niedziela, 1 lutego 2009

Komisarz Żbik: Kim jest „Biała Mewa”?

Nawet miałem dzisiaj zamiar skrobnąć co nieco o StarCrafcie, ale jednak odczekam do pełnego miesiąca i dopiero wtedy zaprezentuję Wam drugą odsłonę Sześciokącika. Blizzard ujawnił bowiem nowe screeny, na których gra wygląda jakoś inaczej: mniej bajkowo i kolorowo, za to mroczniej i hmm... dla mnie sztuczniej. Naprawdę lubię te jaskrawe kolory w grach Blizzarda. Cóż, ale chyba temu tylko służą screeny. Jak się nie ma gotowych innowacji w grze, to się rzuca obrazki- niech fani się zachwycają, albo narzekają... Grunt żeby nie przestawali czekać na StarCrafta 2. I nie przestaną- taka polityka firmy. No, ale o tym za tydzień (jeśli znowu nie zawalę). Teraz zapraszam do recki komiksu, bo o dziwo dawno żadnej nie umieściłem. Ta poniżej pochodzi z numeru 11-12/2006. Od siebie dodam, że w sumie szkoda, że odrodzonemu Żbikowi tak szybko ponownie się zeszło. Śledziu zrezygnował, ale przecież Robert Adler miał przejąć jego historię, po czym seria miała trafić pod ołówek Maćka Mazura (nawet kilka plansz już światu pokazał). Cóż, może kiedyś coś jeszcze ruszy (i nie chodzi mi o materiały promocyjne dla lokalnych komend policji).


Dawno nie widziałem żeby jakiś komiks miał u nas taką promocję, jak reaktywowana seria o Żbiku. W prasie i necie można było znaleźć na jego temat masę informacji, a każdy z jesiennych konwentów/festiwali komiksowych miał, jako jedną z głównych atrakcji, premierę tego komiksu i spotkanie z jego twórcami. Założę się, że również w radiu i telewizji poświęcono tej premierze wiele miejsca (ostatnio mam zbyt małą styczność z tymi mediami, aby zakład ten zweryfikować). Sama premiera, mimo, że trochę później niż zapowiadano, to jednak w końcu nastąpiła i nareszcie możemy porównać to, co zapowiadano z tym co otrzymaliśmy.

Twórcy (a raczej wydawnictwo) zapowiadali, że nowy "Żbik" będzie prawdziwym złotym środkiem, który zadowoli zarówno starych (w tej chwili to już dosłownie "starych") fanów serii, jak i tych, którzy z sympatycznym stróżem prawa spotkają się po raz pierwszy... Przyznam się, że mimo iż sama seria klasycznych "Żbików" nie jest dziełem, o którym nigdy bym nie słyszał, czy nie miał o nim choćby bladego pojęcia, to jednak żadnego z zeszytów wchodzących w jej skład nie przeczytałem. Może to uprzedzenia, może lenistwo, a może świadomość, że na rynku jest tyle ciekawych pozycji, że nie ma sensu obcować z reliktami PRL-u (choćby nie wiem jak były kultowe). Wątpię abym po lekturze "Białej Mewy" zmienił swe nastawienie. Co wcale nie znaczy, że komiks ten jest zły- ot po prostu, jakoś nie przepadam za konwencją sensacyjno-detektywistyczną. Ale po kolei.

Po pierwsze scenariusz. Szczerze powiedziawszy to historia nawet jest niezła, może zaintrygować etc., tylko, że jak wspomniałem wyżej, to kompletnie nie moje klimaty. Jak ktoś z wypiekami na twarzy śledzi kolejne polskie seriale o policjantach, których ostatnio prawdziwa fala przetacza się przez nasze telewizory, ten na pewno zasmakuje w opowieści, jaką snuje nam pan Krupka. Mimo jednak, że nie specjalnie mnie takie rzeczy ruszają to sprawności w prowadzeniu opowieści scenarzyście nie mogę odmówić. Mamy piękną kobietę (tytułowa Biała Mewa), mamy i jakieś podejrzane interesy i wielki świat filmowców. Są i szybkie samochody, i nowoczesna technika, i różne interesujące miejscówy (Warszawa, Sopot, Berlin). Prawie jak Bond, prawie... Tych jednak, którzy oczekują pościgów, strzelanin, czy seksu muszę rozczarować. W komiksie tym nie pada najmniejszy nawet wystrzał (ba, spróbujcie w nim jakiegoś pistoletu poszukać). Nawet ci, którzy oczekują swojskich, policyjnych wulgaryzmów będą zawiedzeni. Mamy tutaj, bowiem do czynienia z komiksem dla każdego, czyli tak naprawdę dla starszych dzieci (czy jak kto woli: młodszej młodzieży). Jednak uroku głównemu bohaterowi nie można odmówić. Komisarz Michał Maciej Żbik to wnuk legendarnego kapitana Żbika (głównego bohatera starej serii). Jest do niego łudząco podobny, a przy tym równie prawy, dzielny, inteligentny i szarmancki (toż to faktycznie jakiś Bond). Z uwagi, że "Komisarz Żbik" to seria dla młodszego czytelnika taki wybór bohatera i jego charakteru nie powinien dziwić. Tak jak niegdyś dziadek, tak teraz wnuk stanowić ma wzór dla nieletniego czytelnika historyjek obrazkowych. Mimo to, komiks spokojnie może strawić również czytelnik o znacznie bardziej zaangażowanym wieku i sposobie postrzegania świata. Zresztą to nieważne, bo ten komiks i tak kupuje się dla rysunków.

Tak, rysunki! Gdyby nie one, z pewnością te pięć złotych przeznaczyłbym na coś innego (czytaj: dwa złociste napoje z pianką). Uwielbiam kreskę Śledzia i każde jego nowe dzieło łykam bez większego marudzenia (nawet świąteczne etykiety Pepsi...). W "Białej Mewie" pan Michał pokazuje klasę i naprawdę trudno mieć jakiekolwiek "ale" do jego pracy. Ci, którzy kojarzą seryjne "Osiedle Swoboda" natychmiast rozpoznają charakterystyczny styl, przesycony żywymi, jaskrawymi kolorami. Bardzo podoba mi się patent z zaznaczaniem tuszem tylko pierwszego planu (głównie postaci). Tego rodzaju rysunki widzieliśmy już na okładkach późnych numerów "Produktu"; tutaj natomiast pojawiają się również w samym zeszycie (i zdobią jego śliczną okładkę). O dziwo "młodzieżowy" styl Śledzia świetnie sprawdza się w niby nowoczesnym, ale nadal bardzo konserwatywnym "Żbiku". Dodatkowy plus to smaczki, jakie rysownik wplata w niektóre kadry. Przykładowo: na jednym kadrze widać Niedźwiedzia z "Osiedla Swoboda", a na innym Smutnego z tej samej serii. Ponadto na komputerze w sopockiej komendzie wyraźnie widać screen z "Dooma". Ogólnie rysunki w "Komisarzu Żbiku" to jego największy atut i dla nich samych warto zakupić ten komiks.

Podsumowania nadszedł czas. "Komisarz Żbik" nie jest rzeczą dla koneserów, raczej czymś dla maniaków, którzy albo są miłośnikami starej serii, albo łykają każdy, nowy polski komiks, jaki pojawia się na rynku. Jeśli jesteście fanami niezłych opowieści kryminalnych to kupujcie śmiało, jeśli nie to może wpierw przejrzyjcie ten komiks. Kiedy zobaczycie rysunki to i tak go kupicie.

"Komisarz Żbik: Kim jest „Biała Mewa”?"
Scenariusz: Władysław Krupka
Rysunki: Michał "Śledziu" Śledziński
Wydawca: Mandragora
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 24
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 5 zł

Brak komentarzy: