sobota, 3 stycznia 2009

Kroniki miecza #1

Dzisiaj kolejny rodzynek. Czemu? Bo bardzo rzadko piszę o rzeczach, o których mogę wypowiedzieć się w sposób jednoznacznie negatywny. A taki jest właśnie tekst o "Kronikach miecza". Co prawda, trochę na siłę, szukam plusów i jakoś je znajduję, ale nie zmienia to faktu, że omawiane dziełko jest komiksem fatalnym. Zatem zapraszam do skosztowania mego jadu (prosto z numeru 2/2007).


Stereotypy są złe, krzywdzące i wypaczają nasz pogląd na wiele spraw- to prawda. Co jednak zrobić, kiedy mimo najszczerszych chęci raz po raz trafiamy na coś, co tylko utwierdza nas w mylnym (?), stereotypowym myśleniu i sposobie, w jaki patrzymy na wiele rzeczy? Ja, co prawda, nie uważam się za czytelnika uprzedzonego do azjatyckich komiksów, ale z czystym sercem muszę przyznać, że nie zawsze tak było. Mangi kojarzyły mi się z bezmyślną młócką, głupimi minami, oraz wielkimi oczami (i jeszcze większymi cyckami). Później trafiłem na kilka przykładów, które całkowicie zmieniły mój sposób patrzenia na dalekowschodnie historie obrazkowe. Ba, stałem się nawet zagorzałym zwolennikiem anime, czyli upraszczając „ruchomej mangi”. Teraz jednak moje dawne obawy i uprzedzenia powróciły, a wszystko za sprawą komiksu „Kroniki miecza” (chociaż wielkich oczu tu nie ma).

Co prawda, jeśli miałbym być precyzyjny, to omawiane dzieło jest manhwą, czyli komiksem koreańskim, ale tak naprawę to granica pomiędzy komiksami z Japonii i Korei jest na tyle płynna, że każdy laik (taki jak ja) jej nie dostrzeże. Ale przejdźmy może w reszcie do meritum. Otóż „Kroniki miecza” to opowieść fantastyczna, która klimatem zbliżona jest do japońskich, konsolowych RPG spod znaku Final Fantasy. Wiecie, takie pomieszanie czystej fantasy z nowoczesną technologią i elementami futurystycznymi. Z jednej strony mamy więc „kosmiczne” motory, a z drugiej walki, toczone za pomocą klasycznych mieczy. Do tego dodajmy magię, czy raczej jakieś super-hiper ataki i już będziemy wiedzieć, czego się po tej manhwie spodziewać. Walka, walka i jeszcze raz walka. Aha, przepraszam, są jeszcze biusty (konkretnie to jeden) i nieudolne żarty. Cała akcja obraca się wokół wędrówki dwóch braci: Hong Kil-Tonga i Tanu, którzy przemierzają krainę Chosun i... tak, zgadliście: nieustannie walczą z kolejnymi hordami wymyślnych przeciwników. Do tego dochodzi oczywiście piękna księżniczka, którą nasi bohaterowie uratowali i za którą mają nadzieję otrzymać sowitą zapłatę (no, to już jest jakiś pomysł...). Ogólnie o fabule tego komiksu ciężko cokolwiek napisać, bo nie jestem pewien czy ona w ogóle istnieje. Prędzej nazwałbym to „coś”: planem prezentacji kolejnych obrazków.

A obrazki są tutaj nie byle jakie. Właściwie to odnoszę wrażenie, że Oh Se-Kwon stworzył manhwę, gdyż miał świadomość, ze komiks jednak lepiej się sprzeda niż tomik z samymi grafikami. Widać, że rysownik ma talent i nie sposób odmówić jego pracy dynamizmu, chociaż z drugiej strony widoczna dokładność i precyzja sprawia, że zatraca się gdzieś, tak ważna w komiksie, ekspresja. Uczciwie jednak: obrazki w „Kronikach miecza” to kawał porządnego, azjatyckiego warsztatu w pierwszorzędnej postaci. Nie ma tu przypadkowych kresek, wszystko jest dopieszczone i miłośnikom takich klimatów naprawdę może się podobać. W sumie to może się podobać wszystkim miłośnikom dobrej grafiki.

Naprawdę nie wiem, co jeszcze napisać o „Kronikach miecza”. Mimo najszczerszych chęci komiks ten nie wzbudził we mnie żadnego entuzjazmu. Z tym większą obawą zasiądę do lektury tomu drugiego, który niedawno miał swoją premierę i który również posiadam. Coś mi mówi, że będzie to moje ostatnie spotkanie z tą serią (chociaż chciałbym się mylić). Podsumowując mogę stwierdzić, że gdybym miał osiem lat to „Kroniki miecza” by mnie zachwyciły, gdybym miał trzynaście mogłyby mi się naprawdę spodobać. Ja jednak mam znacznie więcej na karku, a nawet gdybym był o te pięć lat młodszy (czyli świeżo po przekroczeniu przepisowej granicy), to odbierałbym tą manhwę tak samo jak teraz. Tym bardziej dziwi mnie informacja zamieszczona z tyłu okładki, że tomik, który trzymamy w ręku jest przeznaczony dla osób pełnoletnich. Bo przemoc? Bo duży, ale zasłonięty, biust? Bo słowo „K***a” (tak jest zapisane!) w jednym, jedynym miejscu? Panowie, bez jaj! No chyba, że rzeczone 18+ jest magnesem, który ma przyciągnąć młodszych, spragnionych zakazanej rozrywki, czytelników... I to jedyne sensowne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy i tym samym pozwala wierzyć, że ktokolwiek przeczyta „Kroniki miecza”.

"Kroniki miecza" tom 1
Scenariusz: Oh Se-Kwon
Rysunki: Oh Se-Kwon
Wydwca: Daiwon C.I. Inc. (2004)
Wydawca PL: Kasen Comics (2006)
Liczba stron: 192
Format: 12,5 x 19 cm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały

Brak komentarzy: