piątek, 5 grudnia 2008

Zemsta Hebalończyka

Póki mam możliwość, staram się urozmaicać wrzucane tutaj teksty. Z czasem to się zmieni i będziecie czytać głównie o grach komputerowych i komiksach. To jednak dopiero za kilka tygodni. Teraz jeszcze mam w czym przebierać i dzisiaj wygrzebałem z archiwum tekst pochodzący z numeru 6-7/2006 (kolejny podwójny). Gra, komiks, muza już były, więc teraz czas na film.


To niesamowite jak wiele naprawdę wartościowych, nierzadko doskonałych produkcji filmowych (i nie tylko) umyka naszej uwadze tylko dlatego, że nie mamy żadnego pojęcia o ich istnieniu. Niedawno przeglądając program telewizyjny trafiłem w rozpisce na niewiele mi mówiący tytuł "Zemsta Hebalończyka". Nie przykułby on pewnie wcale mojej uwagi, gdyby nie fakt, że zaraz obok tytułu widniała informacja, że jest to duńska produkcja animowana z 2004. Nowy, pełnometrażowy film animowany? I ja o nim nie słyszałem? Trzeba to sprawdzić.

Przed seansem spodziewałem się klasycznej animacji. Typowe, kolorowe dzieło, którego odbiorcą mają być głównie dzieci. Ewentualnie byłem nastawiony na jakąś produkcję z eksperymentami animacyjnymi (malarskie tła, żywi aktorzy, trochę komputera). Jednak to, co zobaczyłem na ekranie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na początku ujrzałem mroczne, surowe wnętrze. Zaraz - pomyślałem- przecież to nie jest animacja, tylko normalne zdjęcia. Po chwili jednak na arenie pojawili się aktorzy grający w tym obrazie i wszystko stało się jasne. "Zemsta Hebalończyka" to film animowany, ale z wykorzystaniem lalek. Konkretnie marionetek, czyli lalek sterowanych za pomocą sznurków. I tutaj znajdujemy wyjaśnienie angielskiego tytułu filmu: "Strings" (czyli "Sznurki"). Nie myślcie jednak, że film ten przypomina znane z telewizji teatrzyki, w których ubogie lalki paradują na tle kartonowych dekoracji. Tutaj wszystko jest żywe i klimatyczne. Lalki są wykonane doskonale. Mają wyraziste twarze, różnorodne ciała- ich wygląd idealnie oddaje ich charakter. Co prawda mimikę mają cały czas taka samą, ale to tylko jeszcze lepiej buduje klimat filmu i sprawia, że postrzegamy świat drewnianych istot całkowicie inaczej niż nas. Właśnie, świat. "Zemsta Hebalończyka" nie jest zwykłą opowieścią, w której marionetki służą tylko jako forma zaprezentowania historii. Tutaj fakt, że postacie są sterowane przy pomocy sznurków jest niezwykle ważny. Każda marionetka ma świadomość tego, że porusza się dzięki sznurkom! Z nieba zwisają tysiące (jeśli nie miliony) sznurków. Do każdej postaci jest ich przyczepionych kilkanaście. Każdy jest niezwykle ważny, lecz najważniejszy z nich jest sznurek życia, który sprawia, że lalki "żyją". Przecięcie go oznacza śmierć. Widzimy to już na samym początku opowieści, kiedy król, ojciec głównego bohatera, popełnia samobójstwo przecinając właśnie ten sznurek. Przecięcie innych sznurków równa się trwałym kalectwem (bezwładne nogi, ręce, etc.). Do pozbawionej sznurka kończyny nie można przyczepić innej linki, bo przecież musiałaby ona zwisać z nieba. Można, co najwyżej wziąć "zdrową" część od innej lalki. W tym celu hoduje się niewolników. Są oni źródłem części zamiennych. Warto jeszcze dodać, że sznurki lalek łączą się w niebie. Takie połączenie ma nie tylko aspekt fizyczny, ale też duchowy (więzi rodzinne, miłości, przyjaźnie). Jak więc widać, fakt wykorzystania marionetek wyraźnie wpłynął na samą opowieść. Wspomniałem o lalkach, teraz czas na świat, w którym rozgrywa się opowieść. Oprócz tego, że wszędzie widzimy zwisające z nieba sznurki, to jakoś nie różni się on specjalnie od tego, do czego przyzwyczaiła nas większość obrazów z kręgu szeroko pojętego fantasy. Mamy, więc: tłoczne miasta, rozległe pustynie, ośnieżone przełęcze górskie i dzikie puszcze. Cała scenografia jest doskonale wykonana i sprawia wrażenie faktycznego środowiska naturalnego marionetek. Sposób, w jaki jest to wszystko pokazane jest kolejnym (chyba największym) atutem tego filmu. Zdjęcia są doskonałe, niezwykle klimatyczne. Mrok, nietypowe ujęcia, różnorodne plany- nic tylko piać z zachwyty nad pracą operatora. Każdy kadr tego filmu stanowi oddzielne dziełko, które samo w sobie potrafi wprawić w zachwyt. Jeśli chodzi o wizję plastyczną i sposób budowania przy jej pomocy klimatu opowieści, to naprawdę dawno nie widziałem czegoś tak dobrego.


Przejdźmy teraz do fabuły. Jak dla mnie nie stanowi ona nic odkrywczego, ale też nic, nad czym można by płakać z rozpaczy. Typowa epicka opowieść fantasy. Mamy tutaj, więc króla, który pozostawia swoje królestwo synowi imieniem Hal. Chłopakowi jednak na drodze staje zły wuj. Wuj jak to wuj- knuje, mąci, podjudza i nade wszystko kłamie niemiłosiernie. Oczywiście bohater udaje się w podróż, w trakcie, której wyjaśni się tajemnica śmierci jego ojca, sam chłopak zaś zmieni swoje spojrzenie na świat i... zakocha się (a jakżeby inaczej!). Podobne historie mieliśmy już i u Tolkiena, i u Herberta, no i u Lucasa też. Jeśli szukać dalej to i Szekspira jest tutaj niemało. Czy fabuła jest zła? Nie, ona jest po prostu troszkę mało oryginalna. Na szczęście pomysł z sznurkami daje tej opowieści nowy wymiar i całości nie ogląda się jak jednej wielkiej powtórki z rozrywki. Zresztą któż nie lubi takich epickich opowieści, w których jest miejsce na dworskie intrygi, nieszczęśliwe miłości i pełne heroizmu bitwy? Przecież właśnie to tygrysy cenią sobie najbardziej. Opowieść nie jest głupia, przekazuje piękne treści, no i potrafi autentycznie wzruszyć. A to, że widzieliśmy podobne historie już nieraz jest, jak dla mnie, sprawą drugorzędną. "Zemsta Hebalończyka" miała zaskakiwać nie fabułą, lecz techniką wykonania i udało jej się to w stu procentach. Czy można tutaj mówić o przeroście formy nad treścią? Na pewno, ale jest to przerost doskonałej formy nad piękną treścią. Ten film się ogląda, a nie patrzy na niego.


Właściwie to podsumowanie zostało zawarte w kilku ostatnich zdaniach poprzedniego akapitu, więc teraz już za bardzo nie mam o czym pisać. Może tak: jeśli macie już dosyć familijnych, komputerowych filmów animowanych, jakich pełno wokół i chcecie przekonać się, że jednak istnieją jeszcze jakieś inne formy animacji, to po prostu musicie dotrzeć do tego filmu (nie gwarantuję, że będzie to łatwe). Dla mnie "Zemsta Hebalończyka" to prawdziwe zaskoczenie, coś, czego się nie spodziewałem, a co wywarło na mnie naprawdę duże wrażenie. Obok "Ciemnego Kryształu" Jima Hensona, najlepsza animacja z udziałem lalek, jaką było mi dane obejrzeć- niech ten fakt posłuży na ostateczną rekomendację.

Tytuł: Zemsta Hebalończyka
Tytuł oryginalny: Strings
Reżyseria: Anders Ronnow-Klarlund
Zdjęcia: Kim Hattesen, Jan Weincke
Scenariusz: Anders Ronnow-Klarlund
Obsada (dubbing w wersji angielskiej): James McAvoy, Catherine McCormack, Ian Hart, Derek Jacobi, Julian Glover, Claire Skinner, David Harewood
Muzyka: Jorgen Lauritsen
Scenografia: David Drachmann, Sven Wichmann
Rok produkcji: 2004
Kraj produkcji: Dania, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania

Brak komentarzy: