czwartek, 22 stycznia 2009

Weapon X

Dzisiaj bardzo późny, wieczorny wpis. Z ogłoszeń parafialnych: na Alei Komiksu znaleźć możecie moją najnowszą recenzję. Jak zwykle nie obyło się bez kontrowersji i kilku przytyków w komentarzach. Zobaczę co przyniosę kolejne dni... Z kolei tutaj również proponuję tekst o komiksie, jednak zdecydowanie starszy (ale nie tak stary jak opisywany komiks), bo pochodzący z RF nr 10/2006. Myślę, że przy okazji, nadchodzącej wielkimi krokami, filmowej opowieści o Rosomaku, warto przypomnieć sobie rewelacyjny "Weapon X". Jako bonus okładka 84 numeru "Marvel Comics Presents".


Wolverine to bez wątpienie jeden z najsłynniejszych marvelowskich herosów. Postać ta od czasu swojego debiutu w 180 numerze "The Incredible Hulk" przeszła naprawdę niezwykłą drogę. Rosomak z szeregowego członka X-Men zmieniał się w bohatera, któremu poświęcano kolejne wydania specjalne, mini-serie, czy crossovery. Dzisiaj jego status jest niepodważalny. Jest prawdziwą ikoną komiksu amerykańskiego, a z wolna staje się ikoną popkultury w ogóle (patrz: gry, filmy, rozmaite gadżety). Na taką pozycję musiał sobie jednak nasz bohater ciężko zapracować. Dobrze, że miał przy tym niesamowite szczęście do twórców. Jednym z nich był Barry Windsor-Smith.

Twórca, który zasłynął dzięki komiksowym przygodom Conana barbarzyńcy, tym razem wziął na warsztat kanadyjskiego X-Mena. Nie chciał jednak tworzyć typowej nawalanki, w której dobrzy biją złych, stworzył, więc nietypową nawalankę, w której dobrzy biją złych... Tylko, że nie do końca wiadomo w niej, kto jest tym dobrym, a kto złym. W numerach #72-84 "Marvel Comics Presents" zaprezentował nam "Weapon X", historię niesławnego eksperymentu, w którym próbowano przerobić Wolverine'a na Broń X. To właśnie w trakcie tego eksperymentu naszemu ulubieńcowi "wszczepiono" (tak, zdaję sobie sprawę z niestosowności tego słowa) adamantowy szkielet, który wraz z charakterystycznymi pazurami sprawił, że Wolverine zyskał całkiem nowe oblicze i zdecydowanie większą wartość bojową. Logan jednak nie bardzo się ucieszył z takiego prezentu. Po pierwsze: wcale o niego nie prosił, po drugie: kto lubi dostawać prezenty, które sprawiają ból? No to trzeba się jakoś darczyńcom "odwdzięczyć", a że nasz bohater jest dobrze wychowany to nie omieszka powiedzieć, komu trzeba, co myśli o tak niezwykłym podarku. Ucieczka Logana (heh, był film s-f o takim tytule) to moment kulminacyjny całej historii, jednak ma ona miejsce dopiero w jej środku. Zarówno przed nią, jak i po niej, napięcie jednak nie spada, a my z równym zainteresowaniem brniemy przez kolejne kadry. Więcej nie zdradzę, bo "Weapon X" to komiks dosyć hermetyczny i każde, nawet najmniejsze, uchylenie rąbka tajemnicy, mogłoby zepsuć przyjemność poznawania tej opowieści.

Dzieło Windsora-Smitha to klimatyczna historia człowieka, którego za wszelką cenę chce się zamienić w bezmyślne zwierzę. Wolverine jest upodlany, torturowany i nieustannie testowany- wszystko tylko po to, aby zrobić z niego jak najlepszą maszynę do zabijania, sterowaną maszynę do zabijania- wypada dodać. To nie Logan gra tu pierwsze skrzypce, lecz naukowcy, którzy odpowiadają za ten eksperyment. Trzeba przyznać, że bohaterowie to całkiem niezwykli i z wyjątkiem Profesora, nie sprawiający wrażenia typowych komiksowych złych geniuszy. Profesor- no właśnie, tylko on pasuje do roli, w jakiej się znalazł. To dosyć standardowy bezduszny ignorant, który jest przeświadczony o własnym geniuszu i z nikim się nie liczy. Doktor Cornelius - niby poczciwy człowiek, ale nie potrafi w żaden sposób przeciwstawić się Profesorowi. Hines - asystentka Corneliusa, współczuje Loganowi, ale i tak ważniejszy jest dla niej eksperyment. To oczywiście mocno uproszczone charakterystyki głównych bohaterów, każdy z nich, bowiem skrywa jakiś sekret i jest trochę inny niż się nam początkowo wydawało. W tym gronie chyba najciekawiej prezentuje się Cornelius. Dawno nie spotkałem w komiksie superbohaterskim tak ciekawej postaci. Aha, żebyście nie myśleli, że ci naukowcy to jakieś super-łotry. To zwyczajni ludzie w kitlach; jedynym "dziwolągiem" jest tutaj Wolverine. Mimo, że jest inny to jednak ma psychikę taką jak każdy człowiek. Podobnie, mimo, że ma zdolność samoleczenia, to odczuwa ból jak każdy z nas. Należy o tym pamiętać, jeśli chce się pojąć piekło, jakie rozgrywało się w głowie Logana podczas eksperymentu X. A piekło to przedstawiono dzięki niezwykłej narracji i równie niezwykłym rysunkom.

Barry Windsor-Smith może się pochwalić zarówno talentem do pisania, jak i rysowania. Jego kreska nie sili się na nic więcej niż przedstawianie akcji. Nie znajdziemy tu groteskowych twarzy, czy oryginalnej kolorystki. Wszystko jest podporządkowane opowiadanej historii. Autor wie, że ilustracje i scenariusz mają tworzyć spójną, uzupełniającą się, całość. Ma przy tym charakterystyczny styl, który od razu mówi nam, z jakim artystą mamy do czynienia. Bo Barry Windsor-Smitch to prawdziwy artysta. Jego delikatna, ale wyrazista kreska idealnie nadaje się do opowiadania takich historii jak "Weapon X". Historii, w których najważniejsi są bohaterowie, a nie otoczenie. Najlepiej widać to na przykładzie Logana, który wygląda jak współczesny berserker, kiedy z furią atakuje swoich wrogów. Wszędzie jest pełno krwi, a gniew, jaki bije od tej postaci sprawia, że cieszymy się, że nigdy nie nadepnęliśmy jej na odcisk. Gniew i ból- wystarczy spojrzeć na ilustracje (nawet na samą okładkę) by dostrzec te uczucia. Doskonale jest przedstawiona mimika. Nikt tu się nie uśmiecha, na każdej twarzy widzimy za to niezwykłe skupienie. Logan często śpi i wygląda wtedy jak niedźwiedź, którego lepiej nie budzić ze snu zimowego. No a kiedy już się to zrobi... arghh. Windsor-Smith rysuje realistycznie, a przy tym niezwykle ekspresyjnie. Dynamizm scen walk i stateczność kadrów z naukowcami są po prostu tak prawdziwe, że wydaje nam się jakby autor rysował je patrząc na rozgrywające się przed jego oczyma wydarzenia. Do tego dochodzi stonowana kolorystyka, dzięki której baza ukryta gdzieś na północy wieje jeszcze większym chłodem. "Weapon X" to doskonały przykład idealnego dopasowania ilustracji do scenariusza, ale czy mogło być inaczej skoro za oba te elementy odpowiada ta sama osoba?


Omawiany komiks w Polsce ukazał się w piątym numerze "Mega Marvel" (4/94). W swoim czasie był to numer przełomowy i wychwalany pod niebiosa. Bez wątpienia stanowił jeden z najlepszych tytułów w ofercie wydawnictwa TM-Semic. Dziś, po wielu latach nadal zalicza się go do trzech najlepszych "Mega Marveli" (obok "Spider-man: Torment" i "Daredevil: The Man Without Fear "). Jego legenda żyje, a ceny na allegro rosną. Czy jednak w zestawieniu z obecnie wydawanymi zachodnimi perełkami ma jakiekolwiek szanse? Cóż, z pewnością takie tytuły jak "Sandman" czy "Kaznodzieja" znacznie go przewyższają, nie zmienia to jednak faktu, że "Weapon X" to kawał świetnej opowieści i dzieło w naszym kraju kultowe (określenie to, w tym wypadku, nie jest żadnym nadużyciem). Dla fanów Rosomaka i tych, którzy wyrośli na komiksach TM-Semic to pozycja obowiązkowa. Dla wszystkich, którzy uważają się za prawdziwych fanów komiksów również. No i lepiej żeby ludzie z naukowymi ambicjami też przekonali się, czym mogą skończyć się eksperymenty na żywych istotach...

„Mega Marvel #5 [4/1994] - Weapon X”
Scenariusz: Barry Windsor-Smith
Rysunki: Barry Windsor-Smith
Oryginalne wydanie: “Marvel Comics Presents” #72-84
Wydawca: Marvel Comics (1991)
Wydawca PL: TM-Semic (1994)
Liczba stron: 128
Format: B5
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: kolorowy

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Historię powstania Rosomaka uważam za ciekawą, chociaż sama postać w komiksie jakoś mnie nie wzrusza. Co innego w filmie - Hugh Jackman w pierwszej części zagrał REWELACYJNIE.