niedziela, 10 stycznia 2010

Vampire Hunter D: Żądza krwi

Kolejny dzień, kolejne anime. Ot, taki weekendowy wybryk.


"Vempire Hunter D" powstał w połowie lat osiemdziesiątych. Opowieść o przyszłości, w której panoszą się wampiry była czymś naprawdę oryginalnym (jak na tamte czasy). Fakt, że głównym bohaterem uczyniono dhampira - pół wampira, pół człowieka, który poluje na nieśmiertelnych krwiopijców, zalatywał już co prawda marvelowskim "Blade'm", ale dało się to jakoś przetrawić. Po wspomnianą animację sięgnąłem w zeszłym roku, blisko 25 lat po jej premierze. I tak jak niektóre produkcje nie starzeją się w ogóle, tak z tą czas obszedł się niezwykle brutalnie. Archaiczna animacja, dziwny (w tym mniej pozytywnym sensie) klimat i niezbyt wciągająca fabuła sprawiły, że srodze się na tym obrazie zawiodłem. A spodziewałem się naprawdę niezłego widowiska, zwłaszcza, że w pamięci miałem obraz pt. "Vampire Hunter D: Żądza krwi" - film z roku 2000, który stanowi zaprzeczenie reguły, że kontynuacje są gorsze od pierwowzorów. Wczoraj go sobie odświeżyłem.

Fabuła jest prościutka, niemniej warto coś o niej napisać. Wampir Meyer Link porywa kobietę imieniem Charlotte. Ojciec dziewczyny oczywiście chce ją odzyskać, więc wynajmuje łowców: braci Marcus (towarzyszy im Leila - typowa osobniczka, która swoją drogę życiową odnalazła w zemście...) oraz tytułowego D. Co istotne, nikt się nie spodziewa, że uprowadzona niewiasta kocha swego porywacza... I w zasadzie tyle. Reszta fabuły to już pościg. Oczywiście bracia będą rywalizować z D, wszak nagrodę zgarnia tylko ten, kto odzyska Charlotte. Po drodze bohaterowie trafią m.in. do niezwykle oryginalnego miasta Barbarii, a w finale spotkają Carmillę - potężną wampirzycę, którą przed wiekami podobno zgładził sam Dracula. Aby nie było wątpliwości: historia nie grzeszy oryginalnością, bohaterowie są albo niesłychanie papierowi, albo zbytecznie przerysowani, a coś ciekawszego dzieje się dopiero w końcówce. Niemniej trzeba przyznać, że ogląda się tą produkcję zaskakująco dobrze.

Jakość wykonania tego anime nie pozostawia nic do życzenia. Zderzenie stylistyk westerenu i gotyku, mimo iż wydaje się karkołomne, to wypada całkiem nieźle. Zamek Carmilli, karoca Meyera, gigantyczne płaszczki przemierzające pustynie - takie elementy dowodzą, że twórcom wyobraźni nie brakowało. Mało? To co powiecie na gotycką rakietę? Na początku filmu pojawia się nawet stacja kosmiczna, która ma wiele elementów gotyckich. Miłośnicy późnośredniowiecznych katedr powinni być zadowoleni... "Vampire Hunter D: Żądza krwi" razi kiczem na odległość, ale jest to ten rodzaj kiczu, który cieszy każdego miłośnika gier komputerowych i anime akcji. Wielki koleś z wielkim młotem, czołg z krzyżami, wspomniana rakieta czy sam tytułowy bohater, który jest mrocznym kolesiem w gigantycznym kapeluszu - prawda, że brzmi jakoś znajomo?

Poziom animacji pierwszego i drugiego "Vampire Hunter D" dzielą lata świetlne. W dwójce o wiele lepsza jest także muzyka, która doskonale wpasowuje się w klimat opowieści. Mimo, że sam film jest przewidywalny, bohaterowie sztampowi, a dialogi (a zwłaszcza monologi) kłują w uszy, to całość stanowi naprawdę fajną, odprężającą rozrywkę. Jeśli od anime oczekujecie przede wszystkim akcji, a wielkie roboty i cycate laski już wam się przejadły, to "Vampire Hunter D: Żądza krwi" powinna przypaść wam do gustu.

Brak komentarzy: