piątek, 13 lutego 2009

Batman: Miecz Azraela

Dochodzi dziewiąta, za oknem zimno, śnieżno i niefajnie, a z głośników radośnie charczy Ministry- cóż, pora zacząć nowy dzień. Dzisiaj proponuję tekst z numeru 7-8/2005. Jak teraz przeglądam te wszystkie komiksowe artykuły, to dochodzę do wniosku, że mocno przesadzałem. W każdym tekście nawiązanie do TM-Semic, cudownych czasów komiksów o superbohaterach, masa sentymentalizmu i prób analizy polskiego rynku komiksowego. Przyznaję: te teksty mogły być nie tylko mniej grafomańskie, ale zwyczajnie krótsze, a treściwsze. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że "RF" nie był zinem dla miłośników komików, lecz gier (zatem, takie łopatologiczne wyjaśnianie wszystkiego, uznawałem wtedy za usprawiedliwione). Nie pozostaje mi już nic innego, jak prosić o wyrozumiałość i zaprosić do lektury.


Niełatwe jest ostatnimi czasy życie fana komiksów o superbohaterach. Komiksowy rynek w Polsce się rozwija, powstają nowe wydawnictwa, ukazują się coraz lepsze (i coraz lepiej wydane!) serie, ale gdzieś w tym wielkim boomie zapomniano o prostym, szarym miłośniku cudaków w kolorowych trykotach. Doszedł do tego wszystkiego upadek Fun Media (dawne TM-Semic), a później równie szybko, jak na nim pojawiło się, znikło z rynku komiksowego Axel Springer ze swoim Dobrym Komiksem. Coś tam jeszcze próbuje działać na wspomnianym poletku Mandragora, ale różnie jej to wychodzi. Co więc czynić? Chyba tylko siąść, zaszlochać i sięgnąć po raz enty do starych, ale ciągle jarych, pozycji. Dzisiaj przedstawię właśnie jedną z nich- komiks ponad dziesięcioletni, lecz ciągle urzekający scenariuszem pełnym akcji i wspaniałymi, dopieszczonymi rysunkami.

W USA "Miecz Azraela" ("Sword Of Azrael") wydano jako czteroczęściową mini serię w 1992 roku. U nas ten tytuł pojawił się już dwa lata później, jako pojedyncze "Wydanie specjalne" #9 [1/1994]. Jego wydawcą było, rzecz jasna, wydawnictwo TM-Semic. Komiks ten miał wszelkie zadatki, aby stać się ponadczasowym hitem, a mimo to wydaje mi się, że dzisiaj pamiętają go już tylko nieliczni maniacy. Nie stał się tak znany jak inne "Wydania Specjalne", na czele z "Lobo", "Sądem na Gotham" i "Aliens vs. Predator". Czemu tak się stało? Może, dlatego, że ten komiks był tak typowy, tak klasyczny w formie, a przez to niczym nie wyróżniał się z masy podobnych tytułów. Niczym się nie wyróżniał? Tylko pozornie.

"Miecz Azraela" to historia pewnego chłopaka: Jean Paul Valleya, który nagle wciągnięty zostaje w świat wiekowych tajemnic i niezwykłej misji, jaka została złożona na jego barki. Tytułowy Azrael to anioł zemsty na usługach zakonu św. Dumasa. Zakon ten jest odłamem templariuszy, który jeszcze w średniowieczu się usamodzielnił i odizolował. Wszyscy bracia musieli być ślepo posłuszni wewnętrznym zasadom zgromadzenia, a ci, którzy w jakiś sposób działali na jego szkodę skazywali się na śmierć- śmierć z ręki anioła zemsty. W każdym pokoleniu był Azrael. Ostatnim, który dostąpił tego zaszczytu był ojciec Jeana Pauala, który został śmiertelnie postrzelony w trakcie wykonywania swej misji, przez zbuntowanego członka zakonu, LeHaha. Ostatkiem sił doczołgał się do mieszkania swego syna i dał mu instrukcje (synowi, nie mieszkaniu...), dzięki którym młodzieniec dotarł do siedziby zakonu w Szwajcarii. Tutaj spotkał Nomoza, dziwacznego karła, który stał się jego nauczycielem i wyjaśnił mu cel, w jakim tu przybył. Otóż chłopak od najmłodszych lat przygotowywany był do roli Azraela. Trenowano zarówno jego psychikę, jak i ciało. Nauczył się sztuk walki, niesamowitej odporności na ból, a przede wszystkim ślepego posłuszeństwa zakonowi. Wszystko to działo się bez udziału świadomości Jeana Paula- w stanie hipnozy. Teraz Valley odkrywa tajemnicę swego ojca i jednocześnie swoją. Dociera do niego, że nie ma wyboru- bycie aniołem zemsty to jego przeznaczenie i jedyny cel w życiu. A co do tego wszystkiego ma Batman? Powinno wystarczyć, jeśli wspomnę, że ojciec Jeana Paula został zabity w Gotham. Jednak dodam jeszcze, że Batman szybko dochodzi do wniosku, że w całą sprawę zamieszany jest LeHah i jego tropem wyrusza do Szwajcarii. Tutaj już akcja toczy się lawinowo (dosłownie i w przenośni). LeHah staje się sługą demona Biisa- największego wroga Azraela, a nasi bohaterowie trafiają kolejno do Anglii i Teksasu. Więcej szczegółów nie zdradzę, żeby nie psuć przyjemności czytania. Sami z radością odkryjecie tę fabułę, jeśli tylko uda wam się dotrzeć do tego, bądź, co bądź, rzadkiego komiksu.

Ok, zajmijmy się teraz sprawami "technicznymi". Otóż za szkic w "Mieczu Azraela" odpowiada nie kto inny, tylko sam Joe Quesada. Wówczas dopiero stawiał on pierwsze kroki w zawodzie, a omawiany komiks był jednym z ważnych szczebli w jego karierze. Karierze niezwykle błyskotliwej, gdyż dzisiaj pan Quesada jest... szefem Marvela. Ale wróćmy do rysunków. Otóż ilustracje są po prostu perfekcyjne. Każdy strona, każdy kadr, to dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach komiksowa perełka. Tutaj nie ma nic przypadkowego, wszystko jest przemyślane i na miejscu. Quesada to prawdziwy perfekcjonista, w dodatku posiadający ogromny talent. Jego ilustracje są realistyczne, ale bez przesady. Nie ma tutaj ultra realistycznych rysów twarzy, czy super szczegółowych scenografii. Po prostu: rysunki są typowo komiksowe, lecz przy tym niezwykle staranne. Joe nie eksperymentował- on narysował komiks najlepiej jak potrafił, bez zbędnych udziwnień i tanich popisów. Ci, którzy lubią klasyczną, amerykańską kreskę powinni być usatysfakcjonowani. Niewiele komiksów może się poszczycić takim dynamizmem, przy jednoczesnym, niezwykłym dopracowaniu każdego kadru. Szkic Quesady doskonale uzupełnia tusz nałożony przez Kevina Novlana i kolory Loverna Kindzierskiego. Ten pierwszy sprawił, że rysunki stały się bardzo mroczne- czyli takie, jakie w Batmanie być powinny. Kindzierski natomiast użył palety barw bardzo stonowanej, bez jaskrawych kolorów, dzięki czemu opowieść zyskała nieco na powadze i nie sprawia wrażenia kolejnej, pełnej wybuchów, nawalanki. Chociaż trzeba dodać, że ani wybuchów, ani nawalanek tutaj nie brakuje...

Scenariusz. Za samą historię odpowiada Dennis O'Neil. Scenarzysta ceniony i rzetelny. "Miecz Azraela" to żadna opowieść z głębią i przesłaniem. Ot, przyjemny rozrywkowy komiks, który poszczycić się może naprawdę oryginalnym pomysłem na fabułę i niezwykłym klimatem. Ci, którzy lubią akcję będą usatysfakcjonowani. Podobnie zresztą jak i ci, których jarają mistyczne klimaty. Lubicie stare, średniowieczne, tajne bractwa, w których aż roi się od pradawnych tajemnic i dziwnych kodeksów, obowiązujących ich członków? Dobrze trafiliście. O'Neil snuje opowieść niezwykle ciekawie. Tutaj nie można się pogubić. Wszystko jest jasne i klarowne. Większą cześć komiksu wypełnia akcja, ale czasami autor zwalnia, aby parę rzeczy wyjaśnić czytelnikowi. Wiele wydarzeń jest komentowanych, czy to przez Azraela, czy Batmana, czy nawet Alfreda- wiernego lokaja Bruce'a Wayne'a. Komentarze te są prowadzone w formie przeszłej, a kończą się w momencie, w którym opowieść danej postaci dociera do momentu bieżącego historii. Jest to zabieg nietypowy, a przy tym bardzo fajny i prezentujący nie tylko samą akcję, ale i osobiste uwagi poszczególnych komentatorów. Podsumowując: O'Neil odwalił kawał świetnej roboty i dowiódł swego wielkiego kunsztu.


Postać Azraela stworzona na potrzeby tego komiksu stała się tak popularna i hm... chwytliwa, że nie tylko zyskała swoją własną serię, ale też odegrała niebagatelną rolę w comiesięcznych przygodach Mrocznego Rycerza. TO właśnie Jean Paul Valley zastąpił Bruce'a Wayne'a w obowiązkach Batmana, po wydarzeniach zaprezentowanych w historii pt.: "Knightfall". Później oczywiście wszystko wróciło do normy, ale przez kilka miesięcy to właśnie dawny Azrael był mrocznym obrońcą Gotham. Nie czas jednak i miejsce, aby się na ten temat rozpisywać. Co jeszcze o komiksie "Batman: Miecz Azraela"? Chyba już nic. Z mojej strony nie pozostało, bowiem już nic innego jak tylko gorąco polecić waszej uwadze tę doskonałą (tak pod względem fabuły, jak i rysunków) opowieść. Ostrzegam jednak, że jeśli szukacie wysublimowanych, intelektualnych historii, to nie macie tu czego szukać. "Miecz Azraela" to rozrywka w najczystszej postaci. Doskonały komiks traktujący o superbohaterach. Komiks, jakiego niestety próżno szukać dzisiaj na rynku.

"Wydanie Specjalne" #9 [1/1994] - "Batman: Miecz Azraela"
Scenariusz: Dennis O'Neil
Rysunki: Joe Quesada
Tusz: Kevin Novlan
Kolory: Lovern Kindzierski
Tłumaczenie: Katarzyna Rustecka
Wydawca: DC Comics (1992)
Wydawca PL: TM-Semic (1994)
Format: B5
Papier: offsetowy
Oprawa: miękka
Druk: kolor

Brak komentarzy: