wtorek, 9 grudnia 2008

Hellboy: Nasienie zniszczenia

Poprzedni opisywany tutaj komiks to "Diablo". Pozostanę zatem jeszcze w komiksowo-diabelskich klimatach i dzisiaj przedstawię Wam "Hellboya". Jest to jedna z moich ulubionych serii komiksowych (zwłaszcza patrząc pod kątem grafiki) i aż dziwne, że każdy kolejny tom podoba mi się coraz bardziej (rzecz raczej rzadko spotykana). "Nasienie zniszczenia" podarowałem kumplowi na osiemnastkę (spoko, alkohol też mu chyba kupiłem) i uważam, że to jeden z lepszych prezentów, jakie udało mi się wymyślić. A tekst pochodzi z numeru 10/2005.

Hellboy, mimo stosunkowo młodego wieku, już jakiś czas temu zdążył zyskać miano komiksu kultowego. Nikogo, kto sięgnął choć raz po przygody Piekielnego Chłopca, taka sytuacja nie dziwi. Co stoi za wielkim sukcesem, jaki stał się udziałem tej serii? Nie "co", lecz kto- Mike Mignola. Bez wątpienia gdyby niepodważalny talent i wyobraźnia tego twórcy Hellboy nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Mówiąc Mignola myślimy Hellboy, mówiąc Hellboy myślimy Mignola. Jednak, co ciekawe, pierwszy album z przygodami naszego bohatera powstał nie do scenariusza Mike'a, lecz Johna Byrne'a- innej wielkiej postaci amerykańskiego (i światowego) komiksu. I właśnie ten album pragnę dzisiaj przedstawić.


Pomysł Hellboya narodził się w głowie Mignoli w 1991 roku. Początkowo była to postać zdobiąca jeden z konwentowych programów. Pierwsze krótkie opowieści z Hellboyem powstały dopiero w 1993 roku, a pierwszy pełnoprawny album komiksowy rok później. Twórca Hellboya, nie do końca pewny swoich umiejętności scenarzysty, poprosił o pomoc Johna Byrne'a. Z ich współpracy narodził się komiks niezwykły: "Nasienie zniszczenia". Już na pierwszy rzut oka widać w nim inspiracje twórczością H. P. Lovecrafta, a jeżeli dodamy jeszcze do tego niezwykłego bohatera tytułowego, okultystyczne eksperymenty hitlerowców i samego Rasputina, to otrzymamy iście wybuchową mieszankę. Przy pracy nad tym komiksem Mignola z pewnością wiele się nauczył, gdyż scenariusze do kolejnych albumów tworzył już samodzielnie. I to jak tworzył. Jeśli z "Nasieniem zniszczenia" było wspaniale, to z kolejnymi przygodami Hellboya było nierzadko... jeszcze lepiej.

Cała opowieść zaczyna się w 1944 roku. Na Wyspach Brytyjskich specjalny oddział niemieckiej armii, w którym znajduje się wielu wybitnych naukowców i speców od zjawisk paranormalnych, próbuje przywołać demona. Wszystko to w ramach operacji Ragnarok, która ma zapewnić skazanej już na porażkę Rzeszy, ostateczną wygraną z Aliantami. Głównym mącicielem w tej grupce jest Rasputin (tak, ten sam). Wydaje się, że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku i zaraz wśród zebranych pojawi się istota z piekła rodem. Jednak tak się nie dzieje. Demon pojawia się, ale w obozie Aliantów, którzy bacznie śledzą poczynania grupy stojącej za Ragnarokiem. Demon wygląda jak dziecko i dlatego zyskuje przydomek Hellboy. Mija pięćdziesiąt lat. W tym czasie zostaje powołane do życia BBPO (Biuro Badań Paranormalnych i Ochrony). Hellboy staje się jego najlepszym agentem. Istota, która miała być sprawcą klęski Ameryki, teraz służy temu krajowi. Może jednak nie tyle Ameryce i niegdysiejszym Aliantom, co tym, którzy pragną uchronić świat przed szeroko pojętymi siłami zła. Demon staje się najlepszą bronią w walce z innymi demonami. Tyle wprowadzenia fabularnego. Więcej nie zdradzę, żeby nie psuć wam przyjemności z poznawania tej wspaniałej opowieści. Dodam tylko, że pojawią się w niej: pradawne, złe moce, uśpione do tej pory pod lodami Arktyki; stary, posępny i wielki dom na odludziu; wielopokoleniowa, rodzinna tajemnica i w reszcie nasz stary znajomy- Rasputin. Zapewniam, że emocji podczas lektury nie zabraknie. John Byrne to wybitny twórca (jest nie tylko scenarzystą, lecz również rysownikiem), a "Nasienie zniszczenia" z pewnością można zaliczyć do jego najbardziej udanych komiksów.

Przejdźmy teraz do tego, co jest prawdziwym gwoździem programu w "Nasieniu ziszczenia": rysunków. Mike Mignola to jeden z najlepszych komiksowych rysowników nie tylko w USA, lecz na całym naszym globie. Skąd tak odważne stwierdzenie? Sięgnijcie po ten komiks, a się przekonacie. Niektórzy powiedzą, że przecież twórca Hellboya wcale nie ma więcej talentu niż wielu innych, współczesnych rysowników. W sumie to prawda. Kreska Mignoli, sama w sobie, jakoś specjalnie nie wybija się z amerykańskiej średniej (średniej tych naprawdę dobrych rysowników, trzeba dodać). Widoczne jest to zwłaszcza w starszych komiksach autora (tych z lat 80.). Co więc jest takiego szczególnego w obrazkach, tworzonych przez pana Mignolę? Jego pomysł na rysunek, na komiks w ogóle. Proste, oszczędne barwy i wszechobecny mrok- to jego cechy charakterystyczne. Do tego pozornie prosta, lekko kanciasta, ale tak naprawdę niezwykle realistyczna kreska. Postacie, ich kontury, w Hellboyu wyglądają dosłownie tak, jakby autor wydobywał je z mroku, z otaczającej całe kadry czerni. Niesamowite wrażenie. Chyba nikt nie potrafi tworzyć tak klimatycznych rysunków, jak Mignola. Najważniejszy jest tutaj pierwszy plan, tło mało kiedy występuje- jeśli jednak już, to jest to tło zapierające dosłownie dech. Rzeźby, elementy architektoniczne, misterne ornamenty- wszystkie te elementy, u Mignoli są ultra realistyczne i w przepiękny sposób kontrastują z prostymi sylwetkami postaci. Co jeszcze? Kolory. W "Nasieniu zniszczenia" są one dziełem Matthewa Hollingswortha. Ciemne, szare, ogólnie bure barwy, w których jest jeden mocny akcent: czerwona postać samego Hellboya. "Nasienie zniszczenia" (jak i inne komiksy o Hellboyu) dowodzi, że doskonały graficznie, współczesny komiks, wcale nie musi mieć nakładanych komputerowo, niezwykle efekciarskich, kolorów. Podsumowując: jeśli szukacie konkretnych doznań estetycznych, to Hellboy jest jednym z najlepszych wyborów (zwłaszcza na naszym, nadal dosyć ubogim w stosunku do Zachodu, rynku komiksowym).

Wypadałoby już zakończyć ten artykuł. Tylko jak? Jak podsumować dzieło, które się uwielbia i które zasługuje na słowa o wiele lepiej oddające jego artyzm, niż te, które ja mógłbym wymyślić? Pójdę wiec na łatwiznę i posłużę się tutaj trzema zdaniami, pochodzącymi ze wstępu do "Nasienia zniszczenia", a których autorem jest Robert Bloch: "Jesteśmy już daleko od "sztuki pop", daleko od Andy'ego Warhola i świata onirycznych wyobrażeń kultury narkotyków. Nowe, twórcze podejście, jakie znajdujemy w "Hellboyu", to sztuka, która ewoluuje sama z siebie, doskonale pasując do dnia dzisiejszego. Poza tym, to czadowa lektura!".

„Hellboy: Nasienie zniszczenia”
Scenariusz: John Byrne
Rysunki: Mike Mignola
Wydawca: Dark Horse Comics (1994)
Wydawca PL: Egmont Polska (2001)
Liczba stron: 128
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolorowy

Brak komentarzy: