali gasną, na ekranie pojawia się kilka napisów, a w tle zaczyna przygrywać szybkie techno. Pierwsze obrazy: noc, wielka metropolia leżąca w gruzach, jakieś postacie czające się w cieniu. Tempo przyśpiesza. Strzał, wybuch, walka! Ja pier...! Już wiem, że film, który właśnie się rozpoczyna, będzie obrazem niezwykłym.

Jest rok 2131. Trzecia wojna światowa to już przeszłość. Cały świat leży w ruinie. Cały? Nie do końca. Gdzieś (nie wiadomo gdzie dokładnie) znajduje się Olimp- mityczne miasto, będące prawdziwym rajem na ziemi, w którym obok siebie żyją ludzie i Bioroidy (niezdolne do rozmnażania się klony). Do tego miasta trafia nasza bohaterka: Deunan Knute, kobieta pod każdym względem niezwykła (jak to w anime bywa). Nasza heroinka odkrywa, że nie wszystko tutaj jest tak piękne, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Więcej na temat fabuły nie zdradzę. Dodam tylko, że jest ona dosyć typowa dla tego typu produkcji (czytaj: cyberpunk, świat po przejściu apokalipsy itp.). Zawiera w sobie jednak wystarczającą ilość zawiłości i tajemnic, aby zainteresować nawet najbardziej wybrednego widza. Do tego dochodzi jeszcze przesłanie. Niby sztampowe, ale i tak nasuwające pewne refleksje nad prawdziwą naturą człowieka. Czy naszym przeznaczeniem naprawdę jest tylko wojna i dążenie do samozagłady?- na takie pytania próbuje odpowiedzieć film Shinjiego Aramakiego. Czy udanie? Musicie sami ocenić. Mnie taka fabuła i przesłanie w produkcji nastawionej przede wszystkim na akcję całkowicie wystarcza (a nawet przerasta moje oczekiwania).

No właśnie: akcja. Co by nie pisać o tym filmie, "Appleseed" to przede wszystkim obraz, a nie treść. Owszem fabuła jest tutaj ważna i naprawdę potrafi wciągnąć, lecz główny atut omawianej produkcji stanowi jej forma. Cały świat przedstawiony: budowle, pojazdy, rośliny, etc. zostały wygenerowane komputerowo, natomiast postacie bohaterów są ukazane klasycznie, dwuwymiarowo. Producent (czy może raczej dystrybutor) określił to mianem real-life-CG-anime. Dzięki temu "Appleseed" może nosić miano pierwszego na świecie filmu real-life-CG-anime... i pewnie ostatniego, bo kolejni twórcy, którzy stworzą taką mieszankę 2D i 3d nazwą ją już całkiem inaczej i dzięki temu też będą pionierami w jakimś-tam-anime. Ale wracając do samej animacji: zanim obejrzałem "Appleseed" obawiałem się, czy aby taki kolaż stylów nie będzie wyglądał nienaturalnie, czy wręcz śmiesznie. Na szczęście moje obawy nie potwierdziły się. Bohaterowie doskonale pasują do tego trójwymiarowego świata. Zresztą oni też są trójwymiarowi (takie przynajmniej sprawiają wrażenie), tyle, że powleczono ich płaskimi, typowo anime'owymi teksturami. Wiem, że brzmi to pokrętnie, ale moja uboga wiedza na temat grafiki komputerowej sprawia, że inaczej tego opisać nie potrafię. Jeśli graliście w grę wykorzystującą technikę cell shading (ostatnio np.: Ultimate Spider-man), to powinniście wiedzieć, o co mi chodzi.

Mógłbym się jeszcze długo zachwycać nad "Appleseed", lecz nie o to chodzi. Do omawianego filmu jak ulał pasuje wyświechtane hasełko: Tego po prostu nie da się opisać, to trzeba zobaczyć samemu! Jeśli mimo wszystko, jeszcze was do tego obrazu nie przekonałem, to jako argument ostateczny podam informację, że "Appleseed" jest adaptacją mangi, pod takim samym tytułem, autorstwa Masamune Shirow- twórcy m.in. fenomenalnego "Ghost in the Shell" (dzieło to też doczekało się monumentalnej, już teraz kultowej, adaptacji). Poza tym od 24 listopada "Appleseed" jest dostępny na DVD. Teraz więc nawet jednostki, które boją się większych zgromadzeń ludzkich, nie do końca rozumieją termin "społeczeństwo", a wyprawa do kina jest dla nich przedsięwzięciem równie realnym, co podróż na księżyc, mogą się cieszyć widokiem Deunan. A zapewniam, że jest się czym cieszyć.


Od seansu minął już tydzień, a ja nadal mam w głowie rozmaite sceny, konkretne, przepełnione akcją, kadry. W tym filmie wszystko doskonale współgra: obraz, muzyka i treść, tworząc spójną całość, która wciąga widza od samego początku projekcji i trzyma jeszcze długo po jej zakończeniu. Prawdziwa uczta, nie tylko dla fanów japońskiej animacji, lecz dla wszystkich kinomanów.

Zawartość wydania DVD:
Płyta 1
- Komentarz reżysera i producenta
- Zwiastuny filmu
- Dźwięk: angielski DD 5.1, japoński DTS, lektor polski DD 5.1
- Napisy polskie
Płyta 2
- Jak powstawał "Appleseed"
- Teledysk Boom Boom Satelites
- Niepokazywane dotąd, wydłużone wersje trailerów
- Galerie postaci i mechów
- Galerie prezentujące poszczególne etapy powstawania projektów

Tytuł: Appleseed
Tytuł oryginalny: Appurushîdo
Reżyseria: Shinji Aramaki
Scenariusz: Haruka Handa, Tsutomu Kamishiro
Muzyka: Ryuichi Sakamoto, Tetsuya Takahashi, Paul Oakenfold, T. Raumschmiere
Rok produkcji: 2004
Kraj produkcji: Japonia

Brak komentarzy: