piątek, 2 stycznia 2009

Prince of Persia: The Sands of Time

I znowu tekst z numeru 2/2005. Omawiana poniżej gra całkiem niedawno pojawiła się w wydaniu specjalnym "KŚ Gry", więc za bardzo przystępną cenę możecie pograć w jedną z najlepszych zręcznościówek ostatnich lat. Kolejne dwie części ("Warrior Within" i "The Two Thrones") też warto sprawdzić. No i zostaje jeszcze najnowsza odsłona serii (już niepowiązana fabularnie z poprzednikami) pt.: "Prince of Persia" (tak po prostu). Z innych rzeczy, to właśnie zakończyłem całodniowy maraton z serialem "Kompania braci" i wcale nie uważam, żeby dzień przed ekranem był zmarnowany...


Właściwie to nie wiem, co ta gra robi w retro, bo zaliczyć jej do staroci w żaden sposób nie można. Ma przecież trochę ponad rok (ukazała się w grudniu 2003). Tak naprawdę to upływu czasu wcale po niej nie widać i nawet dziś deklasuje pod względem oprawy wszystkich konkurentów. No, ale trudno, giera nowością już nie jest, więc siłą rzeczy musiała trafić do takiego, a nie innego działu. Tyle wyjaśnień, teraz już zapraszam do właściwego tekstu.

Pierwsza, powstała w 1989 roku, część Prince of Persia była prawdziwym przełomem. Cudowna, dopracowana produkcja, która na długie godziny przykuwała do kompa. Później była dwójka (bardzo podobna do jedynki, ale jednak ciut gorsza), a w 1999 ktoś postanowił przenieść Księcia w modny trzeci wymiar i tak powstała Prince o Persia 3D. Niestety gra była bardzo kiepska, nie umywała się do swych wielkich poprzedników i lepiej spuśćmy na nią zasłonę milczenia. Wydawało się, że klasyki nie da się wskrzesić, że Prince of Persia nie da się w żaden sposób unowocześnić. Lepiej zostawić legendę w spokoju i nie szargać jej dobrym imieniem. W takim myśleniu jest sporo racji. Ileż to mieliśmy nieudanych kontynuacji, remeaków etc.? Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy doszli do wniosku, że na pewno "dadzą radę" Księciu i... naprawdę im się udało! Ci ludzie to studio z Montrealu, tworzące pod skrzydłami Ubi Soft.


Fabuła gry nie jest może szczególnie oryginalna, ale nie jest też płytka i nużąca. Ot, dobre uzasadnienie naszych poczynań, które potrafi zaciekawić i sprawić, że zaczniemy identyfikować się z kierowaną przez nas postacią. Oto ojciec naszego bohatera "odwiedza" pałac pewnego maharadży. Towarzyszy mu syn- osobnik młody, energiczny i niezwykle ciekawy świata. Nie dziwi, więc zbytnio, kiedy ów młodzian kradnie, ukryty w pałacu, Sztylet Czasu (przy naszej pomocy rzecz jasna...). W pałacu znaleziona zostaje również wielka klepsydra, w której znajduje się magiczny piasek czasu. Za namową podstępnego wezyra książę wbija sztylet w klepsydrę i w ten sposób uwalnia piasek- piasek, który zamienia wszystkich ludzi w pałacu w piaskowe potwory (takie orientalne zombie). Swoją ludzką postać zachowują jedynie: książę, córka maharadży- Farah i zły wezyr. Teraz, jak łatwo się domyślić, książę musi wszystko odkręcić. Na szczęście w swojej misji nie jest sam. Pomaga mu wspomniana córka maharadży- panna wyjątkowo urodziwa i zwinna, a przy tym potrafiąca strzelać z łuku jak mało kto.

W kwestii rozgrywki PoP: The Sands of Time to prawdziwa gra idealna. Czemu idealna? Z wielu względów, ale decyduje tutaj chyba, doskonałe połączenie w jednej produkcji kilku elementów. Mamy więc: typowo zręcznościowy charakter gry, w której nie brakuje skakania, wspinania się, czy turlania (cechy klasycznej platformówki), mamy też niesamowite, dynamiczne walki (nieskomplikowane, bo nieskomplikowane, ale gwarantuję, że nie powstydziłoby się ich żadne chodzone mordobicie). W reszcie mamy masę łamigłówek. Zadanie te polegają, w przeważającej większości, na dotarciu do końca danej komnaty (musimy odnaleźć właściwą drogę, unikać pułapek i uruchamiać rozmaite mechanizmy). Na ogół nie są one zbyt trudne, ale trafiają się też takie, nad którymi naprawdę "trzeba przysiąść", np. kiedy musimy umieścić w właściwych lukach cztery kryształowe sworznie. Na szczęście nasz bohater to prawdziwy łowca przygód: pomysłowy, dzielny i przede wszystkim niezwykle sprawny fizycznie. Sprawny fizycznie- mało powiedziane. Książę to prawdziwy akrobata, który nie tylko skacze, turla się, czy huśta na linach, ale też biega po ścianach, robi efektowne salta i na dodatek sprawnie posługuje się mieczem. Skoro już wspomniałem o mieczu to może parę słów o walce. Ta, mimo, że nie jest zbyt rozbudowana, to wcale nie nuży. W gruncie rzeczy mamy tylko jeden cios mieczem (plus drugi sztyletem, ale tego używamy do wysysania piasku z potworów) i blok. To mało, lecz w tej grze wystarczy w zupełności. Sprawnie operując myszką możemy, podczas walki, robić prawdziwe cuda: przeskakiwać nad przeciwnikami by im rozpłatać plecy, odbijać się od ścian etc. Naprawdę jest na co popatrzeć. W ogóle całe Piaski Czasu to gra bardzo efektowna. Jest to zasługą nie tylko cudownej grafiki (o niej dalej), ale też możliwości naszego bohatera, który oprócz umiejętności akrobatycznych, zachwyca nas tym, co potrafi jego sztylet (bez skojarzeń proszę). Sztylet Czasu nie tylko wysysa z przeciwników piasek, lecz także może ich "zamrozić", dzięki czemu chwilowo nic nam nie są w stanie zrobić. Poza tym, dzięki tej broni (konkretnie to dzięki Piaskowi Czasu, który gromadzimy przy jej użyciu), możemy cofać grę do momentu nim dosięgła nas śmierć (takie niezwykle użyteczne przewijanie do tyłu), lub też ją spowalniać (wszystkiemu towarzyszą olśniewające efekty graficzne). Rozgrywka rozgrywką, a jak jest z grywalnością? Przy takich "patentach", zastosowanych w grze, nie może być inaczej jak wzorowo. I jest w istocie! Doskonałe zrównoważenie elementów zręcznościowych i logicznych, efektowna walka i niespotykane nigdzie indziej umiejętności głównego bohatera sprawiają, że miód leje się strumieniami, a my przyklejeni do monitora zapominamy o całym bożym świecie.


Teraz, co nieco o oprawie. Od paru lat na rynku gier można zaobserwować niepokojące zjawisko: gry są coraz piękniejsze i jednocześnie coraz głupsze i mniej oryginalne. A im gra ma piękniejsza grafikę tym bardziej jest sztampowa i nudna. Wystarczy spojrzeć na masę strzelanek i wyścigów. Jasne, trafiają się wśród nich perełki, ale spójrzcie na większość przypadków, obedrzyjcie je z "wypasionej grafy" i co wam wtedy zostanie? Proste i nudne gierki, które nic nowego nie wnoszą do swojego gatunku. PoP: The Sands of Time całkowicie mnie zaskoczyła. Przy całej swej świeżości i niesamowitej grywalności jest również najpiękniejszą grą w swojej klasie (i jedną z najpiękniejszych gier w ogóle- nawet teraz, po ponad roku). Piękna i mądra- rzadkie (i tym cenniejsze) połączenie. Piękne tekstury, idealne światła, no i te projekty graficzne (budynki, roślinność, przeciwnicy itp.); ech, opad szczęki gwarantowany! Do tego dochodzi animacja ruchów wszystkich występujących w grze postaci, której nie tylko nic nie można zarzucić, lecz należy ją stawiać jako wzór innym producentom gier.

Co do oprawy dźwiękowej, to czy mogła się ona wyłamać i być kiepska w tak doskonałej produkcji? Oczywiście, że nie mogła... Dźwięki, jakie nam towarzyszą podczas zabawy nie pozostawiają nic do życzenia, są takie, jakie być powinny. Te same odgłosy brzmią zupełnie inaczej z różnej odległości i w konkretnych pomieszczeniach. Do tego dochodzi jeszcze profesjonalny dubbing, w którym naprawdę można wyczuć emocje postaci. Warto tutaj wspomnieć o smaczku, jakim jest komentowanie całej gry przez starego księcia, który snuje opowieść o swoich przygodach. Co do muzyki to niestety nie uświadczymy jej zbyt wiele, gdyż włącza się ona tylko podczas walki. Ale to nawet lepiej, gdyż wtedy mocniej odczuwamy dodatkowy dynamizm potyczek. Mimo, że muzyki jest mało to jest ona naprawdę urozmaicona. Nasze uszy będą pieścić zarówno ostre gitarowe riffy, jak również kojące, orientalne melodyjki. Jak widać (tfu, słychać) ilość poszła w jakość (mało, ale dobrze).


Pora kończyć, czas więc na podsumowanie. Ale co jeszcze można napisać o grze, którą większość serwisów internetowych, branżowych pism i przede wszystkim graczy, uznało za najważniejszą i najlepszą produkcję ostatnich lat? Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyłączyć się do tej opinii i zachęcić was do sięgnięcia po tę, kultową już w tej chwili, pozycję.

Brak komentarzy: