poniedziałek, 26 stycznia 2009

Batman: Rok pierwszy

Jakimś cudem dzisiaj czuję się już lepiej (co oznacza, że do pracy jednak iść trzeba...). Widocznie to było zwykłe zatrucie pokarmowe. Dobra, już się nie rozczulam nad swoim układem pokarmowym i zapraszam do lektury kolejnego tekstu, który pochodzi z numeru 3/2005.


Batman to jeden z najsłynniejszych bohaterów komiksowych na świecie, więcej, to jedna z najważniejszych postaci kultury popularnej w ogóle. Myślę więc, że „Nietoperkowi” należy się w końcu występ w resetycznym dziale komiksowym. Ale o czym by tu napisać? Przecież Batman zasługuje na coś więcej niż krótką wzmiankę biograficzną. Zresztą i tak każdy orientuje się mniej więcej w historii Człowieka-nietoperza. No bo chyba, drogi czytelniku, nie powiesz mi, że obce ci są takie pojęcia jak: Gotham, Batmobil, czy najpopularniejsi bohaterowie tej serii komiksowej (Bruce Wayne, Joker, Catwoman)? Zostawmy więc może genezę powstania Batmana i skupmy się na tym co nas najbardziej interesuje: na komiksie. No i tutaj staję przed kolejnym dylematem. Batman to jeden z nielicznych bohaterów komiksowych, który ma wyjątkowe szczęście do naprawdę dobrych historii. W zasadzenie najlepsze komiksy, jakie swego czasu wychodziły w naszym kraju, to właśnie Batmany (zwłaszcza na początku lat dziewięćdziesiątych). Spójrzcie na jakikolwiek ranking amerykańskich komiksów superbohaterskich, a na pewno znajdziecie tam co najmniej kilka Batmanów. Na sto procent w ścisłej czołówce takiego rankingu, będzie zaś „Dark Knight Returns” („Powrót Mrocznego Rycerza”) Franka Millera- kultowy komiks, który całkowicie zmienił nie tylko samą serię o Człowieku-nietoperzu, lecz w ogóle wszystkie komiksy o zamaskowanych bohaterach. Wysoką pozycję będzie też pewnie zajmował „Batman: Year one”. Trochę przekornie (w końcu wypadałoby omówić solowe arcydzieło Millera, skoro już jest takie ważne, nie?), pragnę dzisiaj przedstawić właśnie tę wybitną pozycję. Myślę, że czytelnik, który do tej pory nie miał bliższej styczności z komiksami o Batmanie, powinien od tej konkretniej historii zacząć swoją przygodę z Mrocznym Rycerzem. A dlaczego? Po wytłumaczenie zapraszam już do lektury poniższego tekstu.

"Batman: Year one" po raz pierwszy został wydany w 1987 roku, nakładem wydawnictwa DC. Niezorientowanych informuję, że DC Comics to, obok Marvela, potentat tamtejszego rynku, któremu zawdzięczamy nie tylko Batmana, lecz również Supermana, czy mniej u nas znanych Green Lanterna, Wonderwoman i wielu innych przyjemniaczków w trykotach, a także tzw. ambitniejsze pozycje (wydawane w imprincie Vertigo) takie jak „Sandman” i „Preacher” („Kaznodzieja”). Aha, "bożyszcze milionów": Lobo, to też "marka" DC. Ale wróćmy do Batmana. Mamy to szczęście, że wspomniany album ukazał się i w naszym pięknym kraju (w 2003 wydał go Egmont) i właśnie to wydanie zostanie przeze mnie omówione (czy jak kto woli: zrecenzowane).

„Batman: Rok pierwszy” (polskie tłumaczenie „Year one”- chyba oczywiste...) to pięknie wydany, niemal stu stronicowy, album, za który trzeba też, niestety, niemało zapłacić (niecałe 25 złotych). Gwarantuję jednak, że zakup to jak najbardziej wart swojej ceny i naprawdę lepiej kupić jeden doskonały komiks niż kilka tańszych, ale zdecydowanie gorszych. Co do jakości wydania nie można mieć żadnych zastrzeżeń, a i tłumaczenie Jarosława Grzędowicza jest bardzo dobre, więc polski czytelnik nie może się czuć pod żadnym względem pokrzywdzony czy oszukany.

Najważniejszy w komiksie jest scenariusz. I o nim trochę teraz (nie za dużo by nie psuć przyjemności czytania). Otóż panie i panowie, za historię zawartą w tym albumie odpowiada nie kto inny jak sam mistrz Frank Miller. Taka informacja, sama w sobie, stanowi rekomendację każdego komiksu. Miller to jedna z najważniejszych postaci w branży, która tworzy historie naprawdę na poziomie (co najmniej) i ma status żywej legendy. Ale nie o scenarzyście miało być, lecz o scenariuszu. Jak sam tytuł wskazuje „Rok pierwszy” to opowieść o początkach Batmana. Nie jest to jednak zwykła, typowa opowieść o zemście na Jokerze. W komiksie tym największy wróg naszego bohatera w ogóle się nie pojawia (no chyba, że w retrospekcjach, jako bezimienny zabójca jego rodziców). Mamy za to walkę z korupcją w policji i na szczytach miejskiej władzy. Gotham, tutaj przedstawione, nie jest jakimś na poły futurystycznym, na poły neo-gotyckim tworem, lecz zwykłym amerykańskim, dużym miastem, mnie osobiście kojarzącym się z Chicago. To miasto to jednak prawdziwe siedlisko zbrodni- miejsce, do którego nikt by nie chciał trafić, a co dopiero w nim mieszkać. I do takiego właśnie miejsca przybywa porucznik James Gordon- drugi bohater tej opowieści. Uczynienie Gordona (znanego z przygód Batmana już jako komisarz Gordon) pierwszoplanową postacią „Roku pierwszego” było prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Właściwie to nieraz, podczas lektury, odnosiłem wrażenie, że Gordona jest w komiksie więcej niż samego Wayna (zamaskowanego czy też nie). Śledzimy zarówno problemy w pracy, jak i sytuację rodzinną prawego porucznika. Dzięki temu „Bataman: Rok pierwszy” można postrzegać jako znakomitą opowieść kryminalną (z elementami obyczajowymi), a nie jak komiks fantastyczny. Nie ma tu miejsca na jakieś niedomówienia, wszystko wydaje się niezwykle realistyczne i prawdopodobne (nawet sam Batman). Cała historia jest mroczna i ponura, nie brakuje w niej krwi i cierpienia. Rzadko widzimy miasto za dnia (w reszcie dowiadujemy się, przy okazji, w jakich dokładnie godzinach „pracuje” Batman). Ale czy naprawdę nie ma w tym komiksie żadnego klasycznego bat-wroga? No może nie do końca, gdyż pojawia się tutaj Selina Kyle (późniejsza Catwoman- także w tym albumie!) oraz asystent prokuratora okręgowego Harvey Dent (tak, ten sam, który później stanie się gangsterem o przydomku Dwie Twarze- tutaj jednak jest jeszcze postacią jak najbardziej pozytywną). Na koniec omawiania scenariusza warto wspomnieć, że podobnie jak głównych bohaterów, tak i narratorów, ta historia ma dwóch. Są to oczywiście Batman/Bruce Wayne i James Gordon. Trzeba przyznać zabieg wyjątkowo pomysłowy i udany. Dzięki takiemu posunięciu możemy bowiem lepiej poznać to co siedzi w głowach nieustraszonej dwójki. Nie piszę już więcej o samej opowieści, bo dzieło Millera trzeba naprawdę poznać samemu. Gwarantuję, że jest co poznawać...

Przyszła kolej na stronę graficzną komiksu. Za ilustracje w „Roku pierwszym” odpowiada David Mazzucchelli. Jakie są jego rysunki? Takie jak cały komiks: dopracowane, lecz niespecjalnie skomplikowane, stanowiące dzieło sztuki i jednocześnie łatwe w odbiorze. Trzeba przyznać, że idealnie pasują do przedstawionej historii. Pełno w nich realizmu i pozornej prostoty, pełno mroku, który przepełnia cały komiks. Charakterystycznym ich elementem jest nietypowo nałożony tusz: grube, mocne linie, które wyraźnie zaznaczają kontury postaci. Do proporcji i perspektywy nie można mieć żadnych zastrzeżeń- Mazzucchelli to prawdziwy fachowiec. Ważnym elementem ilustracji są kolory. Tutaj odpowiada za nie Richmond Lewis- artystka na co dzień zajmująca się malowaniem obrazów. Czytelnikowi przyzwyczajonemu do nowych komiksów, w których kolory są nakładane komputerowo, a ich paleta potrafi przyprawić o zawrót głowy, proste, szarawe barwy „Roku pierwszego” mogą się wydać archaiczne, by nie powiedzieć przestarzałe i brzydkie. Ale to właśnie kolory wydobywają z rysunków dodatkową głębię. Paleta barw jest niewielka, lecz wystarczająca, aby ukazać brud, mrok i ogólną szarówę jaka wypełnia Gotham. Tam gdzie trzeba, pani Lewis używa żywszych kolorów (wybuchy i światła). Niektóre patenty są tak zaskakujące, a jednocześnie tak proste, że kolorystce naprawdę należą się słowa największego uznania. Np.: nocne niebo pokolorowane na czerwono (w tej scenie, na ulicy, aż roiło się od radiowozów z włączonymi kogutami), czy pędzący na motorze, cały żółty Gordon (na chwilę oświetla go wystrzał z pistoletu). Takich rozmaitych smaczków jest więcej. Zapewniam, że jeśli tylko poświęcicie ilustracjom „Roku pierwszego” nieco czasu, to urzekną was one, tak jak mnie i na zawsze już pozostaniecie pod ich urokiem.

Aby niepotrzebnie nie przeciągać: „Batman: Rok pierwszy” to komiks doskonały. Jest dopracowany pod każdym względem: ma bardzo dobre rysunki, wyśmienity scenariusz, no i jest wydany, tak jak komiksy wydawane być powinny (czytaj: porządnie). W naszym kraju wiele lepszych komiksów nie znajdziecie. O tym, że „Rok pierwszy” to ścisła czołówka komiksów z Batmanem w roli głównej, nawet nie trzeba wspominać. Jesteś początkującym fanem Człowieka-nietoperza? Musisz kupić, aby lepiej zrozumieć tę wyjątkową postać. Stary z ciebie wyjadacz i o Batmanie wiesz już wszystko? Też musisz kupić, bo to pozycja dla ciebie obowiązkowa (zresztą, pewnie i tak już ją posiadasz). Jesteś tylko zwyczajnym fanem komiksów? Eee, widział kto kiedy fana komiksów, który nie lubi Batmana? Tak, czy inaczej musisz kupić! Kurczę, wychodzi na to, że robię Egmontowi reklamę. No dobra, wystarczy jak przeczytacie, kupować nie trzeba, ale nie zmienia to faktu, że posiadać taki album w swoich zbiorach po prostu wypada.

"Batman: Rok pierwszy"
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: David Mazzucchelli
Kolory: Richmond Lewis
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz
Wydawca: DC Comics (1987)
Wydawca PL: Egmont Polska (2003)
Liczba stron: 96
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy

Brak komentarzy: