niedziela, 31 sierpnia 2014

Zrywa się wiatr

Nie czekając na polską premierę najnowszy film Hayao Miyazakiego obejrzałem niecały tydzień temu. Kilka dni później ze zdumieniem odkryłem, że "Zrywa się wiatr" znajduje się na liście premier kinowych na dzień 29 sierpnia bieżącego roku. Jego opis znalazłem nawet na stronie najbliższego multipleksu. W aktualnym repertuarze próżno go jednak szukać. Pewnie za jakiś czas się pojawi, w limitowanej liczbie seansów, w dodatku w godzinach południowych, ew. za miesiąc czy dwa w "Klubie konesera". Tak to już jest z tymi anime na polskich ekranach...


"Zrywa się wiatr" to obraz wyjątkowy. Życząc jak najlepiej panu Miyazakiemu, można przypuszczać, że jest to prawdopodobnie ostatni obraz tego wielkiego reżysera (zwłaszcza po tym, jak w końcu zeszłego roku ogłosił on, że przechodzi na emeryturę i opuścił studio Ghibli). O wyjątkowości wspomnianego filmu świadczy również fakt, iż jest to biografia, konkretna historia osadzona w konkretnych realiach historycznych. Oprócz przedstawień snów głównego bohatera, próżno w niej szukać, tak typowych dla wspomnianego reżysera, elementów fantastycznych. Co w takim razie zostało ze starego Miyazakiego? Dwa elementy, które od zawsze charakteryzują jego dzieła: pacyfizm i miłość do lotnictwa. Czy może być lepsze zwieńczenie kariery tego reżysera, niż obraz opowiadający o prawdopodobnie największym japońskim konstruktorze samolotów? Jest tylko jeden szkopuł: wspomniany konstruktor jest ojcem najsłynniejszego japońskiego samolotu bojowego.

Miyazaki wybrnął z tej sytuacji, przedstawiając Jirō Horikoshiego jako człowieka zafascynowanego konstruowaniem samolotów, a nie latających maszyn do zabijania - inżyniera, który dla poprawy osiągów najchętniej pozbawiłby swoje myśliwce uzbrojenia. Konstruował on samoloty bojowe, gdyż w ówczesnej Japonii nie miał innej możliwości realizacji własnych marzeń. Nie mam pojęcia, na ile ten romantyczny obraz głównego bohatera jest prawdziwy, ale japońskim nacjonalistom ponoć nie bardzo przypadł on do gustu.

W "Zrywa się wiatr" nie ma fantastyki, niemniej w snach głównego bohatera odnaleźć można obrazy wojny, które nasuwają skojarzenia z tymi z "Ruchomego zamku Hauru". Projekty postaci, przywiązanie do detalu - to elementy, które nie pozostawiają wątpliwości co do tego, kto jest reżyserem tego filmu. "Zrywa się wiatr" to nie brutalny, do bólu realistyczny obraz wojny, który pokazał Isao Takahata w "Grobowcu świetlików". Miyazaki właściwie nie pokazuje działań zbrojnych. Wojenne zniszczenia i pożoga pojawiają się tylko w snach. Nawet kiedy pokazane zostaje wielkie trzęsienie ziemi w Tokio, to jakoś nie wygląda ono na katastrofę, która zmiotła z powierzchni ziemi 2/3 obszaru tego miasta. Groza w filmie pojawia się głównie podczas wyprawy Horikoshiego do Niemiec. Reżyser jasno sugeruje, gdzie pojawiło się zło, które za kilka lat wciągnie świat w kolejną wielką wojnę. Japonia to przy rodzącej się III Rzeszy tylko biedny kraj, który ledwo wiąże koniec z końcem, niemniej mając imperialne zapędy musi inwestować w rozwój militarny. Oceńcie sami, na ile taki obraz jest prawdziwy. Miayazaki nie ocenia swoich rodaków, ale też właściwie nie musi tego robić, gdyż omawiane anime nie jest filmem wojennym. Widmo wojny pojawia się głównie w snach i jest tyleż przerażające, co nierzeczywiste.

"Zrywa się wiatr" wygląda wspaniale, jak na produkcję studia Ghibli przystało. Niemniej nie oszołamia już tak jak "W krainie bogów" czy wspomniany "Ruchomy zamek Hauru". Wydaje się, że to film z nieco niższej półki. Bardziej kameralny. Może taki właśnie miał być, może Miyazaki chciał nakręcić go głównie dla siebie, a nie swoich widzów? To wyjaśniałoby m.in. brak elementów fantastycznych. Poza tym omawianej produkcji brakuje zapierających dech scen... Akcja toczy się niespiesznie, a co jakiś czas pojawiają się nowe wątki, które nie zawsze udaje się zgrabnie rozwinąć. Muszę to napisać wprost: momentami ten film po prostu nuży. Wątek miłosny zajmuje sporo miejsca, lecz kiedy w końcu para bohaterów się spotyka, to ich historia przegrywa z historią samolotu. Ale tak chyba miało być - Miyazaki chciał pokazać jak miłość do kobiety przegrywa z miłością do samolotów. Horikoshi poświęcił dla swego marzenia wszystko i nigdy tak naprawdę nie przestał marzyć. Mimo swego geniuszu pozostał dzieckiem i właśnie to łączy go z pozostałymi bohaterami Miyazakiego. Nausicaä, Kiki, Hauru to tylko niektóre spośród "dzieci" japońskiego reżysera, które uwielbiają latać. Można w związku z tym podejrzewać, że tworząc film o konstruktorze machin latających, tak naprawdę stworzył on film o sobie.

Mimo że "Zrywa się wiatr" nie jest obrazem wybitnym, to jako zwieńczenie kariery wybitnego reżysera - jakim bez wątpienia jest Hayao Miyazaki - sprawdza się doskonale.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Muszę wybrać się na to do kina. Uprzedzi to jednak poszukiwanie tytułu w repertuarach różnych kin, bo niestety w tych 'głównych' informacji o nim niestety brak. A szkoda, bo zapowiada sie na prawdę cudownie.
www.nikodemcio.blogspot.com

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

http://somethingiswrongsorry.blogspot.com/
zapraszamy.