Pora zakończyć kolejny długi okres posuchy. Gdyby założycielom odbierano blogi z powodów zaniedbania, to pewniakiem już dawno bym nie uprawiał tego skromnego poletka. Na szczęście jest inaczej, więc mogę Was uraczyć kolejnym tekstem. Tym razem trochę nad nim siedziałem, przez co wrzucam go również na Polygamię. W ten sprytny sposób postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Oba teksty różnią się tylko screenami. A pochodzą one ze "Street Fighter IV", "Mortal Kombat" i "Street Fighter X Tekken". Przyjemnej lektury!

Od dłuższego czasu
chodził za mną tekst o mordobiciach. Nie do końca wiedziałem jaką
formę powinien on przybrać, ale pewne było, że muszę się za
niego zabrać. Powodów ku temu było kilka: na nowo zainteresowałem
się tym gatunkiem, zacząłem czytać artykuły traktujące o jego
historii, no i odgrzebałem tekst, który dziesięć lat temu
popełniłem do „CD-Action”. Ilość bzdur, które w nim
wypisałem przyprawiła mnie o ból zębów. Dzisiaj, po latach,
sporo się zmieniło i nie zamierzam pisać monografii mordobić.
Inni zrobili to zdecydowanie lepiej. Każdego, kto chce bliżej
poznać ten gatunek, odsyłam do bardzo dobrego opracowania na
Wikipedii, artykułu na
Racketboy lub 120 numeru „Retro
Gamera”, gdzie w tekście pod dosyć mylącym tytułem
The Evolution Of Beat-’em-ups przedstawiono pokrótce historię
klasycznych bijatyk, dorzucając do tego dyskusyjny ranking
najfajniejszych postaci i wywiad z producentem czwartego
Street
Fightera.
Jeśli jednak nie macie
ochoty na czytanie długaśnych, pisanych po angielsku tekstów, to
wystarczy, że będziecie wiedzieć, iż cała historia mordobić
dzieli się - w wielkim uproszczeniu - na okres przed
Street
Fighter II i po nim. Ta gra jest tym dla bijatyk, czym
World
of WarCraft dla sieciowych RPG. Przed 1991 rokiem mordobicia
miały się całkiem dobrze, wyszło parę istotnych gier, a sam
gatunek przybrał formę, którą znamy do dzisiaj, ale to właśnie
drugi Uliczny Wojownik sprawił, że w bijatyki zaczął grać cały
świat. Potem było już z górki. Eksplozja tytułów spod szyldu
SNK, kolejne bijatyki Capcomu (w większości tworzone na automaty z
płytą CPS-2), odpowiedź Zachodu w postaci serii
Mortal Kombat,
pojawienie się pierwszego mordobicia 3D, czyli
Virtua Fightera...
W 1995 roku magazyn „Electronic Gaming Monthly” określił
zjawisko niesamowitej popularności mordobić jako „Most Appalling
Trend”. W międzyczasie na rynku pojawiły się 32-bitowe konsole i
szał na dobre mógł trafić pod strzechy, a fani mordobić
podzielić się odpowiednio na: miłośników
Tekkena (czytaj:
posiadaczy PlayStation) i
Virtua Fightera (czytaj: posiadaczy
Saturna). Właściciele komputerów PC nie mieli co liczyć na
wspomniane wyżej hity, a kiedy już taki
VF pojawił się na
blaszakach to ze sporym opóźnieniem. Niemniej powodów do narzekań
też większych nie było. Ukazywały się kolejne
MK, mutacje
SF II oraz mnóstwo mniejszych, czy raczej mniej popularnych,
tytułów. Mocno upraszczając, można przyjąć, że wszystko się
zmieniło w styczniu 1998 roku, kiedy to na łamach secret
service'owego kącika „Kombat Korner” Gulash ogłosił koniec
pecetowych mordobić... Guru miłośników gatunku bez owijania w
bawełnę podsumowywał swoje spostrzeżenia na temat sytuacji na
rynku:
Jeśli więc posiadasz
PeCeta, a twoim ulubionym gatunkiem gier są mordobicia, masz dwa
wyjścia. Musisz sprawić sobie sobie konsolę, albo zmienić
zainteresowania. Piszę to z największym na świecie bólem w sercu,
ale nie zamierzam cię oszukiwać, że jest inaczej niż jest.
Od tej pory „Kombat
Korner” miał się pojawiać na łamach „SS” tylko
okazjonalnie. Na szczęście w kolejnym numerze zamieszczono recenzję
Street Fighter Alpha, więc zniknięcie kącika nie było
nagłe. Cały 1998 rok przyniósł zresztą sporo niespodzianek.
Wiosną pojawił się świetny Last Bronx, w lecie Mortal
Kombat 4, a jesienią Bio F.R.E.A.K.S. W samym „Secret
Service” miał miejsce poważny kryzys redakcyjny i związany z nim
rozłam. Gulash odszedł z pisma, o mordobiciach zaczął pisać
Emilus, a chwilę później Konsolite. O bijatykach na PC nie było
już jednak zbyt wiele do pisania, zaś na tle kolejnych lat rok 1998
można było uznać za całkiem obfity. I choćby z tego względu w
Kompedium Wiedzy 4 Emilus mógł napisać:
Ubiegły rok 1998
można zaliczyć do udanego dla mordobić na PC. Zaczął się dość
optymistycznie STREET FIGHTER-em ALPHA (w Japonii nazywanym SF ZERO),
który okazał się być udaną konwersją konsolowego dzieła firm
CAPCOM.
Prawda, że brzmi jakby
dotyczyło całkiem innych dwunastu miesięcy niż te, których
przyszłość Gulash rysował w jak najczarniejszych barwach?
Wracając jednak do 1999, to poza Street Fighterem Alpha 2 (na
Wikipedii widnieje data 1998, ale do rodzimych graczy ta gra dotarła
nieco później), którym Capcom wyraźnie udowadniał, że nie
zapomniał o rynku PC, właściwie nie ukazało się żadne
interesujące mordobicie. Polski rynek był tutaj szczególnie
pokrzywdzony, gdyż jeśli już nawet jakieś mordobicie pojawiło
się na komputerach osobistych, to wcale nie było przesądzone, że
znajdzie ono w naszym kraju dystrybutora. Ewenementem jest tutaj fakt
wypuszczenia przez firmę Coda paków, w których można było
znaleźć m.in. Battle Arena Toshinden i Samurai Shodown
(obie bodajże w swych drugich odsłonach). Agonia gatunku
postępowała i mimo że jeszcze jakoś dychał, to chyba nikt, kto
podchodził do niego na poważnie, nie miał co liczyć, że jakoś
uda się obejść konieczność zakupu konsoli. Niestety, prawda była
brutalna, tym bardziej, że salony gier (do niedawna główny bastion
mordobić) zaczęły powoli znikać z polskiego krajobrazu.

Nie przeszkodziło to
jednak Konsolite'owi reaktywować „Kombat Korner” - tym razem
jako dział poświęcony mordobiciom na wszelkie możliwe platformy
do grania. Co ciekawe, wcale nie było to jakimś wielkim novum, gdyż
wcześniej (jeszcze w 1997 roku) Gulash też pisał o bijatykach
wykraczając poza rynek PC. Widać było, że nowy redaktor wkłada
sporo serca w swój kącik (chociaż np. tekst poświęcony Jetowi Li
czy recenzję Fighting Force 2 mógł sobie darować). I on
musiał jednak spojrzeć prawdzie w oczy i napisać, że:
Rynek mordobić na
nasze blaszaki umarł śmiercią tragiczną. Jest to fakt smutny,
jednak, niestety – prawdziwy. Większość firm tej branży już
dawno odwróciła swój wzrok od komputerów osobistych i skierowała
go w stronę konsol i automatów. Od czasu do czasu otrzymujemy
wprawdzie ochłap w postaci jakiejś konwersji, jednak zazwyczaj jest
ona albo słaba, albo po prostu spóźniona. Miłośnikom mordobić
fakt ten jest znany i co bardziej zamożni z nich zaopatrzyli się
już w niezbędny osprzęt, by umożliwić sobie granie w najnowsze
nawalanki.
Konsolite doskonale
zdawał sobie sprawę z tego faktu już wcześniej, jednak dopiero w
numerze z grudnia 2000 roku - dzieląc się powyższym spostrzeżeniem
- zaproponował wszystkim miłośnikom mordobić, którzy chcieli
pozostać wierni pecetowi, konkretną alternatywę: emulatory.
Oczywiście sprawa legalności takiego rozwiązania stanowi temat na
oddzielne rozważania. Faktem jest, że na przełomie wieków można
było grać na komputerach PC w stare mordobicia, które się na tych
sprzętach ukazały, bądź... stare mordobicia, które ukazały się
na automatach lub konsolach poprzednich generacji. W listopadzie
2001, kiedy do kiosków zawitał ostatni numer „Secret Service”,
nic się w tej kwestii nie zmieniło.

I jeszcze długo miało się nie zmienić. Pierwsze pierwiosnki
pojawiły się wraz z pecetowymi odsłonami serii
Guilty Gear,
które w naszym kraju można było nabyć z kilkuletnim opóźnieniem
wraz z „Clickiem!” nr 2/2006 (
Guilty Gear XX Reload) oraz
„CD-Action” nr 10/2006 (to samo
Guilty Gear XX Reload) i
4/2006 (
Guilty Gear Isuka). Potem śnieg znowu przykrył
ukochany przez wielu gatunek... W 2008 roku na maszynach arcade
zadebiutował
Street Fighter IV. Już w kolejnym roku ukazał
się on na PlayStation 3, Xboxie 360 i... PC. Tak ważny tytuł
zawitał także na poczciwe blaszaki, co jest wydarzeniem tyleż
ważnym, co nie do końca docenionym. Po prostu mordobicia jako takie
straciły na znaczeniu. Na konsolach triumfy święciły bijatyki 2D,
przeżywając właśnie swoją drugą młodość. Działo się tak
głównie za sprawą kolejnych produkcji
Arc System
Works – twórców wspomnianej wyżej serii
Guilty Gear,
ale także
BlazBlue i
Persona Arena. Poza tym na
sprzętach Sony i Microsoftu można było pograć w kolejne odsłony
tak popularnych serii jak
Tekken,
Virtua Fighter,
Dead
or Alive czy
Soul Calibur. Ofensywa mordobić mocno jednak
w tym czasie przycichła. Świeżych tytułów (nie licząc produkcji
2D) pojawiało się jak na lekarstwo, a nowi gracze gustowali w
innych gatunkach niż weterani pamiętający lata 90.
Street Fighter IV
spotkał się mimo to z bardzo dobrym przyjęciem, nasuwając
analogie z legendarnym poprzednikiem sprzed niemal dwóch dekad (dla
jasności: chodzi o Street Fighter II). Zresztą skojarzenia
ze SF II budzi nie tylko system walki czy sięgnięcie po
zestaw najbardziej klasycznych postaci, ale także fakt wypuszczania
kolejnych wersji, które poprawiały rozgrywkę i wydłużały tytuł
pierwotnej gry (np. Super Street Fighter IV).

Mordobić nadal ukazuje się niewiele, ale twórcy na szczęście już
nie omijają peceta szerokim łukiem. Po
Street Fighter IV
dostaliśmy m.in.
Street Fighter x Tekken oraz
Mortal
Kombat. Na przestrzeni lat to może niewiele, ale patrząc na to,
co dzieje się w samym gatunku, można nieśmiało stwierdzić, że
nie ma na co narzekać. Oczywiście dalej nie ma co liczyć na
Soul
Calibura czy
Tekkena (niestety na nowe części
Virtua
Fighter, którego dwie pierwsze odsłony ukazały się na PC
kilkanaście lat temu, też nie). Ich producent zapowiedział jednak
wydanie nowego tytułu tylko na PC. Bijatyka od Namco na blaszakach
jako exclusive? Kiedyś taki news byłby tematem na osobną odsłonę
„Kombat Korner”. Przyglądając się bliżej
Rise of
Incarnates – bo o tym tytule mowa – wyraźnie jednak widać,
że z klasycznymi mordobiciami nie ma on zbyt wiele wspólnego i
bliżej mu do pojedynków w trybie deathmatch znanych z gier FPS, zaś
sam system walki pewnie będzie miał więcej wspólnego z tym znanym
z serii
Darksiders niż choćby z
Tekkenem. No i dodać
należy, że gra będzie free to play (podobnie zresztą jak ostatnie
odsłony sztandarowych bijatyk Namco). I chociaż szczerze wierzę,
że wspomniana gra nie będzie tak słaba jak
Archeblade, to w
istocie może mieć z nią sporo wspólnego pod względem rozgrywki.
Wszak w opisie tej ostatniej produkcji możne przeczytać,
że jest to „free to play 3D multiplayer fighting game”.

Mordobicia kiedyś miały naprawdę mocną pozycję. Później
stopniowo zniknęły z komputerów PC, aby na dobre zadomowić się
na konsolach. Dzisiaj, kiedy wychodzi ich coraz mniej a nowe tytuły
nie wywołują tyle zamieszania co kiedyś, pececiarze nie muszą się
już czuć pokrzywdzeni. Owszem, nadal mogą narzekać, ale nie są
już w swym malkontenctwie odosobnieni. Nawet posiadacze konsol
skazani są na odgrzewane kotlety, czy - jak pokazują najświeższe
przykłady - model free to play. Mało tego, nawet najlepsze i
najgłośniejsze ze świeżych produkcji nawiązują do klasyków
sprzed dwóch dekad:
Street Fighter IV odświeża formułę
Street Fightera II,
Mortal Kombat czerpie garściami z
trzech pierwszych części tej słynnej serii, a model rozrywki ze
Street Fighter X Tekken Capcom wprowadził już w 1996, w
X-Men vs. Street Fighter. Znamienne, że wszystkie z tych gier
są w istocie bijatykami 2D (nawet jeśli posiadają trójwymiarową
grafikę). Czy to przez nostalgię, czy faktycznie drugi wymiar
najbardziej pasuje do tego typu produkcji? Gulash na łamach „Kombat
Korner” wieszczył stopniowy zanik bijatyk 2D, a tymczasem mają
się one nie gorzej (jeśli nie lepiej) niż produkcje, w których 3D
nie ogranicza się tylko do grafiki, lecz pozwala na swobodne
przemieszczanie się po arenie. To jednak temat na
oddzielne rozważania...

Ograniczeni do pecetów
miłośnicy mordobić dawno nie mieli tak dobrze. Capcom nadal o nich
pamięta, współczesne komputery bez problemu radzą sobie z
emulatorami sprzętów, na które wychodziły najlepsze bijatyki (od
automatów przez PlayStation po Dreamcasta), a combosy mogą ponadto
nabijać w grach akcji, w których walka stanowi istotny (i dobrze
opracowany) składnik rozgrywki: od Dust: An Elysian Tail
poczynając a na Batman: Arkham City kończąc. Nic tylko
grać. Zatem nie przedłużam już i wracam do wspinaczki po
kolejnych stopniach wieży w Mortal Kombat.